Skocz do zawartości

Mój poród | Forum dla mam


Rekomendowane odpowiedzi

  • Mamusia
HONORATKA napisał(a):
to i ja się dołączę
leżałam kilka dni w szpitalu bo minął już termin a nic się nie działo
w poniedziałek 24.01 ok 10 zadecydowano, że nie ma na co czekać i należy indukować poród
po pół godzinki trafiłam już pod dozownik z oxytocyną a za jakieś 15 minut był już przy mnie mój mąż
skurcze, ale takie naprawdę delikatne zaczęły się o godz. 11 i do 13 był luzik
lekarze i położne bardzo miłe, przychodziły co jakiś czas pytały czy wszystko dobrze i zagadywały
minusem porodu indukowanego jest to że leży się pod ta "kroplówką" i niestety zabawy np przy drabinkach czy na piłce są raczej nie możliwe
leżałam cały czas na łóżku a odłączały mnie od ktg tylko jak mówiłam że chce siusiu albo przejść się chwilkę
o 13:50 lekarz przebił pęcherz i wtedy zaczęłam odczuwać silniejsze skurcze
zaczynałam z rozwarciem 2cm i pomału robiło się większe
o 16 położna zapytała czy chce lewatywę i dala mi godzinkę na prysznic
jak już wróciłam na salę to zaczęły się 2 godziny najmocniejszych skurczy jęczałam w poduszkę i bałam się każdego następnego skurczu
już nie mówiąc o badaniu rozwarcia podczas skurczu - no niestety rozumiem że tak trzeba bo dziecko rodzi się w skurczu ale i tak jak widziałam zbliżającą się położną mówiłam "nie nie proszę nie teraz ..."
o 19 zaczęły się parte - podczas zmiany dyżuru ehhhh
wiec przetrzymały mnie jeszcze 15 minut a następnie kazały przeć
po kilku parciach podeszła młoda dr i stwierdziła macając brzuch że dziecko jest na pewno dużo większe niż wynika z usg (ok 3300) i że jak przy kolejnym parciu mała nie wyjdzie to trzeba będzie naciąć - no i nacięły (nic nie czułam) a mała wyszła zaraz po tym 19:35
ważyła 3350 ale miała rączkę zgiętą w ramieniu dlatego nie chciała wyjść

położono mi ją na brzuszek, ja i mąż płakaliśmy razem z nią 🙂
była śliczna, różowiutka i miała mega gęstą czuprynkę a oceniona na 3x10 pkt 🤪
pamiętam że mówiłam później do niej "nie płacz malutka mi tez się tu nie podoba ale nie długo będziemy w domku" 🙂

a jaka była w tym wszystkim rola mojego męża - najważniejsza
był przy mnie cały czas, mówił do mnie, rozśmieszał w skurczach, mówił że zaraz będzie dzidzia,
jak źle oddychałam to mnie poprawiał, głaskał po przedramieniu w trakcie skurczu a to mi bardzo pomagało, był po prostu niezastąpiony
gdyby nie on to na pewno nie mogłabym powiedzieć, ze poród to fantastyczne przeżycie



o matko... ale się wzruszyłam ... łezki mi poleciały 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 142
  • Utworzono
  • Ostatniej odpowiedzi

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

  • Mamusia
Oktawia napisał(a):
Obiecałam opis swojego porodu-więc proszę 🙂
Nie miałam żadnych objawów przedporodowych więc byłam przekonana że urodzę po terminie-a tu niespodzianka 😉
Termin na 2 marca a urodziłam 22lutego 🙂
Zaczęło się 21...Cały dzień miałam leniwy.Zupełnie nic mi się nie chciało ale dokończyłam pakowanie torby do szpitala.Zanim poszłam spać odszedł mi czop śluzowy ale przecież może odchodzić długo...Pomyślałam że się ogolę i umyję...tak zrobiłam i ogodzinie 1 w nocy położyłam się.Mój mąż już spał.A ja tylko zdążyłam się położyć i chlup odeszły mi wody. 🤪
Mąż się obudził i zaczęliśmy się zbierać do szpitala.Nie wiem jakim cudem ale gdzieś zawieruszył mi się dowód i legitymacja ubezpieczeniowa 🤢Ale nie było już czasu więc wsiedliśmy w samochód-cały czas się ze mnie lało.W życiu nie myślałam że tyle tych wód może być 🤢
Na izbie przyjęć kazali nam iść do gabinetu ginekologicznego pod 15 😠
Oczywiście nikogo nie było i długo czekaliśmy... 😠Przyszła położna z lekarką i po wypisaniu papierów i badaniu zabrały mnie na ktg.
Poleżałam podłączona ale że wszystko było ok a ja nie miałam żadnych bóli to kazali mi się położyć na innej sali i pospać.Spać nie mogłam a bóle wciąż się nasilały.Chodziłam do toalety z nadzieją że ominie mnie lewatywa.Udało się!
Kiedy już nie mogłam wytrzymać poszłam obudzić położną...za co mi się oczywiście dostało bo żeby do niej dojść podłożyłam sobie ręczniki papierowe-podkład przeciekł...Prawie nakrzyczała na mnie że ręczników się używa do rąk...eh podłączyła do ktg w tym czasie obok rodziła jakaś dziewczyna i wszystko słyszałam... 🤢to było dla mnie straszne bo wiedziałam że zaraz czeka mnie to samo...położna na nią krzyczała bo nie mogła przeć...To mnie tak zestresowało że cała się trzęsłam...za chwilę kazała iść do pokoju że zaraz mnie zawołają.Poszłam ledwo co...w tym samym czasie dziewczyna z pokoju miała zakładany cewnik więc mnie wyprosili i stałam na korytarzu...opierałam się o ścianę i nie mogłam wytrzymać z bólu nawet nie miałam gdzie usiąść... 😠W końcu zawołali mnie na badanie.Lekarz stwierdził że jest super że rozwarcie na 6cm że dać na przyspieszenie i namówili mnie na tą kroplówkę żeby przyspieszyć...musiałam podpisać zgodę i podali.Leżałam i nawet się nie spodziewałam bo kroplówka zadziałała szybko i trochę przyznaję że ból mnie zaskoczył i powalił.Położna kazała oddychać a się nie napinać bo bardziej boli i rzeczywiście...oddychałam i myślałam tylko o tym że zaraz przejdzie...Póżniej chodziłam sobie i przykucałam aż zaczęły bóle przechodzić w parte...niestety nie było położnej i wołałam a nikt nie przychodził i myślałam że zaraz sama tam urodzę...W końcu się pojawiła...szybko się położyłam i już sam poród mogę nazwać przyjemnością.Czułam wielką ulgę...Położna która odbierała poród była rewelacyjna.Tak krótko to trwało...bo za chwilę położyli na mnie mojego synka i cały czas go trzymałam...kiedy rodziłam łożysko i kiedy mnie zszywali...a i przecięłam sama pępowinę...Pierwsza faza porodu trwała cztery i pół godziny a druga piętnaście minut.
Wszystko byłoby lepiej gdyby były milsze położne i była lepsza opieka...ale ogólnie jestem zadowolona i szczęśliwa...poród nie był traumą...Rzeczywiście dziś choć ledwo co siedzę pisząc Wam ten opis już tego bólu nie pamiętam...najważniejsze że mam swoją kruszynkę.
🙂


