Skocz do zawartości

I zdarzył się CUD - opisy naszych porodów | Forum o ciąży


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

  • Mamusia
opis część pierwsza....jak to się wszystko zaczęło 😉
W niedzielę 25.06. na 17. Pojechaliśmy na upragnioną sesję zdjęciową, Pan fotograf okazał się miłym człowiekiem otwartym na pomysły z naszej strony, tym bardziej, że nie zajmuję się typowo takimi zdjęciami ….a ja nawet dałam się namówić na rozebranie się do bielizny i nawet jeden raz stanik zdjęłam (bo mam mieć zdjęcie takie z profila czarne, że szczegółów nie będzie widać tylko zarys sylwetki)…Sesja trwała 1,5 h i mam nadzieję, że zdjęcia będą super-dopiero za jakiś tydzień dostaniemy je Po sesji pojechaliśmy do znajomych po fotelik do samochodu dla dzieciaczka (bo oni wyjeżdżali i chcieliśmy je już mieć-jakieś przeczucie 😉 )Do nich wdrapałam się na 4 piętro 😉 no a po powrocie do domciu poszłam do WC i co….?????? Wody zaczęły mi odchodzić … zawołałam męża że chyba wody mi odchodzą….smialiśmy się że to te 4 piętro 😉 mnie pogoniło…

Opowieści część 2
Jak już te wody tak konkretnie odchodziły że zejść z kibelka nie mogłam bo wiecznie leciało to zadzwoniliśmy do mojego lekarza z zapytaniem czy już jechać do szpitala, bo skurczów to było jak na lekarstwo. Powiedział, że jak chcemy. Zdecydowaliśmy się pojechać, bo chciałam, aby podłączyli mnie pod KTG. Chciałam mieć pewność, że z Zuzią wszystko ok. O 23 byliśmy w klinice na Izbie. A o 24 już leżałam na porodówce, a że nie było akcji porodowej to męża odesłali do domu, a ja leżałam z KTG w jednym z boksów. Miałam szczęście, bo byłam na całej porodówce tylko ja. Ale całej nocy już nie przespałam z przejęcia. Położna co jakiś czas do mnie zaglądała a ja słuchałam bicie serduszka kruszynki Skurcze były takie co 4 min. Ale trwały jakieś 30sekund max. Czułam się jakbym miała okres dostać tylko tyle że ciągle wody leciały (nie da się tego zatrzymać w żaden sposób- leci jak chce i kiedy chce 😉 ) O 6 rano wrócił do szpitala mąż .Zapytano mnie czy chce rodzić z nim i przenieśli nas na salę rodzinną.

No to kolej na część 3 😉 przed ostatnią
Około godziny 7 skurcze zaczęły się wzmacniać. Spacerowałam sobie po Sali. Tym bardziej że za oknem zaczęło pojawiać się piękne słoneczko. W ogóle od momentu odchodzenia wód ani razu nie panikowałam. Jakoś takie to naturalne dla mnie było. I wiedziałam co będzie. Położna dała mi piłkę do ćwiczeń i uwierzcie nie ma większej ulgi jak posadzić rodzące 4 litery na piłce 😉 ulga niesamowita. No to sobie podskakiwałam na piłce, kręciłam bioderkami. Jak przychodził skurcz to oddychanie zdawało rolę. Ogólnie od samego początku już zauważyłam że szkoła rodzenia się przydała w naszym przypadku. Położna mnie chwaliła, że jestem cierpliwa i wytrwała i że super sobie daję rade. W między czasie podłączali mnie do KTG. Wszystko było w porządku. Skórcze zaczęły się nasilać znacząco jakoś koło południa. I z czasem nie były już do wytrzymania- nie będę oszukiwać, że to ciągle był mały wysiłek. Dodatkowo poszłam sobie kilka razy pod prysznic na piłkę-kolejna super sprawa-polewanie ciepłą wodą piersi i brzucha. Położna stwierdziła, że do 16 spokojnie urodzę. Ok. 14 wpadł mój lekarz prowadzący, zajrzeć co ze mną i pogonił trochę położną, żebym do wieczora nie rodziła. Jego widok strasznie mnie ucieszył i na chwilę zapomniałam o bólu 😉 ale na krótko. No i zaczęło się….zaczęły się bóle parte. A ja nie radziłam sobie z nimi i nie potrafiłam przeć. Jaką blokadę miałam. Podłączyli mnie do kroplówki . W między czasie zeszłam z łóżka i z położną starałam się rodzić na kucaka. Dobrze, że był mąż to pomagał mi wstawać bo już nie miałam sił i byłam baaardzo słaba a skórce były już maksymalne. No a jak weszłam powrotem na łóżko to przyszła jeszcze jedna położna, pediatra i lekarz, który mnie zszywał później. No to zaczęłam przeć…..
Szczęśliwy koniec części 4
No to parłam oj to było nie fajne…ale już nie pamiętam tych bóli i wysiłku jaki musiałam włożyć aby mała była na tym świecie. Położna instruowała mnie kiedy mam przeć i jak i co robić. Czułam jak główka już jest w kanale i że zachwalę jak się przyłożę to będzie koniec. I dobrze czułam. Ostatnie bóle parte….i poczułam jak Zuzi główka wyszła i usłyszeliśmy jej pierwszy jęk a później płacz i zobaczyliśmy ją taką malutką zwiniętą, taką trochę szarą na mojej piersi. Oczywiście były łzy wzruszenia i nie dowierzanie że to nasze kochanie. Mąż przeciął pępowinę. Zabrali mi malutką i z mężem poszła na ważenie. A mi zostało tylko urodzić łożysko. Jak już było łożysko (wyszło nie całe) zrobiono mi łyżeczkowanie, zszyto i zawieziono do córki i męża…..Ach mówię wam jakie to piękne uczucie zobaczyć swoje dziecko na świecie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mój poród wstęp
była niedziela od kilku dni kładłam sie spać o 19 , moje ciało zbierało siły na poród jak miało sie okazać. około 20:30 nagle sie obudziłam i usiadłam na łóżku jak ze mnie poleciało szybko tylko zeszłam z łóżka na podłogę patrze a tu kałuża coraz większa naprawde dziwne uczucie ciepła i ciagłego wylewania ze środka. Mąż grał i tylko podniosłam głos "kochanie wody mi odeszły" odrazu wyłączył wszystko zawołał moja mame szybko pomogli mi sie ubrac wziąść torbe do szpitala, podjechał pod blok i do szpitala.
na porodówce
od 21 jak mnie przyjeli powoli narastały skurcze . mąż był ze mna jakieś dwie godziny , głaskał trzęsące sie nogi odpowiadał na pytania położnej . podłączyli pierwszą kroplówke i zmierzyli mi biodra lekarka pokręciła głową "bedzie miała pani szczęście jeżeli urodzi pani naturalnie" . rozwacie 2 cm sie utrzymywało na badanie musieli mi podstawiac basen bo niemogli mi zmierzyc rozwacia na leżaco. powiedzialam mężowi by poszedł do domu bo jeżęli cesarka to i tak niema sensu by sie ze mną męczył , nie chciał iść ale połóżna go ugłaskała że zadzwonimy jeżeli sie coś zmieni.
