Skocz do zawartości

Jak zdarzył sie cud? | Forum o ciąży


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

  • Mamusia
A u mnie było to tak:
17-ego tak jak mi kazał pewien lekarz(5dni po terminie) zgłosiłam się do szpitala po wstępnych badaniach okazało się,że wszystko jest dobrze,rozwarcia i skurczy nie ma więc poleżę sobie te dwa dni w szpitalu jak na wczasach bo myśleli,że akcja porodowa rozpocznie się sama. W piątek zdecydowali ,że założą mi balonik(medycznej nazwy nie pamiętam) chodziłam z tym 24 godziny i nie wypadł co oznaczało,że rozwarcie w ogóle się nie zrobiło tak wiec wysłali mnie mnie od razu pod kroplówkę na 5jednostek oksytocyny. W trakcie podawania kroplówki miałam rozwarcie na 1,5cm i skurcze bardzo małe i nie bolesne tak wiec po nie udanej próbie wróciłam po 7godzinach na salę gdzie w końcu mogłam coś zjeść i mała była bardziej aktywna.Na drugi dzień powtórka z rozrywki tylko,że dawka oksytocyny wskoczyła na 10jednostek tak sobie drugi dzień chodziłam,ale rozwarcie się nie powiększyło i skurcze miałam większe,ale nie bolesne 🥴. W niedziel zrobili mi przerwę. W poniedziałek po badaniu przez ordynatora stwierdził,że rozwarcia nie ma i żadnych innych postępów w tym kierunku. Zdecydował,że dziś kolejna dawka kroplówki z oksytocyny a jeśli to nic nie ruszy to we wtorek cesarka bo prawdopodobnie może u mnie występować barak reakcji skurczowych 🥴 I podejrzewa ,że waga dziecka jest większa niż 3,500gr. Akurat poszczęściło mi się i trafiłam na położną ze szkolnej ławy i tak procedura rozpoczęła się o 11ej!! Po 15 minutach kapania kroplówki i po ktg małej bardzo spadło tętno dostałam tlen i wezwani zostali lekarze w 1 minutę podjeli decyzję o cesarce 🤨 Zdążyłam zadzwonić po męża i jeszcze nie kazałam się jemu spieszyć. Od razu wylądował na stole i wszystko się zaczeło. W trakcie wszystko widziałam w odbiciu lampy. Okazało się,że wody są już zielone(a wszyscy twierdzili,że mam pomieszaną datę porodu bo to nie możliwe bo macica jest nie gotowa do porodu) jak ją wyciągneli to lekarz stwierdzi o mamy małego pączka i na pewno nie waży 3,500gr. Nie pokazali mi małej z całego zamieszania łzy mi pociekły jak tylko zaczeła płakać i nikt nie spojrzał o której się urodziła po chwili położna przyniosła mi ją opatuloną w pieluszkę i powiedziała,że waży 4230gram i dostała 10 pkt. i urodziła się o 12.10 🙂 🙂 Ma stópki dziwnie skręcone,ale to od tego,że miała bardzo mało miejsca i wszystko ma wrócić na swoje miejsce po masażach a tak poza tym jest zdrowa 🙂 Po 10 strasznie długich i męczących dniach wróciliśmy do domku szczęśliwi i pewnie długo jeszcze będziemy wpatrywać się w naszą Kruszynkę 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 110
  • Utworzono
  • Ostatniej odpowiedzi