tylko pozazdroscic takiego porodu 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Oktawia napisał(a):
Obiecałam opis swojego porodu-więc proszę 🙂
Nie miałam żadnych objawów przedporodowych więc byłam przekonana że urodzę po terminie-a tu niespodzianka 😉
Termin na 2 marca a urodziłam 22lutego 🙂
Zaczęło się 21...Cały dzień miałam leniwy.Zupełnie nic mi się nie chciało ale dokończyłam pakowanie torby do szpitala.Zanim poszłam spać odszedł mi czop śluzowy ale przecież może odchodzić długo...Pomyślałam że się ogolę i umyję...tak zrobiłam i ogodzinie 1 w nocy położyłam się.Mój mąż już spał.A ja tylko zdążyłam się położyć i chlup odeszły mi wody. 🤪
Mąż się obudził i zaczęliśmy się zbierać do szpitala.Nie wiem jakim cudem ale gdzieś zawieruszył mi się dowód i legitymacja ubezpieczeniowa 🤢Ale nie było już czasu więc wsiedliśmy w samochód-cały czas się ze mnie lało.W życiu nie myślałam że tyle tych wód może być 🤢
Na izbie przyjęć kazali nam iść do gabinetu ginekologicznego pod 15 😠
Oczywiście nikogo nie było i długo czekaliśmy... 😠Przyszła położna z lekarką i po wypisaniu papierów i badaniu zabrały mnie na ktg.
Poleżałam podłączona ale że wszystko było ok a ja nie miałam żadnych bóli to kazali mi się położyć na innej sali i pospać.Spać nie mogłam a bóle wciąż się nasilały.Chodziłam do toalety z nadzieją że ominie mnie lewatywa.Udało się!
Kiedy już nie mogłam wytrzymać poszłam obudzić położną...za co mi się oczywiście dostało bo żeby do niej dojść podłożyłam sobie ręczniki papierowe-podkład przeciekł...Prawie nakrzyczała na mnie że ręczników się używa do rąk...eh podłączyła do ktg w tym czasie obok rodziła jakaś dziewczyna i wszystko słyszałam... 🤢to było dla mnie straszne bo wiedziałam że zaraz czeka mnie to samo...położna na nią krzyczała bo nie mogła przeć...To mnie tak zestresowało że cała się trzęsłam...za chwilę kazała iść do pokoju że zaraz mnie zawołają.Poszłam ledwo co...w tym samym czasie dziewczyna z pokoju miała zakładany cewnik więc mnie wyprosili i stałam na korytarzu...opierałam się o ścianę i nie mogłam wytrzymać z bólu nawet nie miałam gdzie usiąść... 😠W końcu zawołali mnie na badanie.Lekarz stwierdził że jest super że rozwarcie na 6cm że dać na przyspieszenie i namówili mnie na tą kroplówkę żeby przyspieszyć...musiałam podpisać zgodę i podali.Leżałam i nawet się nie spodziewałam bo kroplówka zadziałała szybko i trochę przyznaję że ból mnie zaskoczył i powalił.Położna kazała oddychać a się nie napinać bo bardziej boli i rzeczywiście...oddychałam i myślałam tylko o tym że zaraz przejdzie...Póżniej chodziłam sobie i przykucałam aż zaczęły bóle przechodzić w parte...niestety nie było położnej i wołałam a nikt nie przychodził i myślałam że zaraz sama tam urodzę...W końcu się pojawiła...szybko się położyłam i już sam poród mogę nazwać przyjemnością.Czułam wielką ulgę...Położna która odbierała poród była rewelacyjna.Tak krótko to trwało...bo za chwilę położyli na mnie mojego synka i cały czas go trzymałam...kiedy rodziłam łożysko i kiedy mnie zszywali...a i przecięłam sama pępowinę...Pierwsza faza porodu trwała cztery i pół godziny a druga piętnaście minut.
Wszystko byłoby lepiej gdyby były milsze położne i była lepsza opieka...ale ogólnie jestem zadowolona i szczęśliwa...poród nie był traumą...Rzeczywiście dziś choć ledwo co siedzę pisząc Wam ten opis już tego bólu nie pamiętam...najważniejsze że mam swoją kruszynkę.
🙂