poród
wkońcu rozwarcie zatrzeło sie powiekszać od 4 rano , połózna ze mną siedziała i nadzorowała parcia by sie dalej posuwał poród, powoli najpierw 5 potem 8 cm , zadzwoniłam do męża że zatrzyna się poród i ustalilismy że dalej rodze tylko z położną
5 rano 10 cm czyli pełne rozwacie coraz większe napieranie główki na wyjście , ja zmęczona niemiłosiernie już parciami połóżna do mnie " do 7 pani urodzi juz sie oto postaram" . dalej zachecała i dodawała otuchy oddychała ze mną . o 6 był ordynator i tekst " ale co to tak długo trwa prosze jeszcze podac jej leki przyspieszajace". podali a położna do mnie "ja zawołam pewnego lekarza i on pomorze tylko musisz nam kasiu zaufac" a ja "dobrze"
więc poszła po niego "a tu pomorzemy przy małej perełce" z uśmiechem weszedł 2 metrowy facet
położył rękę na brzuszku i delikatnie nacisnął .. ja też parłam i tak z kilka razy przy ostatnim nacieli mnie i pytanie " chce pani dotknąć włosków małego?" niesamowite uczucie 😁 ostatnie mocniejsze naciśniecie i krzyk małego na świecie ach najwspanialszy dźwięk na świecie
położyli takiego naguska na mnie spojrzelismy sobie prosto w oczy , sie uspokoił i niestety wieli ze mnie bo jeszcze łózysko. wyszło całe na raz więc tylko szycie troche nieprzyjemne i bolące . podziekowałam lekarzowi a on "ma się te męskie ręce do kobiecych spraw"
mały dostał 10 /10 punktów usłyszałam "no to co że malutki ale daje rade"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
15.09.2011 na 13 miala ostatnia wizyte u ginekologa to byl 38tydzien ciazy, kazal mi usiasc na samolot sprawdzil czy czasami rozwarcie jest i tu szok juz 5cm a ja ani skurczy nie mialam nic samoistnie sie zrobilo...i powiedzial: do szpitala dzisiaj albo jutro pani urodzi 🙂 a ja w szoku maz czekal na poczekalni jak sie dowiedzial jechalismy do domu kanapki na droge mi zrobil wzielam torbe i ruszylismy do szpitala..byla godz 15 jak juz w szpitalu bylam podlaczy mnie do ktg i sprawdzali jak czesto skurcze mam a tu nic...wiadomo wypytywali o dane itd i tak z pol godziny zlecialo..potem kazali mi isc usiasc na samolot polozna sprawdzila czy rozwarcie sie powiekszylo a tu nic...nadal 5cm...kazali mi chodzic 2 godziny, po tych dwoch godzinach znowu na samolot usiadlam i szok rozwarcie 7cm..a jak skurczy nie bylo tak nie bylo...i wtedy przebili mi wody..i zaczely mi odchodzic...potem dali lewatywe po chwili sie oproznilam...jak wody mi odchodzily to mega skurcze sie zaczely pielegniarki sie smialy ze wkoncu bole mam..jak bole sie zaczely byla tak godzina 18 kazaki caly czas chodzic...skurcze byly coraz czestrze juz pozniej to darlam sie jak nie wiem maz caly czas byl przy mnie..rozwarcie sie zwiekszalo po godzinie 8 cm a pozniej to juz 10cm...juz sama kladlam sie na lozko nogi rozkraczylam i o 20.30 zaczeli odbierac porod za trzecim parciem mala wyskoczyla uslyszalam placz i o calym bolu zapomnialam 🙂 potem sie zdziwilam ze szyc mnie chca bylam pewna ze mnie nie nacinali...a przez to ze takie bole byly nawet nie czulam jak mnie cieli...potem rodzenie lozyska to juz za pierwszym parciem poszlo...i zszyli mnie szwy rozpuszczalne zalozyli i wywiezli mnie po 2godzinach na sale...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Część 1
W nocy 26-go zaczął mnie boleć brzuch ,stawiał się co chwila dosłownie w poprzek ale ,że miałam tak całą ciąże więc mnie to raczej nie martwiło tylko doszedł do tego ból jak na miesiączkę a że zaczęłam się niespokojnie kręcić w łóżku to przeniosłam się do salonu z myślą,że pooglądam tv i dam się mojemu wyspać 🤢 Otóż nie było tak kolorowo ,nie spałam całą noc w życiu się tak tym brakiem snu nie umęczyłam i to nie tym bólem 😮 No po prostu byłam jak wrak jak mnie mój zobaczył rano to się lekko zmarszczył .Powiedziałam mu jak szedł rano do pracy ,że jak się ogarnę to pojedziemy do szpitala bo dziś i tak dzień terminu więc niech sprawdzą co i jak .
część 2
Zanim się ogarnęłam wyczesałam wykąpałam to było już ok 13-tej no i pojechaliśmy ,na izbie znajoma twarz to się ucieszyłam do momentu jak nie zrobiła mi badania ,żeby sprawdzić czy mam rozwarcie ,krew lała mi się po nogach aż mi się zrobiło słabo .Rozwarcie na 1,5 czyli nic się nie ruszyło od tygodnia 🤢 Zaprowadziła mnie na oddział i poprosiła lekarkę,żeby mnie zbadała na usg i zadecydują czy mnie zostawić czy nie bo skurcze miałam i owszem ale się nie nasilały więc.....same wiecie.Lekarka mnie zbadała -myślałam ,ze jej aortę przegryzę z bólu i mówi ,że zostawimy w szpitalu może coś się uszy bo nie powiedziałam jej ,ze to rozwarcie to mam już od tygodnia 🙂
Zameldowałam się w pokoju nr 1 razem z dwiema laskami było wesoło oglądałyśmy seriale do wieczora za ścianą w pok.nr 2 leżała moja dobra kumpela na podtrzymaniu o której wam już wcześniej pisałam ,ze już 3 miechy bidulka leży pod kroplówką poszłam ją odwiedzić pogadałyśmy i zrobiła się 22 no to sobie myślę czas iść pod prysznic i lulu.Na dyżurze na patologii akurat położna moja ze szkoły rodzenia - super babeczka .Brzuch mnie bolał jak na miesiączkę skurcze też były ale nic do przodu nagle jak trzasnęło -jakby ktoś mi do środka wystrzelił korek od szampana matko kochana usłyszałam to normalnie w środku - bardzo dziwne i nie przyjemne uczucie i ból taki ,ze aż mnie skręciło -laski z sali na równe nogi co mi jest a ja ,że nie wiem i że cholernie boli .Jak ból przeszedł to wstałam i zaczęło lecieć okazało się,ze to wody ale lecą zielone!!!!Więc ja w panikę kazałam zawołać tę znajomą położną - zaczęła mnie uspokajać a ja dostałam takiej deliry ,że myślałam,że mnie będzie rzucać od ściany do ściany mówię wam to byłą jakaś masakra -chyba ze strachu o moją kruszynkę.Zawołali tą młodą lekarkę znów badanie rozwarcie się ruszyło lecimy na wózku na porodówkę a moja położna do mnie -\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\" nic się nie bój dzisiaj są moje koleżanki na dyżurze wszystko dla Ciebie wyżebram będzie dobrze(cokolwiek to miało znaczyć trochę mnie uspokoiło). Dzwonię po Piotrka ,że już się zaczęło a on do mnie ,że właśnie sprawdził totka i że trafił 4 więc myślę sobie to musi być ta noc -w końcu to dzień mojego terminu 🤪 Rodziłam na stojąco bo tylko ta pozycja przynosiła mi ulgę -dokładnie taka o której pisała Mama76 oparta o łóżko.Ból straszny i nie do opisania ale to już chyba wiecie .Dwa razy puściłam pawia bo miałam do wyboru albo zemdleć z bólu albo wymiotować(czułam to po prostu) .Mojego P tak mi było żal ,że nie może mi pomóc i ze mu serce pęka ,że poprosiłam, żeby wyszedł do pokoiku (mieliśmy salę do porodu rodzinnego) przez niego nie mogłam się skupić a do każdego skurczu potrzebne mi było mega skupienie na oddychaniu- uważam ,ze to bardzo ale to bardzo pomogło bez tego nie dałabym rady bo z bólu miałam normalnie odloty .Nie wiem jak można rodzić na piłce?!Ja w domu ćwiczyłam na piłce ale jak przyszło co do czego to w życiu!!Krzyczeć nie krzyczałam ale jęczałam strasznie a później to już nawet bredzić zaczęłam \\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\"Zabierzcie mnie stąd ,ja nie chcę , ja wysiadam , ja przyjdę jutro już na dziś wystarczy\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\" - położne się śmiały 🙂 Na ostatnie 13 minut wskoczyłam na łóżko - bóle parte to jest nic- to nawet jest swego rodzaju przyjemność 😮 Skupiałam się tylko na oddechy -trzy oddechy na jeden skurcz i nagle chlust i Kaja między moimi nogami mówię wołajcie Piotrka - przybiega staje koło mnie a ja tak na nią patrzę i nie wierzę ,ze to moje dziecko- to były moje pierwsze słowa !!!!!Z wrażenia aż mnie zatkało kłądą mi ją na brzuchu ,Piotr robi zdjęcia a ja dalej nie mogę uwierzyć,że to nasze szczęście jest już na zewnątrz.Normalnie szok!!Całość trwała 2.38 min i Kaja o 1.38 była już na świecie 🤪:woohoo 😁odam,że żebrałam o zzo ale przy zielonych wodach nie można 🤢
Później łożysko i szycie na żywca bo lignocaina na mnie nie działa .Muszę tu dodać ,że szew jest "piękny " i prawie niewidoczny.
