Skocz do zawartości

Witam wałbrzyskie mamusie! | Forum o ciąży


Sathi

Rekomendowane odpowiedzi

  • Mamusia
Nie... Choć nigdy nie mów nigdy, nie? 😉 Ale ponieważ byłam już dwa razy zaręczona w życiu to stwierdziłam, że musi się baardzo postarać - raz, że do trzech razy sztuka, a dwa nie może być gorszy... Hi, hi. 😉
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 245
  • Utworzono
  • Ostatniej odpowiedzi

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

  • Mamusia
O! Ja też się urodziłam w sierpniu... Na samiutki koniec. 😉

Ale to jeszcze w tym czy przyszłym roku? 🙂

A swoją drogą jeśli wierzyć przesądom to dobrze brać ślub w miesiącu z literom "r" w nazwie... 😉
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Witam serdecznie dziewczyny.Sathi mam do Ciebie pytanie,czy rodziłaś może u nas w Wałbrzychu?Jak możesz to napisz jaka jest tam teraz opieka,jakie położne itd.bo ja ostatnio rodziłam 12 lat temu i nie wiem czy się tam coś zmieniło.Teraz mam wielkiego stracha chociaż powinnam wiedzieć co mnie czeka.Aha przeglądałam twoją galerie i dopatrzyłam,że chodziłaś do dr.Jastrzębskiego,ja też do niego chodzę.Był u Ciebie przy porodzie?Pozdrowienia Renata
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
To super,widzę że wszystkie kobietki w ciąży w Wałbrzychu chodzą do dr.Jastrzębskiego.Ja też nie narzekam tylko nie wiem jak to będzie kiedy przyjdzie czas na nas,czy jest możliwość ,że będzie przy porodzie.Strasznie się boje.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak słyszałam o tym że pacjentki się umawiają ze swoimi lekarzami prowadzącymi na poród, dzwonią do nich i przyjeżdzają lekarze. Ale wiesz istnieją przypadki losowe, że np lekarz wyjechał na wakacje czy na urlop lub gdzieś do rodziny i nie może być obecny... Ja się bardzo boję porodu bo będę rodzić po raz pierwszy 😮
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
No więc dziewczyny tak, rodziłam w Wałbrzychu... A co do doktora Jastrzębskiego, to nie, nie chodziłam do niego - byłam tylko ten jeden raz, ale właśnie z tego razu mam to usg, na którym Renatko pewnie wyczytałaś jego nazwisko. 🙂 Potrzebowałam zrobić jakieś badanie i poszłam do niego, prywatnie, bo mógł mnie wtedy szybko przyjąć... był bardzo sympatyczny i zrobił mi między innymi właśnie to zdjęcie usg, itd. Ale mimo wszystko zostałam przy moim ginekologu, do którego chodziłam od lat i który już prowadził mi ciążę i byłam z niego zadowolona -do dr Fiszkala (poza tym też cennik niższy; dla studentki 😉). Zresztą powiedziałam wtedy o tym Jastrzębskiemu i pochwalił, że to dobry, doświadczony lekarz. Wracając jednak do dr J. ... Powiem Wam, ze jak leżałam tydzień na patologi to spotkałam właśnie dużo kobiet, które chodziły do niego prywatnie i były nim zachwycone - właśnie były - do czasu, póki nie trafiły do szpitala. Kilku obiecał wywoływanie porodu jak się znajdą w szpitalu po terminie, a na miejscu już nic w związku z tym nie robił i kobiety były wściekłe. Doszło nawet do kłótni między nim a jedną pacjentką - nieprzyjemnej... Do asystenty przy porodzie podobno też się nie palił. Ogółem w szpitalu babki mówiły, że go nie poznają, że kawał h... - całkiem inaczej niż gdy przyjmował prywatnie. 🤨

Mnie samej mój lekarz, choć pracował w tym szpitalu, to nie asystował przy porodzie - zresztą nie umawiałam się nawet z nim na to, bo wiedziałam, że gdy ciąża przebiega bez komplikacji i podczas porodu nic się nie dzieje - to nawet nie potrzeba po prawdzie lekarza, wystarczy obecność pielęgniarki. (Niestety się tu przejechałam, bo pojawiły się komplikacje... ale to inna historia.) Natomiast po porodzie mój lekarz mile mnie zaskoczył - przyszedł osobiście z gratulacjami na blok poporodowy (czego, na przykład nie zaobserwowałam u babek leżących ze mną na sali).