Oktawia współczuję !!! Jak można rodząca tak traktować ?! To nie do pomyślenia żeby osoby które powinni nieść pomóc zatruli najważniejszy dzień w zyciu każdej kobiety. Mam nadzieję ze wreszcie te Polskie porody się jakos zmienia bo aż żal czytać przez co kobiety muszą przechodzić.
Gratuluję bobasa !!!!!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • Mamusia
No to w koncu mam chwile czasu,zeby opisac moj porod.Troche tego bedzie 😉A wiec w czwartek o 19tej zglosilam sie na wywolanie.Lekarz mowil,ze wszystko zajmnie maksymalnie 15 godzin..Kazali mi sie przebrac w pizame,dostalam przydzielone lozko i kazali nam czekac na polozna.O 21 w koncu poszlam sie zapytac,czy dostane w koncu ten zel.Po dluzszym dochodzeniu okazalo sie,ze zapomnieli o mnie na obchodzie i kazali czekac az polozna wroci.O 23 wyprosili meza,a poloznej dalej nie bylo.Zjawila sie o 24 i stwierdzila,ze musze czekac do juztra,bo porodowka jest pelna 😞W nocy zrobili mi 2 razy ktg,skurcze byly i nic wiecej.O 11po obchodzie w koncu dostalam zel,ale nic nie pomogl.Po 6 godz dostalam kolejna dawke i postepu dalej bral.Tylko plecy strasznie mnie bolaly.O 21 plakalam przez nie z bolu.Poczatkowo mysleli ze to skurcze,ale bol byl ciagly.Kazali mi czekac na lekarza.Zjawila sie o 22 i nie wiem jak mnie badala,ale wylam z bolu i gryzlam poduszke.Maz nie mogl mnie po tym uspokoic.P.doktor stwierdzila,ze nie calkiem mi sie szyjka skrocila,wiec dala mi tabl przeciwbolowe i nasenne i kazala czekac do nastepnego dnia.O 3 rano obudzily mnie skurcze.Poszlam do lazienki sie wysikac i zauwazylam,ze odeszla mi reszta czopu.Postanowilam sie polozyc,ale skurcze nie dawaly mi spokoju.Malutka prawie sie nie ruszala.O 6 poszlam do poloznej,bo zaczelam sie o nia martwic.Podlaczyli mnie do ktg i okazalo sie ze mam skurcze na 80.Jak tylko skoczyli ktg i sie podnioslam,to mi wody odeszly.Poszlam po polozna a ona mi wmawiala,ze to nie wody tylko reszta czopu.Jak podnioslam sie,zeby pokazac jej podpaske,tak mi wody pociekly po nogach i podloga byla mokra.To byla 7:30 rano.Zadwonilam do meza,zeby natychmiast przyjezdzal.Jak dotarl do mnie chwile po 8,to ja wylazm z bolu,takie mialam skurcze.Dostalam gas and air i troche to na poczatku pomagalo.Do tego maz caly czas masowal mi plecy.Skurcze ciagle sie nasilaly,nie moglam z nimi wyrobic.Poprosilam o cos przeciwbolowego,dostalam zastrzyk w noge,po ktorym zasnelam.Obudzialam sie po godzinie,a skurcze znikly.Polozna kazala mi chodzic.Przez 2 godz zasuwalam po schodach a potem jeszcze 2 po korytarzu,a skurczy dalej brak 😞O 18 wyblagalam u poloznej badanie.Okazalo sie,ze mam rozwarcie na 3 palce i przewioza mnie na porodowke.Tam dostalam oksytocyne i czekalismy.Bol byl nie do zniesienia.Dostalam epidurol i czekalismy na regularne skurcze.A ich dalej nie bylo.Martwilam sie o mala,bo to bylo juz 18 godz od odejscia wod.Podali mi dozylnie antybiotyk i kazali czekac.Poklocilam sie z polozna,bo malej puls zanikal,ta to zlewala i twierdzila,ze bez wod moge tak do tygodnia lezec i rodzic..Tylko dla mnie normalnym nie bylo,ze w ulamku sekundy z 130 puls spadal na 60 i wszystkie maszyny zaczynaly piszczec...W kocu ta polozna poszla na przerwe i poprosilam ta co ja zmienila,zeby mnie zbadali.Zawolala lekarzy.To byla 4 rano.Okazalo sie,ze dalej mam rozwarcie na 3 palce.Chcieli zostawic mnie dalej pod kroplowka.To bylo juz 22 godz po odejsciu wod.Wyblagalam u nich cesarke,bo strasznie balam sie o mala.I wten wlasnie sposob o 4:50 dolaczyla do nas Julia.Maz caly czas byl przy mnie.To on pierwszy dostal ja na rece,bo mnie jeszcze zszywali.Pytalam go co caly czas jak mala,a on nie odpowiadal.Zaczelam sie martwic,ze cos nie tak.A on po 5 minutach podszedl do mnie i ze lzami w glosach wydusil\"ona jest piekna\" 😁 😁.Po prostu go zatkalo 🙂A jak w koncu mi mala podali to od razu zapomnialam o calym bolu i zmeczeniu.Malutka dostala 10pkt 🙂 🙂Potem okazalo sie,ze dobrze,ze wyklucilam sie o cesarke,bo mala byla wykonczona tym porodem.Przez 2 dni bylo ciezko ja wybudzic na karmienie.Lekarz stwierdzil,ze gdybym jeszcze czekala,to mogloby sie to zle dla malej skonczyc.Na szczescie po 3 dniach doszla w koncu do siebie i jest najcudowniejszym dzieckiem na swiecie 🙂 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Dobra dojrzałam do opisu porodu ;-)
To było tak: w poniedziałek miałam skierowanie do szpitala, bo byłam po terminie. Rano wstałam wściekła, że nic mi nie jest i nie wiem po co mam tam jechać, ale pojehałam. Zrobili mi KTG zero skurczy, potem czekałam na lekarza na badanie. W końcu przyszedł i zaczął mnie badać. Pyta mnie kiedy chcę rodzic, a Ja mu na to że dziś ;-) A on do mnie to dobrze bo wody Pani odeszły i nagle poczułam jakbym się zesikała To było o 11.30 ;-). Od razu wysłali mnie na porodówkę. Dotarliśmy z mężem na to piętro i się okazało, że wszystkie zajęte i spędziliśmy pół godziny na korytarzu. Jak się doczekałam swojej sali to się położyłam na łóżku, zero skurczy pełen relaks, uśmiechy, żarty, było ok. W końcu postanowili mi dać Oxytocynę około 16 zaczęły się mocne skurcze i już mi nie było tak do śmiechu. Po jakimś czasie postanowiłam iść pod prysznic i polewałam krzyż ciepłą wodą to trochę mi pomogło i nagle co...... brak prądu ;-) Zrobiło się ciemno i szybko wracaliśmy na porodówkę, tam lampy awaryjne się włączyły, sprzęt nie działał i studentka ręcznie robiła mi KTG, masakra. po kilkunastu minutach prąd wrócił, a skurcze zaczęły być coraz mocniejsze. Zeszłam na piłkę to też troszkę mi pomagało. Ale jak skurcze były co minutę to się położyłam i się męczyłam. W końcu przyszła położna zbadała mnie i rozwarcie były na dwa palce, dalej czekałam i się męczyłam. Potem to nie wiem kiedy jak, ale położna jakoś mi grzebała i kilka partych i wyskoczył Pawełek. Wszyscy nie mogli się nadziwić ile On waży ;-) To by było na tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • Mamusia