I teraz najwspanialsza chwila-zostawili nas na dwie godziny w pokoju samych z dzidzią ,noc światło nocnej lampki nasza Kajunia taka malutka i kochana leżała sobie w beciku a nasze emocje sięgały zenitu-to były najpiękniejsze chwile w moim życiu 🙂
Na drugi dzień diagnoza,że mała ma podwyższone lekko CRP więc antybiotyk i tydzień w szpitalu,płakałam dwa dni 🤢A jak już jechaliśmy do domu to płakałam ze szczęścia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
29.09.2011r. Juz na dwa dni przed ta data rozpoczely sie u mnie bole krzyzowe, takie regularne bole w dole plecow , jak by ktos kopal w plecy. W dzien porodu bole krzyzowe staly sie czestzre , mocniejsze i powtazaly sie regularnie co 5 min.Bol byl juz nie do wytrzymania , teraz jak uderzenie kijem lub wircenie wiertarka w kregoslup...niewiem jak to opisac ...w kazdym razie bolalo tak ze na czworakach na dywanie czolgalam sie zeby dostac sie do telefonu. Bol zaczal promieniowac na brzuch i pojechalam do szpitala.
W szpitalu zbadali mnie ginekologicznie,rozwarcie na 2 cm , lekarz wyjal mi czop , zrobili ktg i... powiedzieli ze skurcze zbyt rzadkie i odeslali mnie do domu oddalonego o 25 km!!!
Dotarlam do domu a bole staly sie jeszcze mocniejsze i pojawialy sie czesciej. Po pol godz wrocilam do szpitala , wtedy skurcze byly co 3 min a rozwarcie niestety tylko 3 cm , dziecko niziutko. przyjeli mnie na porodowke , zrobili lewatywe i polozyli na lozku porodowym. Zbadali mnie jeszcze raz. musialam duzo chodzic zeby przyspieszyc rozwarcie. Nic to nie dawalo bo po 6 godz nadal tylko 3 cm!!! Polozna zlitowala sie i podala jakis zastrzyk przyspieszajacy rozwieranie i wykonala masaz szyjki za co opieprzyl ja zastepca ordynatora ktory uwaza ze nie powinno sie pomagac kobieta , ze wszystko ma isc naturalnie! 😞. Bolalo niesamowicie. Masaz jest straszny! ale pomogal.po kolejnych 2 godz okazalo sie ze rozwarcie tylko na 5 cm. Wiec znow masaz i znow zastrzyk plus chodzienie po sali... Myslam ze umre niz zrobie kolejny krok wiec zaczelam robic przysiady. Gdy zaczelam opadac z sil zaczeli sie zastanawiac nad cesarka ale postanowili poczekac z decyzja jeszcze 2 godz. W ciagu tych dwoch godzin gdy rozwarcie osiagnelo 7 cm poszlam pod prysznic skakac na pilce i po 10 godzinach rozwarcie osiagnelo 10 cm. Dopadly mnie bole parte wiec polozyli mnie na lozko . $ parcia i Igorek na swiecie ! 🙂 potem urodzilam lozysko ( w calosci) i zalozyli mi tylko 4 szwy bo nacieli mnie minimalnie jak sie dalo.
Ogolnie jestem zadowolona z porodu w swoim szpitalu i wdzieczna poloznej za pomoc... Do domku wyszlismy w drugiej dobie po porodzie. 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to ja napiszę jak to było ze mną 🙂

27 wrzesień 2011
Złapały mnie bóle brzucha i bóle pod żebrami , tak było od rana. Igor się nie rusza w ogóle. Spanikowana dzwonię do lekarza , który każe mi się zbierać na izbę przyjęć. Więc szybki telefon do Tomka i jedziemy na izbę. Tam robią ktg - wychodzi kiepskie . Zapada decyzja - zostaję na patologii ciąży na obserwacji płodu. Do końca dnia wszystko bez zmian - Mały wciąż się nie rusza. Rozwarcie niewielkie , szyjka twarda....

28 wrzesień 2011
Ruchów wciąż brak , ktg wychodzi dobre. Obchód. Decyzją lekarzy robimy szczegółowe USG , amnioskopie oraz badanie ginekologiczne. Na USG wychodzi , ze jest za mało płynu owodniowego. Wystraszona i zapłakana leżę na tym łóżku z nadzieją , że Igorek jest cały i zdrowy. Idziemy na dalsze badania - rozwarcie nadal na jeden palec , szyjka twarda. Decyzją lekarzy dostaję pierwszą dawkę oksytocyny. Ruchów Igora wciąż brak. Wariuję , bo nie wiem czy wszystko jest z Nim w porządku . Wieczorem kolejna dawka oksytocyny. Mimo tego nic się nie dzieje , czuję się tylko trochę otępiała. Wieczorem pielęgniarka nie pozwała mi nazajutrz nic jeść , ponieważ w razie czego zabiorą mnie na kroplówkę. Robimy ktg - wychodzi dobre.

29 września 2011
Od rana jestem jak na szpilkach . Czekam na obchód. Umieram z głodu. Przychodzą lekarze. Mam dostać jeszcze raz oksytocynę i zabiorą mnie na porodówkę , gdzie podłączą pod kroplówkę. Boję się , ale jednocześnie cieszę , mam nadzieję , że to ten dzień...