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

Kruszyna faktycznie dobrze, że dalej nie próbowali wywoływać tylko zrobili cc. Już nie mówiąc, że z taką wagą to lepiej, że wyszła cesarka. Malutka jest śliczna a Wy pewnie szczęśliwi 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój poród zaczął się rano o 7:30 w Nowy Rok, jak wstałam poczułam wilgoć i poszłam do wc. Zmieniłam wkładkę i czekałam czy znowu się mokra zrobi. I za jakiś czas się zrobiła, więc wiedziałam że wody mi się sączą, bo już tak miałam przy poprzednim porodzie. Podeszłam do tego spokojnie, bo skurcze miałam mało co. Jak mąż wstał zjedliśmy śniadanie, zrobiłam też dla syna. Zadzwoniłam do siostry czy mi się synem zajmie, dopakowałam torbę. Poszłam się jeszcze wykąpać, poleżałam sobie w wannie. Umyłam i wysuszyłam włosy i stwierdziłam, że jedziemy do szpitala. Byliśmy tam ok południa, najpierw papiery, podłączyli mnie pod KTG i położna stwierdziła, że skurcze są byle jakie, zbadała i rozwarcie było na 0,5 palca, dziecko bardzo wysoko jeszcze a szyjka nie gotowa do porodu. Zmierzyła mi miednicę i stwierdziła, że jak dziecko miało tydzień temu 3100g to na styk powinno wyjść. Zaproponowała, że zrobi mi lewatywę, bo to też pobudza czynności skurczowe a potem dostanę oksytocynę. Najpierw lewatywa i bieganie do wc, potem kroplówka i chodziliśmy z mężem po korytarzy, bo bardzo nie chciałam leżeć. Skurcze wskoczyły od razu co 3 min (śmiałam się, że od patrzenia na tą kroplówkę). Potem skurcze były co 2 min a rozwarcie na 2 palce. Podłamałam się, bo bardzo powoli to szło. Dostałam piłkę i miałam na niej skakać, na początku jeszcze jakoś szło, ale potem byłam już zmęczona, skurcze coraz częściej, pomiędzy opierałam się głową o oparcie łóżka. Już byłam zmęczona, nie miałam siły, chciałam żeby mnie zbadania i powiedziała, że rozwarcie jest na więcej. Bóle już były dość intensywne i jak w końcu mnie zbadała to się okazało, że rozwarcie na ponad 3-niecałe 4cm. Za chwilę to już tam myślałam, że łóżko pogryzę, bo leżałam (nie miałam już siły na piłkę). Zaczęłam ją prosić o znieczulenie, ale powiedziała, że można dać jak będzie na 6cm. Potem to ja tylko ten ból pamiętam i że skręcałam się na łóżko, już mnie nie badała i myślałam, że to się nigdy nie skończy. Znowu ją błagałam o znieczulenie ale po jakimś czasie sama mi przyniosła, tylko że one nie pomagało. Miałam ten podtlenek azoty, powiedziała, że to będzie jak po szampanie a na mnie nie działało. Miałam co jakiś czas wdychać, ale ja za każdym skurczem. Mąż potem mówił, że on myśli, że źle je wdycha lam, ale nie wiem. I potem czuję, że mam parte skurcze to jej wrzeszczę, że już się parte zaczynają. Ona mnie zbadała to rozwarcie na 8cm, dzwoniła po lekarkę i inne do pomocy. Rozmasowała mi szyjkę, ale to wszystko tak bolało, że już mi było wszystko jedno.. Potem parłam, nie wiem ile razy, w końcu lekarka powiedziała, że teraz już wyjdzie główka. Nacięły mnie, ale głowa Emilki utknęła(tzn głowa wyszła a ramiona nie umiały). Zaczęły na mnie krzyczeć, że mam ciągle przeć. Lekarka mi na brzuch skoczyła, położna ciągnęła małą za głowę. I w końcu się udało. Ona była przyduszona i sina, nie oddychała. Lekarka krzyczała, żeby zadzwoniły po anestezjologa, a sama miała jakiś płyn i nacierała i masowała Emilkę. I Emilka zaczęła krzyczeć. Okazało się, że wszystko ok i w 1 minucie Emilka dostała już 10punktów. Córcia ważyła 3800g i miała 55cm. Mnie poza cięciem rozerwało jeszcze w kierunku odbytu. Potem jeszcze łożysko nie chciało się odkleić. lekarka stwierdziła, że może mam pełny pęcherz. Cewnikowały mnie, ale łożysko dalej nie odeszło. Lekarka mi wbiła pięść w brzuch i łożysko wyskoczyło. Z tym, że nie całe. Musiałam być czyszczona, potem szyta. Dostałam znieczulenie, miało tylko jeden feler bo przy odbycie nie działało, nawet jak mi dała drugą dawkę. Poród był koszmarny, kategorycznie nie chcę już więcej dzieci. Za to jak teraz patrzę na Emilkę to się cieszę, że nie wiedziałam co mnie czeka.