To i ja opiszę swój poród 🙂
Tak więc termin mialam na 13 marca. 10-go o godz. 21:00 leżalam i oglądałam coś w TV, nagle złapał mnie dziwny ból w dole brzucha... później był następny i następny, ale nie były do końca regularne... Mój A. powiedział, żebym szla się kąpać, bo to już to. No, a ja czekalam na następny skurcz i następny, bo nie byłam do końca pewna! No ale w końcu weszłam pod prysznic... Tam zlapał mnie następny skurcz, po prysznicu nie przeszły, więc dopakowałam torbę i ok. 23:30 pojechaliśmy do szpitala. Od razu wyslali nas na porodówkę. Tam była jeszcze jedna kobieta przede mną do badania, zbadali ją i następna byłam ja. Była 00:30, przejęla mnie polożna i zbadała ginekologicznie. Oznajmila, że mam 4 cm rozwarcia. Wtedy dopiero chyba dotarło do mnie, że rodzę 🙂Zapytała się czy chcę zoo. Przytaknęłam, bo już bóle były dosyć silne, a ona na to, że najpierw pobierze mi krew i że wyniki będą za godzinę i jak będzie ok, to przyjdzie anestezjolog. Przeszliśmy z położną do innego pomieszczenia... tam miałam łazienkę, piłkę, drabinkę i inne gadżety. Podłączyła mi kroplówkę, chyba na uzupełnienie plynów, w razie za dużo krwi bym straciła i podpięła pod KTG. Na szczęście było bezprzewodowe, więc mogłam chodzić...bóle się nasilały coraz bardziej... już nie wiedzialam co ze sobą zrobić... utknęlam w kiblu, bo mialam wrażenie, że ciągle mi się coś chce, a nic nie było... W pewnym momencie jak wychodzilam z wc, to myślałam, że upadnę, tak strasznie bolalo... po ok godzinie byly wyniki i przyszedł anestezjolog, zaaplikować tą rurkę... wkłucia nie czułam, tylko takie szarpanie, ale nic nie bolalo, a A mówił, że igła była przeeeeogromna:P Podłączył mi pąpkę i mogłam sobie aplikować, jak to anestezjolog piowiedział, ten magiczny produkt 🙂 Trochę pomogło, ale czulam skurcze i w ogóle... plecy i brzuch trochę zdrętwiały. Po 3:00 w nocy przyszla położna zobaczyć co i jak, zbadał mnie, rozwarcie na 6 cm. Leżalam w łóżku, między skurczami było niebo lepiej, po znieczuleniu, rozmawialam, żartowaliśmy sobie, ale jak przychodził skurcz automatycznie się zamykalam 🙂 Ok 4:30 miałam chyba kryzys, bo już krzyczałam, że nie dam rady, że nie chcę już i darałam się chyba na cały oddział, no ale nie byłam sama, bo słyszałam, jak inne babki też się drą, chyba ze 3 rodziły w tym samym czasie. Wolałam ciągle położną, żeby przy mnie była, bo jakoś lepiej mi było w jej towarzystwie, a ona z uśmiechem mi pomagała, masowala, chłodziła twarz i oddychala razem ze mną... Fajna mi się trafiła, bo ciągle mnie dopingowała... miała też podopieczną studentkę, ktora też byla bardzo fajna... ok 5:00 rozwarcie miałam na 9 cm, więc postanowili, że przebiją mi pęcherz... tak tż zrobili, wcześniej nawet nie krwawiłam, ani nic... Kazała mi poprzeć troszkę jeśli czuję potrzebę no i o 6:50 zaczęły się parte, wtedy to już ciągle ktoś przy mnie był, położna złota kobieta, bardzo pomagała, gdyby nie ona to chyba bym nie urodziła... (dodam, że nie musialam za nią płacić). Mała wychodziła i się cofała. Widać było główkę, mówiły mi, że Niuńka ma brązowe włoski i że już jest coraz bliżej, ale i tak się cofała... o 7:00 zadecydowali o użyciu Vacuum. Zbiegło się dużo ludzi. 2 ginekologów, pediatra, neonatolog, 2 położne. No i o 7:21, 11 marca, moja Nikolka wyskoczyła mi z brzuszka 🙂 Przy 1 parciu, z Vacuum. Ważyła 3060 i miala 49 cm... położyli mi ją na brzuch... Jak ją zobaczyłam znieruchomialam i po 5 sekundach wybuchłam płaczem... Była taka maleńka... dostała 9 pkt w 1 min, bo była troszkę sina, i w 5 min już 10 pkt. Leżala tak u mnie 10 min i wzięli ją zmierzyć i zważyć i mi ją oddali, i tak z 2 godzinki leżał golasek ze mną. Ja w tym czasie urodziłam łożysko i mnie zszyli, bo pęklam, a nawet nic nie poczułam. Na szczęście tylko w jednym miejscu na długość centymetra...... Z resztą przy rodzeniu łożyska i szyciu też nic nie czułam... Jak już gin skończyła mnie szyć, to Malutką wzięli do ubrania i zbadania przez pediatrę, a mnie umyli. Przywiezli 2 łóżko i pojechałam z MAłą na odział poporodowy. Ciągle była przy mnie 🙂
Ogólnie było bardzo ciężko, ale jak już mala się pojawiła to wszystko odeszło... poród wspominam całkiem dobrze, może też z tego względu, że personel na sali porodowej jak i na oddziale poporodowym to złoci ludzie 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A oto mój przebieg wydarzeń:
Rozpoczynał się 41 tc., udałam się ze skierowaniem do szpitala, z uwagi na graniczną ilość wód płodowych i dojrzałość łożyska przyjęto mnie po krótkim badaniu. To był piątek - weekend dłużył się niemiłosiernie, tym bardzie, że lekarze na obchodzie usilnie próbowali mi wmówić, iż prawidłowa ciąża to do 42 tygodni a ja zapewne (z uwagi na nieregularne cykle) jestem być może w 39 tygodniu i mam jeszcze czas. KTG robiono mi 3 razy dziennie, tętno mojego Synka było nie zawsze równomiernie wysokie, wówczas położne potrząsały moim brzuchem chcąc obudzić Malca. Przy każdej sposobności pytałam lekarzy, położne o procedury, jakie chcą powziąć wobec mnie tym bardziej, iż ruchy Dziecka czuję coraz rzadziej. W końcu podali mi jakieś tabletki "ziołowe" na uspokojenie. Nie dałam za wygraną. I tak w poniedziałek (czyli w 4 dobie) założyli mi do szyjki macicy cewnik i napełnili go płynem. Jego zadaniem miało być rozwarcie szyjki. Od razu po założeniu go poczułam bóle, które po południu ustały i nasiliły się wieczorem i nocą. Rozmawiałam z mężem przez telefon, mówiłam mu, jak często mnie boli, on liczył czas. Okazało się, że skurcze są co 3 minuty i trwają 30 sek. Poinformowałam o tym położne, ale stwierdzono, że gdyby to były porodowe, to już bym dawno urodziła no i dodam, ze KTG też nie wykazywało skurczy. Starałam sie zatem zasnąć, ale się nie dało. Ja nawet nie domyślałam sie, iż ten ból, jaki odczuwam (może nawet bardziej dyskomfort niż ból) może coś oznaczać 🤢
Nastepnego dnia zrobiono mi lewatywę i o 8:40 podłączono oksytocynę, okazało się bowiem, iż dzieki cewnikowi rozwarcie jest na 3 cm i no i w końcu odszedł czop 😜 Tak trwałam ucząc sie oddychać 🙂 Mówiłam sobie, ze to, co odczuwam to tylko ból fizjologiczny i jakoś go przetrzymam. Z każdym podkreceniem większego przepływu oksytocyny - wymiotowałam 😞 tak reagowałam na rozwieranie się szyjki. O 10 zadzwoniłam po męża, przeszłam do sali porodów rodzinnych, w pokoju tym usiadłam na piłce i sobie skakałam. Odeszły wody, kazano położyć mi się na łóżku i ... robić "fu fu fu fu..". W jednej chwili zgromadziło się wokół mnie z 5 osób, miałam parte (nie bolały 😁), i w tym momencie, jak na filmie wszedł mój mąż. Nie minęło 15 minut, jak ukazała się główka naszego Synusia. Położyli mi go na piersiach, był taki cieplutki i śliczny. Mąż aż usiadł z wrażenia. Wszystko potoczyło sie bardzo szybko tak dalece, iż pomimo naciecia krocza pękła mi szyjka macicy i pochwa po obu stronach. Synuś ważył mało - 3280g, 55 cm, a jednak... . Wezwano zatem anestezjologa, uśpili mnie na ok 1,5 godziny i pozszywali. Po wszystkim przyszedł do mnie mąz i przywieziono nam Synka. Poczuliśmy się, jak prawdziwa Rodzina, choć na pójście do domu trzeba nam było jeszcze zaczekać...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • Mamusia
Witam mamusie. A o to mój. w 38 tygodniu zostałam skierowana do szpitala z powodu małopłytkowości. to była środa 26styczeń.po trzech dniach leżenia na patologi z powodu szybko spadających płytek postanowili zacząć przygotowywać moja szyjkę do porodu(brak jakiegokolwiek rozwarcia) podali mi żel który miał rozmiękczyć szyjke. kilka minut po podaniu (był jakaś 11 godzina) zaczeły mi się straszne bóle.które trwały 2 godziny(bo tyle działał żel,a bóle były jego skutkiem).myślałam że gorzej być nie może,ale nie wiedziałam co mnie jeszcze czeka.
zjadłam obiad,w miedzy czasie przyjechał mój mąż w odwiedziny.Posiedział chwile,bo musiał wracać zaraz do domu.
o.16 poszłam do toalety i poczułam jakby cos mi pękło w brzuchu. wróciłam na sale i dopiero wtedy poczułam że odeszły mi wody. zawołałam położna podłączyła mnie pod ktg były lekkie regularne skurcze,których prawie nie czułam.Dzwonie do męża(on jeszcze nie zdążył dojechać do domu,mamy jakieś 15 km). wiec on po torbę dzidziusia i z powrotem do szpitala.
W tym czasie przyszła lekarka niestety nie było jeszcze rozwarcia,położna zrobiła mi lewatywę,poszłam wziąć prysznic i o jakiejś 17 zawieźli mnie na porodówkę. Tam znowu mnie zbadali 1 cm 😞. wiec dostałam kroplówke na wzmocnienie i czekamy.
Zaraz dotarł i mąż wiec poszlimy na spacer po korytarzu zeby przyspieszyc akcje. Skurcze już wtedy były nie do zniesienia (co 3 min) po godzinie chodzenia poszłam pod prysznic co przyniosło mała ulgę.po kilku godzinach znowu mnie zbadano 2 cm,bardzo wolny postęp. więc poskakałam trochę na piłce ale to też nie przyniosło rezultatu o północy dostałam oxy,ale to tylko jeszcze bardziej powiekszyło mój bóle,a nie rozwrcie.
O 2 dostałam "głupiego jasia" co pozwoliło zdrzemnąć mi się na chwile byłam juz wyczerpana.Mąż był cały czas ze mną i pomagał mi jak tylko mógł.
Po 3 znowu badanie i nadal 2 cm. Szybka decyzja cc z powodu braku postępu porodu.
przygotowania nastąpiły błyskawicznie. pojechałam na sale tam znieczulenie podpajeczynkowe,po kilku minutach usłyszałam płacz mojego Filipka4.07(coś cudownego) Dałam mu buziaka i zaniesli go do tatusia który czekał pod drzwiami.
Ja zostałam zszyta i zawieziona na pooperacyjną,mały spał koło mnie w lóżeczku, niestety nie mogłam podnieść i popatrzec na niego.
po kilku godzinach dopiero dostałam go na ręce,niezapomniane uczucie.po 12 godzinach przewieziono mnie na normalną sale i mogam już cały czas opiekować sie moim synkiem.