Około 10 idę na ostatnie badanie ginekologiczne. Rozwarcie na 1,5 cm , lekarz wymasował do 2 cm . Ordynator mówi , ze tak czy inaczej dziś trzeba zakończyć ciążę , ze mam się nie martwić , bo wszystko będzie dobrze. Dzonię uradowana do Tomka , żeby przyjeżdżał , bo będziemy rodzić. Zabrali mnie na porodówkę. Zostałam podłączona do pompy naskurczowej. Przyjeżdża Tomek. Czekamy na jakiekolwiek skurcze , pojawiają się ok 15 - 16. Więc zaczynam chodzić po tej sali , byleby tylko się ruszyło. Niestety wszelkie bóle mijają. Jestem zmęczona , zasypiam na łóżku. Mam nadzieję , że jednak coś się ruszy. Około godziny 19 Tomek poszedł zapytać co dalej , bo się męczę , jestem totalnie wymęczona. Przychodzi lekarz- zapada decyzja o cesarce. Wszystko dzieje się tak szybko - zakładają mi cewnik , podpisuję jakieś papiery i idę na salę . A tam miła niespodzianka - widzę moją Chrzestną , który pracuje na Chirurgii w tym szpitalu. Jest przy mnie cały czas. Robią mi zastrzyk . Zaczynam tracić czucie. Więc się zaczyna. Chrzestna cały czas trzyma mnie za rękę , zasypiam na stole , co chwilę ktoś mnie budzi. Nagle słyszę " Pani Małgosiu mamy główkę , proszę przeć " ( lekarze byli rewelacyjni i w dobrych humorach) . Czuję szarpnięcie... Czekam... Modlę się zeby tylko zaczął płakać.... Nagle słyszę płacz mojego dziecka. Nie potrafię opanować łez szczęścia. Pokazują mi Igorka. Jest taki śliczny . Marzę tylko o tym by już go utulić. Lekarze mnie zszywają , a Igorek leży w łóżeczku, patrzę na jego buźkę ... Jestem najszczęśliwszą mamą na świecie. Po wszystkim zabierają mnie na salę pooperacyjną. Widzę Tomka , czek , by się pożegnać. Mówi , ze mnie kocha... I ze Igorek jest śliczny... Czekamy na powrót do domku...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Mimo,że miałam CC również postanowiłam opisać TEN dzień. Wszystko zaczęłó się 17 lipca w 3 rocznicę związku. Czułam się źle. Ostry ból głowy spowodował, że pół dnia przeleżałam. Dwa dni później-19 lipca ból był już nie do zniesienia, do tego czułam się strasznie opuchnięta, szczególnie na twarzy. Zadzwoniłam do mojego gina, powiedziałam, że czuję, że coś jest nie tak. Kazał przyjechać. Poczekałam na Mojego i pojechaliśmy. Zbadał mnie, wpakował na wagę, zmierzył ciśnienie no i diagnoza była jasna-zatrucie ciążowe. Kazał natychmiast jechać do szpitala, sprawdził jeszcze tylko, czy mała żyje...
W szpitalu w Nowym Tomyślu leżałam od 19 do 28 lipca. Miałam ciśnienie średnio 170/110 i za cholerę nie chciało spaść pomimo masakrycznej dawki leków. Do tego kilka razy dziennie KTG. Niestety nic nie pomagało, czułam się coraz gorzej, z dnia na dzień bardziej puchłam. W 16 dni przytyłam 12kg (zatrzymanie wody w org.) W momencie kulminacyjnym ważyłam 90kg :/ Dostałam zastrzyki na rozwinięcie płuc malutkiej.Zdecydowano, że przenoszą mnie do Poznania na Polną.
28 lipca karetka przywiozła mnie na Polną. Oczywiście zrobiono badania, pomiary cieśnienia, KTG.. W pewnym momencie przyszła po mnie piguła, kazała spakować rzeczy. Zabrała mnie na porodówkę, podpięła KTG i leżałam tak całą noc. Nie mogłam nawet się ruszyć, bo chcięli mieć bardzo dokładny zapis. Jak się domyślacie nocy nie przespałam. 29 lipca o 8 rano wparowało mi na obchód 7 lekarzy + około 8 staystów. Ordynator powiedział, że zapis KTG nie jest dobry i zdecydowali rozwiązać ciążę wcześniej. Pomyślałam OK wypiszą mnie do domu i pewnie każą przyjść na cesarkę jakieś 2-3 tygodnie przed terminem. Zapytałam go kiedy dokładnie, a on: " Za jakieś 10-15 minut panią zabierzemy, czekamy tylko na anastezjologa, który lada moment powinien być. To był dla mnie szok. Wpadłam w panikę, rozryczałam się, nikt nie mógł mnie uspokoić. Zadzwoniłam do Mojego do pracy, powiedział, że rzuca wszystko i przyjedzie. Zadzwoniłam też do mamy, która zaczęłą ryczeć razem ze mną i też powiedziała, że przyjedzie. Po chwili zabrano mnie na salę. Dostałam znieczulenie ( musiałam się porząnie wygiąć, bo byłam tak opuchnięta, że nie było widać kręgosłupa) , założyli cewnik i zaczęło się. Cały czas ryczałam, anastezjolog ze mną rozmawiał, uspokajał. W pewnym momencie usłyszałam cichutki płacz.Wierzcie mi to był najpiękniejszy moment w moim życiu. Wiedziałam, że dziecko żyje, że wzięło ten najważniejszy pierwszy oddech. Po chwili usłyszałam: "-Godz? -8:45 -Płeć? -Moment,nie widzę..dziewczynka! Ma pani córkę"
Lekarze zabrali się za zszywanie mnie, malutką zważyli zaintubowali i kiedy ją zabierali pokazali mi ją na moment i powiedzieli:" Niech pani spojrzy, śliczna, 1265g.
Po operacji leżałam na sali pooperacyjnej, przyszedł tam mój Kubuś, który ledwo trzymając sięna nogach, cały w nerwach, ze łzami w oczach powiedział, że ją widział, że jest piękna i tak malutka, że bał sie jej dotknąć. Niestety po chwili musiał wyjść a mnie zawieziono na salę. Dostałam coś przeciwbólowego i zasnęłam. Obudziłam się następnego dnia rano. Przyszła położna, wyjęła cewnik i kazała spróbować wstać. To był koszmar. Wstanie z łóżka po CC to był dla mnie MEGA wyczyn, ale musiałam to zrobić, bo chciałam iść do Alusi. Poczekałam na Mojego, wsiadłam na wóżek i kazałam mu się do niej zawieźć. Oczywiśćie wszyscy marudzili, że za szybko ale ja się uparłam. Kiedy znalazłam się obok inkubatora i zobaczyłam przez szybkę moje malutkie Cudeńko nie powstrzymałam łez. Głaskałam ją po główce i beczałam. Wtedy poczułam, że jestem MATKĄ 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
5 października 2011r.
Siedzę w domu Mamy. Marcin pojechał trzy dni wcześniej na szkolenie. Muszę jechać do naszego mieszkania, żeby dokończyć skręcanie łóżeczka i dopiąć ostatnie meiszkaniowe sprawy. Jadę, skręcam. Wszystko wygląda cudnie. Myślę: "no! mam już wszystko gotowe, teraz tylko rodzić!". Zakłądam buty, idę na przystanek, wsiadam do autobusu. Siedzę i czuję dziwne pobolewanie od krzyża aż do brzucha. Patrzę na zegarek. Kiedy pojawia się po raz kolejny patrzę znowu. 10 minut. Kolejne sprawdzam tak samo. Czasem są co 10, czasem co 8 minut. Różnie. Nie są bardzo intensywne. Myślę "pf! jak tak mają wyglądać te bolesne skurcze to to jest pestka!". Przyjeżdżam do Mamy, jem obiad, krzątam się po domu. Cały czas mam te skurcze. Wszyscy kładą się spać, ja idę się wykąpać, przebieram w pidżamę, kładę do łóżka. Zasypiam. Po jakimś czasie budzą mnie skurcze, są coraz silniejsze, ale jeszcze do zniesienia. Chodzę trochę po domu, klękam, kucam, ruszam się. Kładę się znowu spać.