Nie chcę Was oczywiście nakręcać, czy straszyć. Może po prostu ja trafiłam akurat w taki czas, że miałam okazję takie a nie inne sytuacje zaobserwować w szpitalu. 🤨Ogółem sama byłam w szoku, bo z tej jednej wizyty zapamiętałam dr J. jako naprawdę sympatycznego i myślałam sobie, że jeżeli kiedyś bym zmieniała ginekologa to może właśnie na niego... A tu szok i rozczarowanie. 🥴
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Dzięki Sathi za odpowiedz troszeczkę się zmartwiłam ale chociaż wiem czego mogę się spodziewać.Teraz trochę żałuję bo do dr.Fiszkala chodziłam z poprzednią ciążą byłam bardzo zadowolona.Teraz do Niego nie poszłam bo byłam święcie przekonana,że już nie przyjmuje,bo już w tedy nie był młodzieniaszkiem.Ale trudno zobaczymy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobrze a co w przypadku kiedy kobieta rodzi po terminie a doktor j.. nie chciał wywołać porodu? Miała czekać wieczność aż dziecko jej w środku za przeproszeniem zgnije? Przecież to chore... Jeżeli dziecko nie chce się pchać na świat to trzeba mu w tym pomóc
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Renata no doktor Fiszkal wciąż przyjmuje na Piaskowej... Choć wiadomo, różnica w gabinetach między nim a właśnie np. dr. J jest taka, że ten drugi chociażby posiada swój sprzęt i to na miejscu... Z drugiej strony jednak wolałam polegać na doświadczeniu tego pierwszego.

Independent_19 tu raczej chodziło o to, że np. masz termina na 17, a okazuje się, że do tego czasu nie urodziłaś - więc kobiety myślały, że jak na drugi dzień zjawią się w szpitalu to nie będą czekać te dopuszczalne dwa tygodnie po terminie (bo potem lekarz musi wywołać poród, czasem nawet wcześniej), ale odrazu będą im wywoływać poród... Tak się przynajmniej umawiały. A tu musiały leżeć na oddziale i czekać aż akcja sama ruszy, albo minie dozwolony czas po... A jak wiadomo żadnej się to nie uśmiechało.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Cześć dziewczyny,ale mamy "super"pogodę,dzisiaj miało być już ładnie,a tu co? Sathi jak możesz napisz mi jeszcze co zabierałaś do szpitala dla siebie i maluszka.Prawdopodobnie trzeba mieć ciuszki dla dziecka i ilo osobowe są sale.Czy miałaś poród rodzinny,a może korzystałaś ze znieczulenia zewnątrzoponowego.


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Renatko już piszę... 😉
Co zabierałam do szpitala? Hm, średnio pamiętam... Wiem, ze napakowałam sporo ciuszków dla maluszka, a pół i tak nie urzyłam. 😉 Zresztą w szpitalu mają ciuszki dla dzieci, bez problemu też gdy się zabrudzą można podejść i wymienić na czyste. Nie są może piękne, ale gołe dziecko nie leży. 😉 No i są w odpowiednich środkach odkażane, także nie ma się co martwić. Podobnie też każde dziecko dostaje na czas pobytu w szpitalu rożek, w który jest zawijane. Kilka pampersów - ale to nawet zbędne, bo w szpitalu dają jednorazówki. Jeżeli chcecie brać już smoczka to najlepiej też tak dawać, aby pielęgniraki nie widziały bo się czepiają. No i wiadomo - ubranka na wyjście, ale te zależnie od pory roku jakie - ja zrobiłam tak, że przygotowałam je i zostawiłam w domu (lżejsza torba), a kiedy już wiedziałam, że wychodzę, to przywiózł mi je facet. 🙂 Dla siebie wiadomo dłuższą koszulę do porodu i po porodzie, najlepiej taką, żeby łatwo było karmić, jakiś szlafroczek, ubrania na wyjście - ale te też można w sumie przygotować wcześniej i zostawić w domu, aby potem ktoś dowiózł. No na pewno trochę swoich "sledzi" (w szpitalu dają, są to najzwyklejsze, takie grubsze zwoje papieru), majtki jednorazowe (choć czepiają się, bo nie wolno je cały czas nosić - ja zakładalam jak musiałam wstać z łóżka i np. pójść do toalety - żeby "śledź" miał się czego trzymać 😉). Pierdoły takie jak szczoteczka do zębów, pasta, mydło i szampon (najlepiej zakupić wersje miniaturowe, chyba w rossmanie są), ręcznik. A i dobrą rzeczą może okazać się inwestycja w nieduże, dmuchane kółko do siedzenia - serio! Ja bardzo żałuję, że nikt mnie wcześniej nie poinformował, dopiero przed samym zdjęciem - bo szwy bolały i nie mogłam siedzieć... a na takim kółku da się. Dobrze popytać w sklepach medycznych. Jakieś klapeczki, telefon, trochę drobnej kasy (w szpitalu jest sklepik i stołówka). No nie pamiętam... pytajcie, jak co to będę starała się sobie przypomnieć czy mi się przydało co czy nie... 😉

Sale poporodowe są trzy osobowe. Nie wiem jak jest teraz z odwiedzaniem, ale kiedy ja leżałam była epidemia grypy i szpital wprowadził ograniczenie, że matkę z dzieckiem może w danej chwili odwiedzać maksymalnie jedna osoba. Ale tak to nie wiem czy są jakieś ograniczenia.