Poród wspominam bardzo dobrze położne robiły wszysto żeby pomóc mi w moim cierpieniu Ponieważ nie mogłam mieć znieczulenia zoo,mówiły mi co robić żeby wytrzymać te bóle.
Oczywiscie poród rodzinny jest niezastapiony.

Polecam szpital na Placu Starynkiewicza w Warszawie. od początu ciąży chodziłam tam do lekarza.Jeżeli będziemymieli drugie dziecko napewno zdecyduje sie rodzić właśnie tam.POLECAM
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • Mamusia
Witam.

U mnie było tak:

Całą ciążę szykowałam się do porodu naturalnego (ciąża pierwsza). Mój poród zaczął się bardzo nietypowo - w piątek zaczęłam gorączkować powyżej 38, w sobotę bardzo bolało mnie krocze nie mogłam nawet nóg na łóżko założyć - w czym pomagał mi mąż 🙂 w niedzielę bolał brzuch, a w poniedziałek miałam wizytę kontrolną u mojej pani ginekolog. na wizycie nie stwierdzono oznak porodu, ale ja powiedziałam, że się bardzo źle czuję i dostałam skierowanie do szpitala - aż mi ulżyło na samą myśl że to może wreszcie będzie koniec. Dodam, że do terminu zostało 11 dni. gdy zgłosiłam się do szpitala robiono mi chyba z 6 razy ktg, które wykazało jakieś drobne skurcze. Moje samopoczucie było coraz gorsze.Około 22 sama upomniałam się o kolejne ktg, po którym usłyszałam proszę się pakować i zapraszam na salę porodową - zatkało mnie 🙂 tam leżałam 3 godziny pod ktg i miałam "permanentny" skurcz - on się nie kończył. Mały cały czas się rzucał co sprawiało jeszcze większy ból. W końcu o godzinie 2 miałam robioną cesarkę - na biegu. Bałam się bardzo. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Cały zabieg wspominam bardzo miło, czwartego dnia praktycznie mnie nic nie bolało - czułam się świetnie. Także cesarki nie ma co się bać. Cieszę się, że to się tak skończyło bo mały ważył 4700 i był bardzo zmęczony. Cały następny dzień maluszek wymiotował wodami płodowymi, których się tak nałykał podczas skurczu. gdyby nie decyzja o szybkim cesarskim cięciu to nie wiem jak ta sytuacja by się zakończyła. Cały pobyt w szpitalu tj. 3 dni wspominam również z uśmiechem na ustach. Z ręką na sercu polecam wszystkim "warszawiankom" szpital na Wołoskiej.
Benia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Dodam tylko, że jedyną nieprzyjemną osobą, którą spotkałam była pani anestezjolog. Krzyczała (jak się okazało nie tylko na mnie) wymagała pozycji niewykonalnej dla osoby z brzuszkiem tzn zgiąć kolana i złapać się za kostki przy czym mieć złączone kolana i koci grzbiet 🙂 masakra. Ta kobieta nie powinna pracować z ciężarnymi, które są obolałe i wystraszone. Reszta personelu i warunki REWELACJA 😉

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Bernadeto u mnie bylo na odwrot.Jedyna mila osoba ktora dobrze wspominam byl moj anestezjolog.Wspanialy czlowiek.Sprawil,ze lezac na stole smialam sie jak glupia 🙂Podobno nie mial jeszcze tak rozesmianego przypadku hehe.I zgadzam sie z toba,cesarka nie jest zla.Pierwszego dnia juz z mala chodzilam po sali a po tygodniu juz czulam sie,jakbym jej nigdy nie miala 😉
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
A u mnie przy porodzie anestezjolog gadał do mnie ciągle podczas skurczu, ja ewidentnie go nie słuchalam tylko głową machałam, on chyba to wiedział, ale gadał dalej hehe... a przyjąć pozycję do wkłucia pomogła mi położna... Tak jakby mnie przytuliła i mocno trzymała...a mi jakoś tak lepiej się zrobiło... hehe
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jak tak każda opisuje swój poród to ja też opiszę, mimo tego, że jestem po nim już ponad 1,5 miesiąca ;-)