6 pażdziernika 2011r. godzina 2:40
Budzi mnie nagłe szarpnięcie w brzuchu. Jakby coś tam wystrzeliło i nagły ból. Czekam sekundę i zaczynają wypływać wody. Pierwsza moja myśl: "o kur**! koc z wełny. Matka mnie zabije!" 🙂 wstaję, przygotowuję torbę, idę zbudzić Mamę. Zamawiamy taksówkę. Bóle są już mocne. W taksówce robią się naprawdę silne. Kierowca jedzie ze 120 na godzinę ciągle pytając czy aby na pewno nie urodzę u niego na siedzeniu 🙂 Dojeżdżamy o 3:10 do szpitala. Izba przyjęć, wywiad. Ląduję na porodówce. Mama czeka przed. Położna mnie bada. 3 cm rozwarcia. Pytam się jej ile potrwa aż będzie rozwarcie w pełni. Odpowiada, że około 6-7 godzin pewnie. Stwierdzam, że nie wytrzymam tego pzez tyle czasu, pytam o zzo. Niestety nie ma, nawet płatnie. Położna robi lewatywę mówiąc, że delikatnie powinna przyspieszyć akcję porodową. Latam do kibla jak głupia. O 4:10 wychodzę do Mamy i mówię, żeby nie czekała, bo nie wiadomo ile to potrwa, niech jedzie do domu. Wracam, bóle są już nie do zniesienia, nie wiem co ze sobą zrobić. chcę mi się co chwilę kupę. Biegam do kibla, boli tak bardzo, że wpadam na ściany nie mogąc utrzymać równowagi. Wchodzę na łóżko porodowe, mija 5 minut i krzyczę do położnej, że to jest nienormalne, że te skurcze są za silne i za częste, że ja już nie daję rady i nie wytrzymam jeszcze tyle godzin. Podchodzi do mnie spokojnie, mówi, że mnie zbada. wszystko wykonuje n takim totalnym luzie. Wkłada mi rękę, widzę jak powiększają jej się oczy i krzyczy: BŁAGAM CIĘ! NIE PRZYJ! RODZISZ!". Biegnie po resztę personelu. wszyscy zbierają się w ciągu 3 minut i zaczyna się parcie. Za około piątym parciem lekarz dociska mi lekko brzuch i wyskakuje Basia.

Nie płakałam ze szczęścia. Byłam w tak ogromnym szoku, że to już, że patrzyłam na nią jak na ufoludka. Trzymałam ją i nie mogłam uwierzyć, że to ONA była w środku we mnie. Taka malutka, rozkrzyczana. Potem leżałysmy dwie godziny razem. Od momentu porodu nie mogłam zasnąć aż do kolejnej nocy. Cały czas leżałam i patrzyłam na nią. Nie minęło mi to do tej pory. Lubię się położyć obok niej i po prostu patrzeć jak spokojnie śpi, jak oddycha, jakie robi miny.

Jestem chyba jedną z tych matek w których miłość narasta stopniowo. Nie doznałam takiej mocnej fali uczucia od razu, ale z każdym dniem, z każdą chwilą, kiedy musiałam o nią albo dla niej walczyć z bezdennie głupimi ludźmi, miłość była coraz silniejsza i wiem, że nie umiałabym już życ bez niej i zrobię dla niej absolutnie wszystko!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Tu opis mojego porodu z 2001, tym razem w calosci.
Byl 27 grudnia. Tego dnia zadzwonilam do meza z zapytaniem czy przyjedzie w koncu czy w dalszym ciagu nie moze. Termin mialam na 17 grudnia, ale moj maz kupil bilet na 20 grudnia. I nawet tego 20 grudnia nie przyjechal. To byl najwiekszy szok I zawod w moim zyciu I chyba najwieksza trauma. Potem kazdego kolejnego dnia pytalam czy I kiedy przyjedzie. I tak tego 27 zdecydowalam , ze nie moge dluzej czekac, gdyz bylam zupelnie sama w mieszkaniu na 4 pietrze bez windy w srodku zimy I juz 10 dni po terminie. Rano zadzwonilam do szpitala w Pucku z zapytaniem czy moge przyjechac. Opowiedzialam o swoim polozeniu wiec polozna, z ktora rozmawialam pozwolila mi przyjechac. Zadzwonilam wiec do brata czy moze mi pomoc tarmosic moje klamoty do szpitala, bo sama nie chcialam dzwigac tych ciezarow. A zabralam dosc duzo, bo chcialam by mojemu bobskowi niczego nie zabraklo podczas pobytu w szpitalu. No I dla siebie tez musialam cos wziac. Wrocilam do mieszkania (dzwonilam z budki z centrum, bo telefonu w mieszkaniu nie mialam a minuta rozmowy komorka kosztowala wtedy jeszcze 3 zlote, a dla mnie w tamtej sytuacji to bylo duzo), spakowalam sie I oczekiwalam przybycia brata. Potem wsiedlismy do autobusu I udalismy sie na dworzec, gdzie zlapalismy pociag do Pucka, a z Gdyn i jedzie sie tam z jakies 40 minut. W Pucku tak zglodnialam (bylo juz pozne popoludnie), ze postanowilam jeszcze sie posilic przed szpitalem, bo kto wie kiedy i co mi tam zaserwuja. Zamowilismy z bratem wielkie hamburgery (fast food, a jakze dla wyglodnialej mamy i brzdaca z brzucha), Potem zostal nam juz szpital a tam czekala juz inna polozna, ktora kazala mi wracac do Gdyni. "Malo macie tam szpitali w Gdyni ?"- spytala. "Po co tu do nas do Pucka? Jeszcze pani nie rodzi wiec po co tu pani przyjechala?" Ja jednak nalegalam. Nie po to tu przyjezdzalam taki kawal by teraz wracac. Zreszta jakbym sama zaczela rodzic w srodku nocy to nie wiem co by bylo. Opowiedzialam jej to. "Zaraz przyjdzie lekarz I pania obejrzy I wtedy zadecyduje co dalej."- odpowiedziala. No I przyszedl lekarz. Podlaczyl mnie do KTG I sobie poszedl. Gdy wrocil stwierdzil tylko " ma pani bole" a ja na to "jakie bole?" Prawde powiedziawszy nic mnie zupelnie nie bolalo a wrecz przeciwnie, czulam takie mile sciskanie wokol pasa, jakby mnie ktos mocno obejmowal, przytulal. Okazalo sie, ze mialam rozwarcie na 3 cm. Zatrzymali mnie wiec w szpitalu. Potem wzieli mnie na fotel ginekologiczny. To bylo najgorsze badanie w moim zyciu. Czulam sie okropnie, bolalo mocno a sam lekarz nie zrobil na mnie najlepszego wrazenia. Nie bede tu opisywac szczegolow, ale wolalam to wszystko pozniej zapomniec. Potem stwierdzili, ze moze zaczne rodzic jeszcze tej nocy moze nastepnego dnia rano a moze nastepnego dnia wieczorem. Najwazniejsze jednak, ze pozwolili mi zostac. Pozegnalam sie z bratem I poszlam do sali, gdzie na porod oczekiwala tez inna przyszla mama. Ja bylam podekscytowana, ona przerazona. Probowalam ja przekonac, by sie tak nie bala, nie panikowala, ale na darmo. Zreszta ona byla juz tam od bodaj 2 dni I chyba im dluzej ja tam trzymali tym wieksze bylo jej przerazenie.