a i urodziłam o 18.20

rozpisałam się...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
o kurcze poród straszny i te położne, że Ci na brzuch skakały.... mogli już cesarkę zrobić, bo dziecko dość duże, maaatko w tej pollsce to można wszystkiego się spodziewać 😮
Cieszę się, że wszystko ok i GRATULUJĘ!
Dzielna byłaś 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Nikusia usciski dla was no troszke przezyłas az łezki sie kreca w oku przykro ze tak to sie ułozyło ale najwazniejsze ze Emilka jest zdrowa i nie odbylo sie to na niej .Napisz tylko czy uzyli próznociągu jak wyciagali mała czy udało sie bez??? jej jak ci współczuje no i nie dziwie sie ze nie opisałas wczesniej porodu zeby nie stresowac innych dziewczyn 😘
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Anabel główka wyszła bez problemu, utknęły ramiona. One chyba nie miały tego próżnociągu naszykowanego, bo najpierw lekarka mi na ten brzuch skoczyła a położna za główkę ciągnęła. Poza tym, że mnie rozerwało to udało się bez.
Natalla córcia wg usg miała mieć 3100g a nie 3800g. A dzięki ich szybkiej reakcji mała się nie udusiła. A ja mam problem z miednicą.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytam o naszych brzuszkowych porodach i myslę sobie ze nasze dzieciatka dużo przeszły!!!!!!!! Najwazniejsze ze wszystkie są zdrowe!!!
Nikusia spisałaś się dzielnie! ( Tylko jak to skoczyła Ci na brzuch? )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Kurcze trochę przeraził mnie Twój poród, mi lekarz mówi, że mój mały ma 2700 (dwa tyg temu), dzisiaj wizyta i się okaże ile porosła moja kruszynka 🙂
Jejciu też chce urodzić, umieram z niecierpliwość 🙃 🙃 🙃 🙃
Niech się w końcu coś ruszy, bo na końcu przenoszę hehe 🙂 🤪 🤪 🤪 🤪
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Czas żebym i ja się z Wami podzieliła przeżyciami ze swojej akcji porodowej 😆

Dostałam skierowanie do szpitala na 19 stycznia z powodu: hipotrofii płodu, małowodzia oraz starzejącego się łożyska (z czego tylko ilość wód okazała się mała, ale też bez przesady).

Z samego rana zgłosiłam się do szpitala i na oddziale patologii ciąży zostałam wezwana do pokoju zabiegowego no i zaczęło się 😮 ... Pamiętam, że bardzo bolało mnie to badanie... Sprawdzali rozwarcie i inne ciekawe dla nich rzeczy. I co? I nico 🙂 😠 bo ani rozwarcia, ani skurczy, szyjka nie skrócona itd... Najpierw pani zabiegowa wcisnęła mi do brzucha jakiś płyn i myślałam, że mi brzuch rozsadzi ale to nie koniec bo mi jeszcze założono cewnik i poinformowano, że rano idę na porodówkę...

Cały dzień i noc chodziłam z tym czymś między nogami. Co jakiś czas miałam sprawdzane rozwarcie przez moją położną, która okazała się wręcz aniołem i wiele jej zawdzięczam... ale już piszę co działo się dalej... Tego dnia sukcesem stały się ledwo odczuwalne skurcze, moje bardzo złe samopoczucie i rozwarcie aż na 3 centrymetry, czyli jakby wcale! Nocka minęła męcząco bo i się stresowałam i nasłuchiwałam co tam też ciekawego się dzieje z moim organizmem. Rano zatem byłam średnio przytomna ale podekscytowana... 🙃