a więc było tak:
w środę 9.03 pojechałam z bólami krzyża co 10-15min. to, że byłam już po terminie to mnie zostawili, bo tak kazali by mi wracać do domu.. w czwartek mi zrobili USG, ktg 2 razy dziennie mi robili, nie wyszły żadne skurcze i pani ordynator po zbadaniu mnie stwierdziła, że szyjka krótka i rozwarcie na palec, no i zapytała się mnie czy chciałabym przyspieszyć poród..no a ja, że oczywiście ;-) więc powiedziała, że od jutra to jest piątek 11.03 zaczną mi dawać dwa razy dziennie przez 3dni zastrzyki na odczulenie szyjki macicy, a w poniedziałek kroplówka na wywołanie.. w piątek dostałam zastrzyk rano i wieczorem, na ktg wyszedł jeden malutki skurcz ;-) ogólnie czułam się w tym dniu wyśmienicie ;-) rozmawiałyśmy sobie z dziewczynami do północy, no i jedna miała mieć właśnie kroplówkę dawaną o 5.00 więc postanowiłyśmy iść spać i w sumie dobrze, bo ja obudziłam się o 2.00, bo chciało mi się siusiu..tak mi się wydawało, a jak tylko wstałam z łóżka to poleciało ze mnie jak z kranu.. poszłam do toalety, po czym poszłam do położnej to była dokladnie 2.15, którą obudziłam i mówię jej, że chyba odeszły mi wody, a raczej na pewno odeszły mi wody!! a ona do mnie, żebym szła do sali położyłam sobie podkład na łóżko, a między nogi wsadziła sobie tą podpaskę dużą..i poczekamy do 3.00... nie wiedziałam czemu, ale później już wiedziałam..miała na tą godzinę budzik ustawiony, bo chodziła i mierzyła tętno płodu.. mnie nawet nie zmierzyła, tylko kazała od razu do zabiegowego.. tam lewatywa.. kazała później iść się załatwić, wykąpać jak chcę i przyjść spowrotem..o 3.30 przyszedł lekarz zbadał mnie, no i rozwarcie na 1,5cm..zalecił 3zastrzyki co pół godziny nadal na odczulenie, a później kroplówka, bo nie miałam jeszcze skurczy.. w międzyczasie dzwoniłam do męża aby przyjechał.. o 4.00 jak zjechałam na porodówkę od razu zaczęły mi się skurcze i to co 2-3minuty od razu.. po zastrzykach mimo wszystko położna dała mi kroplówkę, podłączyła pod ktg na 30minut, a później poszłam pod prysznic, ale to nie dawało ulgi, później skakałam na piłce..to pomogło ale tylko przez chwilkę.. no i położna powiedziała, że jak chce to napuści mi wody do wanny i mogę sobie godzine poleżeć..powiedziałam, że chcę no i dziewczyny to mi przyniosło prawdziwą ulgę, nawet między skurczami zasypiałam..co skurcz się budziłam i ględziłam mężowi, że ja już nie dam rady, że ja zaraz umrę itp. 😜 po niecałej godzinie wyszłam i położna zbadała rozwarcie było na 4palce...po 15minutach już mnie tak zaczęło boleć, że mąż poszedł po położną, zbadała rozwarcie i tu już na 8palcy..no a jak przyszła za kolejne 10minut to było praktycznie całe tylko gdzieś tam jeszcze trzymało..no i trzymało ponad godzinę.. no a jak zaczęły mi się bóle parte to darłam się im tam, że zrobię zaraz kupę 😉 położna trafiła mi się ogólnie przecudowna! Ja już dawno byłabym wyprowadzona z równowagi, a ja tam pieprzyłam 3 po 3, a ona do mnie gadała i mnie uspakajała.. no i mąż był dla mnie wielkim wsparciem! nie wiem jak dałabym sobie radę bez niego! około 11.30powiedziała mi, że już jesteśmy przy końcu, że góra dwie godzinki i Alanek będzie z nami.. ;-) bo zaczęły mi się parte, a od rozpoczęcia partych nie może trwać poród więcej niż 2 godziny.. no i tu była masakra, bo ja parłam, tzn. tak mi się wydawało, a położna mówiła mi, że nie prę.. zadzwonili po pediatrę i ginekologa, bo miałam nacinane krocze i musiał mnie zszyć.. męczyłam się i męczyłam, a tutaj nic, bo ponoć nie parłam..a do tego mnie denerwowało jak mi mówili, no Asiu jeszcze jeden skurcz góra dwa i będzie po wszystkim i tak z 10razy..myślałam, że ich zabije! 