Po jakims czasie zaczelam odczuwac dyskomfort a moze nawet bole ale nei byly one na tyle wielkie by panikowac czy prosic o znieczulenie. Oczekiwalam tylko, ze beda one coraz czestsze I bardziej dlugotrwale. Prawda byla ,ze chyba jestem jakims dziwologiem I do samego konca moje bole byly co jakies 4 minuty I trwaly po okolo minucie. Roznica byla tylko taka, ze byly coraz bardziej bolesne, ale wszystko dalo sie przezyc, dopoki nie zastosowano u mnie szpitalnych "wspomagaczy". Ale po kolei. Szpital w Pucku wybralam z powodu porodow wodnych. Skoro nie moglam miec porodu domowego to chociaz wodny, myslalam. Ale, ze bylam sama, nici wiec z porodu rodzinnego I czekalo mnie traktowanie po macoszemu. Powiedziano mi, ze jest juz pozno I jest za malo personelu na taki porod, bo nie ja jedyna rodzilam tej nocy. Poza tym podobno nie bylo komu wyczyscic wanny. A ja, niby taka silna I stanowcza na codzien, chyba jak kazda kobieta w takim momencie ulegla wplywowi personelu I nie miala ani sily ani odwagi by upominac sie o swoje. Dlatego tak wazne jest by przed porodem poinformowac osobe towarzyszaca o swoich oczekiwaniach, ewentualeni napisac list do poloznych o swoich pragnieniach, bo w trakcie porodu chyba zadna kobieta nie jest w stanie dopominac sie o swoje. Przynajmniej tak bylo w moim przypadku. Wiec czekal mnie normalny porod na lozku.
Jeszcze zanim sie tam polozylam pozwolono mi przez przeszlo pol godziny posiedziec w lazience I popluskac sie w wannie (nie tej porodowej). Bole, ktore zdazyly juz sie nasilic jakby nagle ustaly I czulam sie wrecz blogo. CHcialam tam zostac na zawsze, ale do porzadku przywol mnie stanowczy glos I glosne pukanie poloznej. Musialam wiec wyjsc z lazienki. Niestety, bo bole wrocily. Poszlam wiec na ta sale porodowa, przebralam sie. Przy moim przebieraniu sie uczestniczyly 2 polozne, ktore komentowaly moj wyglad : "ojej, pani figura wyglada, jakby nie byla pani w ciazy, tylko brzuch pani urosl." No, tak jakos wyszlo.
Tymczasem w sasiedniej Sali lezala inna rodzaca z gestoza. Ta jej gestoza I donosne krzyki sprawily, ze obie polozne wieksza czesc czasu spedzaly wlasnei u tamtek dziewczyny. Ja zostalam praktycznie sama. Sama mialam obserwowac zegar I liczyc czestotliwosc I dlugosc moich skurczow. Sama mialam sobie "poskakac" na pilce dla ciezarnych, co w pewnym stopniu bylo jakims relaksem, ale zbyt duzo nie zmiejszylo bolow. Wtedy tez odeszly mi wody, ale ile… Az siez dziwilam, ze mialam w sobie tyle wody. A bole tez byly dziwne, bo najbardziej dokuczliwe byly te po wewnetrznej stronie ud. No, ale dalo sie przezyc dzieki temu, ze nie byly zbyt czeste I intensywne. Co jakis czas polozne przychodzily I pytaly czy wszystko dobrze. Pamietam, ze zwracaly sie do mnie per Pani. Do tamtej drugiej krzyczacej, per Ty. W ogole byly dla niej bardzo niemile, ale przyznam, ze mnie tez denerwowal jej krzyk. Za blisko siebie byly te sale bo to nie jej wina, ze krzyczala. W takich wypadkach lepiej krzyczec, bo to pomaga (za moment sama sie o tym przekonam). Ale jak juz powiedzialam, ze blisko te sale I te krzyki nie dzialaly na mnie pozytywnie bo trwaly prawie bez przerwy chyba przez kilka godzin.
Gdy juz moje rozwarcie bylo duze, polozne postanowily wreszcie sie mna zajac I kazaly mi wdrapac sie na lozko. A na lozku szok. Jadac do Pucka szykowalam sie na to, iz bede mogla rodzic w wygodnej dla mnie pozycji I kilka razy udalo mi sie w takiej wyladowac, ale potem za kazdym razem kazaly mi sie klasc, a to bylo dla mnie okropne. Nie na cos takiego sie nastawialam. Poza tym juz na poczatku uprzedzilam je , ze cwiczylam rozciagania I smarowalam sie rozmaitymi olejkami by uniknac nacinania. Ona stwierdzila, ze zobaczymy w trakcie, choc potem wiedzialam, ze I tak miala zamiar nacinac, bo tak wtedy jeszcze robili rutynowo u pierwiastek.
W ogole jadac do Pucka nastawialam sie na Bog wie co, bo w przewodnikach po najlepszych oddzialach polozniczyc w Polsce Puck zajmowal wtedy pierwsze miejsce ex equo z jakims innym szpitalem. Zadupie zadupiem I tez chcialoby sie urodzic dziecko w Gdyni, skoro taka tradycja rodzinna od 2 pokolen, ale jak obejrzalam 2 istniejace wowczas oddzialy poloznicze w Gdyni I sale do porodow wodnych w Pucku to nei zastanawialam sie ani chwili. Potem jednak okazalo sie, ze polowa z tych opisow w przewodniku byla naciagana. No, ale nie bylo tez tak zle. No, ale przejdzmy do rzeczy.
Byl srodek nocy a wlasciwie juz nad ranem. Rodzilam jak mowilam na lezaca z malymi przerwami, kiedy to pozwolono mi usiasc, ukucnac itp. W ogole te lozka sa dosc wysokie I dosc waskie, ze zbyt duzo ruszac sie na nich nei da w obawie, by nei spasc. Wiec lezalam najczesciej jak mi kazano I coraz bardziej zblizalam sie do chwili, w ktorej dane mi bedzie wreszcie ujrzec moje dziecie.
Bylo jaz prawie na ranem a ja mialam rozwarcie na 9 cm. Do pelni brakowalo mi tylko 1 cm. Jeszcze bym sie naturalnie pomeczyla, bo nie bylam mocno zmeczona I jak pisalam wolalam uniknac zastrzykow itp ale polozne wygladaly na takie, ktore szykowaly sie juz do pojscia do domu I najwyrazniej chcialy zakonczyc moj porod "o czasie" wiec … dostalam pierwszy z niechcianych zastrzykow. W ogole panie polozne byly mile, nie bede na nie narzekac. Z ta, ktora odbierala porod (druga byla pomocnicza) fajnie sobie gadalysmy podczas mojego porodu o zawodzie poloznej i innych bzdetach. Ale od strony moich oczekiwan co do porodu nie byl to szczyt moich marzen. Pamietam, ze dostalam zastrzyk I znowu zostalam zostawiona sama sobie. Po chwili doslownie wziely mnie takie bole, ze myslalam, ze zobacze wszystkie gwiazdy. Okzazlo sie, iz byl to zastrzyk z oksytocyny, ktory mial przyspieszyc rozwarcie sie szyjki by mozna bylo wreszcie przec. Przyznam, ze dopiero wtedy poczulam co to byl bol porodowy. Po chwili tez naszla mnie nieodparta chcec parcia wiec zaczelam sie wdzierac. Z jednej strony, by usmiezyc bol, z drugiej, by ktos wreszcie do mnie przyszedl. Ale tu nic . Wiec darlam sie w nieboglosy, zeby przyszla I sprawdzila, czy juz jest te 10 cm. A ona mi, ze jeszcze nie, ze to tak szybko az sie nei da I ze jeszcze nie przyjdzie. Ja jej na to, ze niech przyjdzie I sprawdzi, bo czuje, ze jet te 10 cm I jak nie przyjdzie to I tak zaczne przec, bo juz nie moge wytrzymac. A trzeba powiedziec, ze poki nie ma 10 cm, parcie jest zabronione. Wiec ona wtedy przyszla I okazalo sie…ze mialam racje. Bylo juz 10 cm wiec przyszla I druga polozna I wtedy juz bylo tylko z gorki. No I okazalo sie, ze bede nacinana. Gdy zobaczylam tylko nozyczki to wpadlam w stress I moja akcja porodowa sama sie wstrzymala. A maluch byl juz w polowie drogi. Fajnie, bo moglo dojsc do niedotlenienia. TE FATALNE NOZYCZKI. No wiec dostalam kolejny zastrzyk na przywrocenie akcji porodowej. Po chwili (a wlasciwie nei wiem po jakim czasie, ale na tym etapie porodu wszystko wydawalo mi sie juz chwileczka) zostalam nacieta, czego w ogole nie poczulam, bo skora jest juz tak naciagnieta, ze sie tego nei czuje. Czyli mieli racje w ksiazkach, pomyslalam. Za chwilke polozna powiedziala tylko : "widze blond wlosy" I za chwile trzymalam juz przy sobie swojego synka.