20 stycznia o 6:30 poszłam na cudowną lewatywę 🙃 Taka ulga 😁 ... masakra . o 7:00 przyszła po mnie położna, a o 7:30 byłam już na porodówce z podpiętą kroplówką oksytocyny i mężem przy boku. Zaczęło się... Czekamyyy i czekamyyy... skurcze? Coś tam się pojawiło, ale niezbyt... Położna co jakiś czas podkręcała kroplóweczkę i czekamyyy... Skurcze coraz mocniejsze ale do przeżycia. Leżenie mi nie służyło, więc razem z mężem przemierzaliśmy korytarze porodówki. Nie mogłam znieść odgłosów zza ściany bo tam męczyła się jakaś młoda dziewczyna ajjjj jak ona wyła, płakała i wydawała przedziwne dźwięki 😞 🤢 Tak mi jej szkoda było 😞 aaale wracam do tego co się ze mną działo... Nic specjalnego... w między czasie miałam badanie postępów poprzez KTG i sprawdzanie rozwarcia, które najpierw było bez zmian... i położna specjalnie zrobiła tak, by odeszły mi wody... (Żeby mnie nikt nie cofnął spowrotem na patologię ciąży a za 2 dni znów powtórka... chciała mi tego zaoszczędzić) Późniejsze badanie wykazało ledwo 4 centymetry czyli znów nic ciekawego... Położna poprosiła lekarkę dyżurną (tak się złożyło, że była to lekarka, która prowadziła moją ciążę) aby ok 13:00 razem z nią sprawdziła moje postępy, by coś zadecydowała. W między czasie zaczęto szykować leki, kroplówki, nie wiem co tam było i zaczęły się przygotowania do cesarki... Ja byłam przerażona!!! o 12:30 moja cudowna lekarka stwierdziła, że dziś musi się TO zakończyć ale ona idzie do domu... zabrała torebkę i poszła sobie 😮 !!! Moja położna była wściekła!!! Rozwarcie nie postępowało, skurcze bez zmian (bolały bardzo ale nie wnosiły niczego do akcji porodowej) a kroplówka się skończyła...

ok 14:00 położna kazała mi iść pod prysznic... się zrelaksować... i powiedziała, że bierzemy się ostro do roboty. Nie chciałam wyjść spod tego prysznica, tak mi tam dobrze było a poza tym przeczuwałam, że najgorsze z najgorszych przede mną. No ale musiałam w końcu wyleźć spod prysznica i położyć się na cudnym łóżku porodowym... Podłączono mi drugą kroplówkę, podkręcając ją dość mocno bo skurcze były bardzo intensywne, dość bolesne i co chwilę. Dostałam do wypróbowania gaz rozweselający ale szczerze powiedziawszy guzik mi pomógł, lepszy byłby gdzieś na imprezie hehehe. No i nadeszło najgorsze... Położna zabrała się za moje rozwarcie!!!! Myślałam, że umrę!!! 🤢 🤢 Nigdy takiego bólu nie czułam... po pierwszym skurczu z dumą mówi "już rozwarcie na 6 😜 "..... kolejne skurcze "mamy na 8"... kolejne "dobra... rodzimy... 😎" ufffff byłam przeszczęśliwa, że to już koniec tej nierównej walki o pełne rozwarcie. Skurcze, które bolały, były do wytrzymania, były niczym w porównaniu z tym cholernym rozwarciem!!!

Po 15:00 poczułam w końcu ucisk na dół... zaczyna się aaaa 🙂 Bóle parte nie powinny się nazywać bólami, dla mnie to była ulga i odskocznia od robienia rozwarcia – nie umiem tego opisać! Pręęęęęę... i pręęęę... i położna kazała mi na kolejnych skurczach odpoczywać... a ja pręęęęęęę bo mi się spieszyło już, taka byłam wykończona... i tak sobie pręęę i pręęę i położna w końcu do mnie "Dobra Kaśka, ostatnia szansa, ostatni skurcz... jak nie wyjdzie Natalka to nacinamy..." oooooo co to to niiiiieeee!!!! Więc prrrrrrręęęęęęęę iiiiiiiii udało się 🙂 🙂 🙂 🙂 po 35 minutach Natalka była już po tej stronie brzuszka 🙂 Takie to małe, pomarszczone i śmieszne 🙂 Płakała, ale gdy położyli mi ją na piersi to się uspokoiła, cudowne uczucie. Po chwili zabrali ją do badania, mąż poszedł nadzorować 🙂 łożysko jakby samo sobie wyszło, ja już nie słuchałam co dookoła mnie mówiono. Wiem, że przyszedł ordynator sprawdzić, czy sobie coś przyszyć może ale był niezadowolony, że tym razem nie 🙂
Na koniec chciałabym dodać, że przeklnęłam tylko 3 razy (raz kur... dwa razy fuck hehe). Mąż liczył 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kacha najlepsze jest to z przeklinaniem 😁 😁 😁 a opis super, taki prawdziwie bolesny ale napisany lekko.