😜 w pewnym momencie jak dostałam kolejnego skurczu podszedł do mnie ginekolog i przycisnął mi brzuch, a położna wyciągnęła małego..normalnie tak za głowę chwyciła i wyciągnęła..no ale ja poczułam wielką ulgę! no i o 12.50 Alanek był z nami;-) A jak położyli mi małego na brzuchu to to dla mnie była najpiękniejsza chwila ;* A. odciął pępowinę chociaż nie wiem jak, bo tylko przecierał oczy ;-) ja się nie popłakałam, ale świeczki w oczach były.. od odejścia wód poród trwał 10godz.50min., no a same parte 1godz.25min. ... no ale jak rodzłam łożysko to położna powiedziała, że super prę i szkoda, że wczesiej tak nie parlam.. no ale dla mnie to było straszne przeżycie i jak w ogóle zdecyduje się na kolejne dziecko to przez cc;-) no a położna mi później jeszcze powiedziała, że ja miałam gorzej rodzić, ponieważ było jakieś ułożenie potyliczne chyba, no ale ogólnie chodziło o to, że było główką odwrócone, ale odwrotnie niż zwykle..
no a Alanek ważył 3770g i 56cm. Wielkoludek 😜 no i się rozpisałam ;-)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • Mamusia
Hej dziewczynki, sorki, że wpadam w dyskusję jak Filip z konopii, ale chciałabym coś się Was podpytać jako doświadczonych mamusiek. Ja jestem czerwcoweczką i oto nurtuje mnie jedna sprawa:
PYTANKO DO MAMUSIEK PO CESARCE :
czy w szpitalu dają szpitalną koszulę czy ma się swoją czy tylko taki fartuch zielony ?
Jestem ciekawa ze wzgl. na to, że bardzo bym chciała karmić piersią a skoro dziecko mam dostać tylko na chwilę bo muszą mnie jeszcze zszyć to chciałabym je położyć przy piersiach i ciekawi mnie czy jest to możliwe ? ☺️
Jak wiecie to napiszcie - będę wdzięczna ☺️
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Doris 25 Jak będziesz szła na cesarkę to ubiorą Cię w taką białą koszulę z płótna sznurowaną od góry także spokojnie nie musisz nic brać. Przynajmniej tak jest na Wołoskiej w Warszawie. w swoją koszulkę przebierzesz się dopiero jak wstaniesz czyli po jakichś 12 godzinach. Wtedy będziesz mogła się odświeżyć w sali pooperacyjnej: umyć zęby, twarz i tp. przynajmniej u mnie tak było. Powodzenia - nie ma się czego bać 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Dzięki Bernadeta - łap oklask !A jak u Ciebie było z karmieniem piersią po tej cesarce ? Czy ten czas rozłąki mamy z dzieckiem nie utrudnił sprawy ? Będę wdzieczna za wszelkie info, wskazówki dot. karmienia piersią po cesarce
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Kochana ja po cesarce nie miałam pokarmu dostałam dopiero 5 dni później i miałam przez jeden dzień. Natomiast moja koleżanka po cesarce zalewała się mlekiem 🙂 musiała ściągać bo mały by tego nie przejadł. Tak więc nie tu zależności.
ps. a to już wiesz, że będzie cesarka?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
doris, ja podczas zabiegu bylam w swojem koszuli, nie dawali szpitalnej. A no i malej nie dostalam poniewaz na tym stole nie bylo to realne, pokazano mi ja, przytulono glówke do mojej glowy, moglam ja pocalowac, ale to tylko tyle. Przynajmniej tak jest w krakowie. No i co do pokarmu to ja mala karmilam juz na tej sali intensywnego nadzoru . Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
A ja mialam mala caly czas od momentu zdjecia ze stolu.Maz byl caly czas przy mnie i on ja trzymal,jak mnie szyli.A jak mnie przelozyli na lozko,to kazali mi ja dac i tak juz do samego wyjscia nawet na sekunde nikt mi jej nie zabral 🙂A co do koszuli,to ja dostalam szpitalna,ale potem i tak sie w swoja przebralam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się

Komentowanie zawartości tej strony możliwe jest po zalogowaniu



Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...