Bylam najszczesliwsza osoba na swiecie. Nic nie mialo juz znaczenia. Ani to, ze porod nie byl taki jak sobie wymarzylam, tzn. w domowym zaciszu, ani, ze nie bylo przy mnie mojego meza. Teraz liczyl sie tylo ON, moj kochany syneczek.
Lezal tak przy piersi jakis czas az nagle poczulam cieknaca ciepla ciecz na mym brzuchu. Spanikowalam bo pomyslalam, ze malemu cos sie stalo I leci mu krew. To byla moja pierwsza mysl. Krzyknelam po polozne a one w smiech bo okazalo sie, ze moj Mateuszek ... zrobil sobie siusiu.
Bylam juz wiec spokojna o niego i lezelismy sobie tak razem samotnie, bo polozne poszly do drugiej rodzacej. Nagle znowu poczulam cieply plyn. Tym razem wydostawal sie ze mnie. Krzyknelam wiec przerazona po polozne ale one nie pojawily sie tak szybko. Krzyczalam wiec kilka razy. Okazalo sie, ze mialam krwotok. Polozna wiec zaczela naciskac mi na brzuch, co sprawialo mi duzy bol. Kto wie czy nie wiekszy niz sam porod. Wreszcie krwotok ustal.
Po 2 godzinach przyjechali po mnie I Mateuszka z wozkiem inwalidzkim. Bylam w szoku I stwierdzilam, ze nie jestem niepelnosprawna I na sale poporodowa dojde sama.
Moja sala byla 3-osobowa. Dzieciaczki byly przy nas a polozne, zreszta bardzo mile I pomocne, zawsze sluzyly pomoca I wsparciem. Obchody tez nie byly krepujace I na ogol polegaly na tym, ze sprawdzano temperature I pytano sie nas czy sie dobrze czujemy. Nikt nie zagladal miedzy nogi. Raz bylo nawet tak, ze poszlam pod prysznic a wlasnie byl obchod I lekarz mnei nie zastal. SPojrzal wtedy w moja karte. Zobaczyl, ze temeperatury nie mialam (zawsze mierzono ja nam przed obchodem), lekarz wiec spojrzal w moje puste lozko I stwierdzil, ze chyba sie dobrze czuje, skoro wyszlam o wlasnych silach.
Ta czesc pobytu w szpitalu wspominam bardzo cieplo. No, moze poza jednym szczegolem dotyczacym mojego synka. Biedaczek plakal, bo myslalam, ze nie mialam pokarmu. Dostawialam go wiec caly czas do piersi, bo to mialo zwiekszyc laktacje. W ten sposob doprowadzilam swoje piersi do oplakanego stanu, ze jeszcze miesaic mnie bolaly z powodu nadmiernego zuzycia. A okazalo sie, ze maly mial kolke. A spowodowane to blo dieta szpitalna, bo jak sie okazalo, jedznie bylo z cebula. Potem pozostala dwojka dzieci z Sali dostala kolki I wtedy to juz w ogole byl Koncert. Ale po trzech dniach wypisano nas do domu. A byl to Sylwester. Samotny, ale to nowonarodzone zycie rekompensowalo mi wszystko. Z nim nie czulam sie samotna. Mialam swoj skarb przy sobie I liczylo sie tylko to.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
A tu moj ostatni porod, z piatku.
Do planowanego porodu mialam jeszcze jakies 2 tygodnie. W brzuchu 99cm, na wadze 62 kg, w glowie mysli by nie urodzic za wczesnie, bo czekal mnie test narodowy z matmy, do tego perspektywa 2 upragnionych koncertow z udzialem starszego dziecka. Ale z drugiej strony czulam, ze to moze sie stac w kazdej chwili. Mama mi wszak mowila, ze drugie I mlodszego brata I siostre rodzila przed terminem. Do tego brzuch mi sie obnizyl a glowka Damianka musiala juz byc bardzo nisko bo mocno ciazyla i cos tam musiala uciskac bo chodzilam jak pingwin. Ale na porod nie bylam jeszcze gotowa. Chcialam jeszcze zrobic sobie zdjecie z brzuszkiem na pamiatke i zamiescic je na brzuszku. No, ale maz mi przyniosl nie taka baterie do aparatu i czekalam na wlasciwa. Do tego czekalam na przesylke z wozkiem. Nawet lozeczko nei bylo skrecone. CHcialam sobie kupic albo sklecic krzeselko porodowe , takie na jakie napatrzylam sie w szwedzkich szpitalach, z dziura w siedzeniu.
12 pazdziernika zabralismy sie z mezem do skrecania lozeczka, ale on w trakcie stwierdzil, ze juz musi isc do pracy wiec sama musialam dokonczyc. Potem posciel, baldachim I male przemeblowanko w pokoju starszego syna. O, maluszek juz ma gdzie spac, pomyslalam. Teoretycznie moze sie juz wiec urodzic.
13 pazdziernika wielkie pranie. Najgorsze w tym wszystkim, ze to byly 2 kosze I trzeba je bylo zniesc do pralni a potem po praniu I suszeniu przyniesc znowu do mieszkania. To noszenie mnie najbardziej zmeczylo. A po poludniu maz zawiozl mnie I syna na aikido. Tam poczulam sie tak zmeczona, ze musialam walczyc by nie zasnac. Po treningu maz odwiozl nas do domu a sam pojechal do swojego klubu sportowego. W domu polozylam sie do lozka. Bylo po 18.00. Po jakims czasie poczulam jak cos sie zemnie saczy. Polspiaca doczlapalam sie do toalety I wtedy polalo sie wiecej. Jakis czas zastanawialam sie czego to byl wynik. Skad ta woda. Z porannej kapieli a moze jakies wyjatkowo obfita wydzielina. Ale wod bylo coraz wiecej wiec zaczelam juz miec coraz mniej watpliwosci. Mimo,iz podczas mojego poprzedniego porodu wszystkie wody na raz ze mnie chlusnely gdzies przy 6,7 cm rozwarcia, wiedzialam juz, ze rodze. Kazdy porod jest bowiem inny. Ale to bylo dla mnie za wczesnie. Bylam w szoku I zalalam sie lzami. Krzyknelam do synka by zadzwonil pot ate bo mi wody odchodza. Po jakichs 10 minutach maz byl w domu. Bylo ok 19.30. Zadzwonilam do mojej poloznej. Opisalam jej co I jak, odpowiedzialam na jej pytania (kolor wod itp) a ona stwierdzila, ze mam sie dzis polozyc wczesniej spac (ona sama I ta druga polozna tez tak zrobia) bo w ciagu najblizszej doby urodze I musimy zebrac sily.