ps. Dziewczyny to przyznać się teraz która przeklinała? 😁 😁 😁
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Kacha opis super

ja nie przeklinałam na porodówce to cud bo ogólem jak mnie cos boli to ku.... nie sam owicie a tu nie grzeczna nawet nie jekłam moze dzieki temu ze nie bylo mojego M bo jak by on byl to moglo by byc ciezko 🤪 🤪 🤪 🤪 🤪
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kacha_84 napisał(a):
I dwa razy ugryzłam męża w rękę 😁 ale szybko się kapnęłam co wyprawiam i wycofałam ząbki..... 😎


mój powiedział mi po porodzie, że tak go za rękę trzymałam, że krążenie nie miał. I że mnie o taką siłę nie podejrzewał. A ja nawet nie pamiętam. 😜
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

skoreczka napisał(a):
Ja nie przeklinałam, mówiłam tylko ze to juz mój koniec, ze odchodzę 😁 😁 😁

a ja kojarzę, że jak mała weszła w kanał rodny to wykrzyczałam, że mnie rozrywa. Aż współczuję dziewczyny, która rodziła po mnie 😜
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A obok mnie rodziła dziewczyna która rodziła od rana i krzyczała, płakała: " co wy mi robicie" !!!!!!!!!!!!!!!!! " Nie dała sie dotknać, zbadać. A ja leżałam obok i widziałam to wszystko bo odbijało sie w oknie i gołębie łzy płyneły mi po twarzy. Płakałam z nią, chyba dla niej, i ze strachu ze mnie moze tez tak boleć. W ostateczności zrobili jej cc bo wpadła w panike i nie dało rady z nia współpracować.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
A teraz moja historia... [poród podobny jak u Nikusi - dzięki, że wcześniej nie opisywałaś 😘 ]