Miałam poród rodzinny i korzystałam z znieczulenia zewnątrzoponowego... No właśnie - wbijali mi się w plecy dwa razy. Musiałam siedzieć w bardzo dziwnej i niewygodnej pozycji. Za mocno znieczulili... bo potem ledwo, ledwo czułam skurcze (które i tak wg. nich, mimo, że przed znieczuleniem okrutnie bolesne, były za słabe). W pewnym momencie wyprosili mojego faceta (a był to poród rodzinny), zawołali kolejnego lekarza. I asekurowali się, uch... właśnie to był vakum. W każdym razie, stał cały zespół lekarski wokół mnie i czekał bym im dała znać kiedy poczuję skurcz... a ja nic... Ledwo czułam, no ale zaczęłam dawać im wtedy znać, właśnie przy tych ledwo wyczuwalnych skurczach. Więc oni wtedy wymusili mi parcie. Dopiero po kilku próbach mały wyszedł. Ale też musiałam się mocno zebrać w sobie. Strasznie stresujące, naprawdę, gdy tak wszyscy patrzą (lekarze i pielęgniarki) po sobie i widzę ich zaniepokojenie i to oczekiwanie. Na szczęście udało się bez "wspomagacza", czyli tego urządzenia - vakum, czy jak mu tam. (Powiem szczerze, że sam jego widok - bo wiedziałam o co chodzi - mnie przeraził, ale i zmobilizował by się starać, mimo wycieńczenia z całych sił.) Po wszystkim dopiero zawołano tatę i był przy maluszku i miał go też zaraz na rękach.

Jednak to nie był koniec kłopotów ze znieczuleniem. W dniu, w którym opuszczałam szpital wyszły powikłania - ból głowy, jakiego w całym swym życiu nie doświadczyłam. Nie mogłam opiekować się dzieckiem... gorzej - nie mogłam podnieść się z łóżka, dojście do toalety to był wyczyn. Mój facet pojechał do szpitala szukać pomocy, a jedyne co się dowiedzieliśmy to, że mam pić kawę, brać tabletki przeciwbólowe - i przeczekać... Na szczęście przeszło.

Wiem, że na szczęście problemy ze znieczuleniem zdarzają się rzadko... No ale ja miałam akurat pecha. Trudno, było, minęło. 😉

Independent_19 można w wodzie. Jak pójdziesz na oprowadzenie po szpitalu to zobaczysz nawet jak ta sala i wanna wyglądają. Jeżeli mnie pamięć nie myli to siedzi się tam max. 30 minut - także dziecko może ale nie musi się urodzić w wodzie (czyli to nie do końca tak jak na amerykańskich filmach 😉). W każdym razie podobno ulga super - no ale poród musi przebiegać dobrze, bez żadnych komplikacji.

Ale się rozpisałam... Ktoś wytrwał do końca? 😁 😉
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
A czy musiałaś chodzić do szkoły rodzenia żeby skorzystać ze znieczulenia?To znieczulenie to chyba żadna rewelacja,jakbyś drugi raz rodziła też byś poprosiła o to znieczulenie,ja się cały czas zastanawiam i czytam na forach ale nie ma za dużo pozytywnych opinii,kurde nie wiem co mam robić.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Renatko, tak, trzeba mieć zaliczoną szkołę rodzenia cztery razy + potem rozmowa ze szpitalną anestezjolog. Czy bym się zdecydowała drugi raz? Hm... teoretycznie po tym co przeszłam powinnam powiedzieć nie. Ale tak po prawdzie pewnie bym się zgodziła - rodząc, tak jak pisałam, skurcze były dla mnie naprawdę niemożliwe do wytrzymania... a najgorsze było, że to podobno jeszcze nie były te odpowiednie skurcze. Tyle, że za drugim razem miałabym tą nadzieję, że nie znieczulą mnie tak całkowicie jak za pierwszym.

Jednak musisz się sama zastanowić czy podejmiesz się tego znieczulenia czy nie - chociaż ja proponuję Ci, zdobyć to zezwolenie na znieczulenie, a jak przyjdzie co do czego to sama zobaczysz - czy będziesz w stanie wytrzymać ból czy nie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się

Komentowanie zawartości tej strony możliwe jest po zalogowaniu



Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...