Pisałam Wam na brzuszku, że mam jakieś skurcze, ale nieregularne. Były zresztą one podobne do tych, które okazały się fałszywym alarmem. Tak więc popisałam z Wami, mąż oglądał telewizję, ja umierałam z niecierpliwości kiedy zacznę rodzić, więc pomyślałam, że posprzątam sobie całe mieszkanie, to może coś się ruszy. Po sprzątaniu posiedzieliśmy jeszcze przed TV, prysznic i potem poszliśmy do łóżka. Tylko się położyliśmy (było ok. 1 w nocy) poczułam silniejszy ból. Mówię do męża, żeby odliczał. Odliczał, ale były raz mocniejsze, raz nie, poza tym były nieregularne, bo co 5 minut, co 2 minuty, co 3 minuty i tak różnie - mąż mówi, że jedziemy do szpitala, a ja na to, że nie możliwe, żeby już były co 2 minuty, bo za szybko i że trzeba poczekać, bo muszą być koniecznie regularne. I w tym momencie tak mnie zabolało, że powiedziałam, że jedziemy, tylko do toalety muszę pójść (zaczęło mnie czyścić). Ledwo doszłam, bo tak silne bóle już miałam. Z toalety nie mogłam zejść, bóle coraz częściej i mocniej, mąż się drze, że jedziemy, a ja musiałam się opróżnić! W końcu dało radę, podmyłam się i ubraliśmy się i w drogę. Mdliło mnie, więc wzięliśmy dodatkowo torebkę foliową. Jedziemy samochodem, noc, puste drogi, a tu policja nas zatrzymuje!!! Mąż zaczął panikować, przeklinać i otworzył okno i do policjanta, że żona rodzi, policjant spojrzał na mnie i puścił nas. Dojechaliśmy do szpitala (nawet na czerwonym przejeżdżaliśmy), podłączenie pod KTG, ja zwijam się z bólu, robi mi badanie, a tu 6 cm rozwarcia! Pyta mnie ile to trwa i była zdziwiona, że tak szybko takie rozwarcie mi się zrobiło. Uzupełniła dokumenty i dawaj na wózek migiem, wołam męża i jedziemy na porodówkę. Ponowne podłączenie pod KTG. Widziałam siłę skurczy i tętno, które bardzo spadało po każdym skurczu, dlatego mąż bardzo intensywnie mi wachlował, bo bym zemdlała. Tlen nic nie pomagał, tylko to wachlowanie. Zwymiotowałam parę razy, dobrze, że mąż był ze mną, podstawiał mi miskę i opiekował się mną. Pogryzłam go z bólu. Chciałam znieczulenie, ale powiedzieli, że jest za późno. Przeraziłam się. Położna powiedziała, że rodzimy aktywnie, żebym sobie chodziła i robiła co chcę, żeby uśmierzyć ból. Ale wcale nie miałam ochoty na chodzenie, wolałam leżeć na tym łóżku. Nawet lekarz komentował „Ale teraz miała mocny skurcz!”. Przeklęłam, przeprosiłam, lekarz na to, że słyszał gorsze słowa. Położna zaproponowała wannę - to było wybawienie. Tak mnie relaksowała, że nie wiem. Na skurcze nic nie pomagało, ale po skurczach odprężało. Jak poczułam parcie, wyszłam z wanny, na łóżko, pełne rozwarcie i rodzimy. Zebrało się więcej osób. Parłam, parłam, lekarz powiedział, że jestem zuch kobieta, bo rodzę bez znieczulenia i się jeszcze do niego uśmiecham (bo zbliżył tak twarz do mojej jak nie miałam skurczu, że się uśmiechnęłam). Przy okazji zrobiłam kupkę i siusiałam, aż musieli podłączyć mi cewnik. Odeszły zielone wody płodowe. No i już wszyscy oczekują, główka idzie, nacinają mnie (słyszę jak lekarz do dziewczyny, że nie więcej niż 2 mm), główka wyszła i nagle stanowczym tonem, wręcz rozkazem mówią, że mam przeć. Ja na to, że nie mam skurczu, oni że nie szkodzi, mam przeć (barki nie chciały przejść, ale mi nic nie mówili, żeby nie stresować chyba). Zmuszałam się, ale bez skurczu marnie szło. Lekarz ciągnie za główkę, ale nic nie szło, a ja czułam w środku jak moje dziecko się we mnie rusza (przedziwne okropne uczucie!) Lekarz do dziewczyny „nacinaj na maxa”! Nacinali mnie nie w skurczu, dlatego zaczęłam się tak drzeć, że szok! Podczas całego porodu się nie darłam, ewentualnie stękałam i wyżywałam się na rękach męża (szczypanie i gryzienie) a w tym momencie darłam się w niebogłosy, bo tak bolało. Nadal nic, oni panika w oczach, lekarz drze się, że mają zawołać doktora jakiegoś tam na cito! I nagle ja poczułam skuuuuuurcz ogromny, który wypchnął całe moje dziecko z mego łona. Słyszę głosy wszystkich tam zebranych „jest!”, „dzielna kobieta!”, „jesteś wspaniała”, lekarz migiem odkręca pępowiną z szyi, którą dziecko się owinęło, odcina i przekazuje migusiem kobietom, które zaczęły go odśluzowywać i reanimować (ja tego nie widziałam, bo nie miałam soczewek). Powiedziałam „dziękuję wszystkim”, a oni nic, tylko patrzą po sobie. Zrozumiałam, że coś jest nie tak. Mówię do męża „nie płacze!”, a on łzy w oczach, bo wszystko widział, ale nic się nie odezwał. Przeraziłam się, bo nie wiedziałam co się dzieje. I nagle słyszę wrzask – płacz mojego dziecka! Ulżyło wszystkim. Podeszły do nas kobiety z Małym na rękach, pokazały go nam, kazały pocałować i powiedziały, że muszą zabrać go na obserwację. Potem poród łożyska – duże łożysko, bo duże dziecko – udało się w całości po podłączeniu małej dawki oksytocyny. Następnie zaczęli mnie zszywać, napierdzielało jak nie wiem i z bólu zaczęłam krzycząc-śpiewać (nie wiem jak to nazwać, ale śpiewająco krzyczałam, żeby sobie ulżyć, a jednocześnie nie krzyczeć i nie zabierać pupy, bo automatycznie to robiłam). Ogólnie z całego porodu najgorszym bólem było dla mnie rozcięcie i zszywanie. Leżałam na porodówce jeszcze jakiś czas, aż przyszedł ordynator i zdał nam relacje co się wydarzyło i co będą dalej robić. Mały urodził się z 4 punktami (i coś tam po przecinku), a po paru godzinach doszedł do 9. Wtedy nam ulżyło. Cały poród trwał 5 godzin i 50 minut. Mój cud narodzin kosztował mnie wiele, ale warto było to przeżyć, żeby mieć takie szczęście przy sobie!

Mimo, że poród był ciężki będę chciała mieć kolejne dziecko, chociaż prawdopodobnie wtedy będzie to już niestety cesarka…
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się

Komentowanie zawartości tej strony możliwe jest po zalogowaniu



Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...