Skurcze zaczely sie gdzies o 22.00, ale nie byly bolesne I byly co jakies 10 minut. Na kursach powiedzieli, ze musza byc co 3 minuty, by bylo po co jechac do szpitala. Jesli jes mniej to sie siedzi w domu, bo to jeszcze za wczesnie. Rozwarcie jest za male I moze minac jeszcze wiele godzin nim prawdziwy porod sie zacznie. No to siedzialam w domu, dokladnie w lozku I probowalam spac. Czasem mi sei to udawalo, ale emocje byly zbyt duze, poza tym chcialam liczyc te skurcze I zapisywac ich czestotliwosc. A najgorsze bylo to, ze balam sie, ze jelita mam nieoproznione I poza tym caly czas chcialo mi sie isc I je oproznic. I chyba po 6-8 razach udalo mi sie. Uff…
Maz spal obok. Nie chcialam go budzic by przynajmniej on mial sily by byl pomocny. Na co mi bowiem zmeczony nerwowy pomocnik?
Okolo 5 rano bole zaczely byc bolesne I coraz czestsze. Myslalam sobie wtedy by doczekac do tej 7-8 by wyslac malego do szkoly, by nie musial bys swiadkiem porodu. Doczekalam, ale zaraz po 8 rano zadzwonilam do poloznej bo bole byly juz dosyc bolesne a ich czestotliwosc co 3-4 minuty. Ona powiedziala, ze beda sie juz powoli zbierac z kolezanka I za jakas godzine czy poltorej beda u mnie. A gdyby bole byly wyjatkowo bolesne mam ponownie zadzwonic to sie pospiesza.
Okolo 9.00 bole rzeczywiscie byly juz okropne. Maz zadzwonil do nich by sie pospieszyly I spytal czy moge wziac Alvedon, tutejszy lek przeciwbolowy. Pozwolily. Maz dal mi 2 tabletki czyli razem 1 gram. Ale musze przyznac, ze nic nie pomoglo. Nic a nic. Polozna kazala wziac kapiel. Balam sie infekcji skoro wody juz odeszly. Ale polozna powiedziala, ze to nic nie szkodzi a woda zlagodzi bole. Maz nalal mi wiec wody a ja ledwo sie wgramolilam do wanny. W tej wodzie bole staly sie jakos rzadsze ale, niestety trwaly dluzej I I tak byly cholernie bolesne. Ale dzieki tym dluzszym przerwom troche sobie odpoczywalam. Niejednokrotnie prawie zasnelam. Balam sie, ze sie utopie .
Polozne przyjechaly ok 9.20. Przyszly do mnie, troche pomagaly oddychac, potem poszly do kuchni. Zostawili mnie wszyscy bym odpoczela. Tyle, ze ja tam dalej cierpiamam z kazdym nowym skurczem. Liczylam sobie sekundy i wychodzily mi te skurcze po 120! Najpierw aby dotrwac do tych 60, bo ponoc w polowie skurcze sa najsilniejsze, potem juz lagodnieja. To myslenie pomoglo mi przetrwac ten okropny bol. Potem stwierdzilam, ze juz wiecej nie zniose tej niepewnosci. Niech mnie zbadaja jakie mam rozwarcie, bo jak mniej niz 8 cm to ja juz tego bolu nie zniose i jade do szpitala po znieczulenie. Tak sobie myslalam, ale glosno nic nie pisnelam, bo nie chcialam stracic twarzy. Wyczlapalam sie ledwo z tej wanny i walnelam na lozko. Udalo sie, rozwarcie 8 cm a byla jakas 10.20.
Spytalam ile jeszcze moze to potrwac zanim urodze. Uslyszalam, ze moze 3 godziny. Z jednej strony przerazilo mnie to ale z drugiej bylam spokojna, bo moj syn wracal ze szkoly dopiero za 5 godzin. Spokojna wiec bylam ,ze nie bedzie musial ogladac mojego cierpienia I rozlewu krwi. Przez caly czas maz probowal mnie masowac, obejmowac. Lezalam sobie na lozku a polozne masowaly mi stopy, sciskaly kostki, bo to ponoc przyspieszalo rozwieranie syzjki czy usmierzalo bol, juz nie pamietam po co to wlasciwie, ale bylo przyjemne. Bol byl coraz gorszy a okolo 11.00 zaczely mi sie juz bole parte. Pamietam, ze lezalam na boku I to byla fajna pozycja do odpoczynku miedzy skurczami ale w czasie skurczy szczegolnie tych partych to bylo okropne. Zeszlam wiec z lozka co bylo bardzo baaaaaaaaaaardzo trudne I przyjelam pozycje bardziej odpowiednia do porodu I oparlam sie o lozko. W czasie bolow sciskalam reke mojego meza. Biedny. Pewnie bardzo go bolalo, ale nei dal po sobie poznac. Musze przyznac, ze w moim przypadku te bole parte byly okropne. Musialam zaczac krzyczec, szczegolnie, ze one mi nie daly tak wyprzec mojego szkraba. Jak skurcz ustal, musialam I ja ustac. Nic to, ze maly w polowie drogi I czulam jakby mnie mialo zaraz rozerwac. Najgorsze to jednak to, ze za kazdym razem sie troche cofal I myslalam, ze jak tak bede hamowac to parcie to do jutra nie urodze. Ale one wiedzialy co robily. Chcialy uchronic krocze przed peknieciem. O 11.20 moj Damianek byl juz na swiecie.
Wgramolilam sie znowu na lozko, a one daly mi chlopczyka. Cale to cierpienie mialam za soba a moj upragniony syneczek lezal mi na piersi. Sliczny, choc sie zdziwilam, bo mial ciemne wloski. A ja spodziewalam sie blondynka.
Maz sie zdziwil, ze prawie nie bylo krwi, ale, jak to przyslowie mowi, nie mow hop…. Znowu, tradycyjnie juz, polala sie ze mnie krew. Mimo wielkich cerat itp narzuta na lozko, a nawet posciel sie poplamily I jak wstalam by sie isc wykapac, to krwi bylo tyle, jakby to bylo miejsce zbrodni. Ale kochane polozne pomogly to wszystko posprzatac I nawet spraly krew z narzuty.
Potem mnie jeszcze zbadaly, czy aby nie beda musialy mnie gdzies zszyc, ale okazalo sie, ze mam tylko otarcia. Potem kazaly mi isc do toalety, by macica mogla sie prawidlowo obkurczac. Ja sie balam, ze bedzie bolec jak podczas poprzedniego porodu. No, ale jak juz poszlam do tej toalety to sie przyjemnie zdziwilam, ze nic nawet nie szczypalo. No tak, tym razem nikt mnie nie nacinal…Jaka ogromna roznica.
Teraz trzymam w objeciach mojego ukochanego Damianka. Nigdy nie pomyslalabym, ze pokocham go juz tak od pierwszej chwili. Tak bezgranicznie. Balam sie ze juz zadnego dziecka nie pokocham, skoro kocham tak bardzo mojego Mateuszka. Balam sie tego, czy w ogole bede umiala go kochac tak samo jak mojego starszego synka. Czy bede umiala byc sprawiedliwa? Ale trzymajac go na rekach mojego Damianka odczuwam to samo co czulam wtedy, gdy urodzil mi sie Mateuszek. Teraz mam juz 2 szczescia. Wspomnienie o bolu odeszlo juz w niepamiec. Zreszta zrobilabym to znowu, byle tylko moc tulic to sliczne dziecko.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
W niedziele 16.10.2011 po raz kolejny wybraliśmy się na KTG. Po zapisie mieliśmy jechać do Arkadii kupić rolety do okien, pościel dla małej, firanki i jakieś tam pierdoły. A więc wchodzimy do szpitala, kładę się na łóżko, podłączają KTG a tu ZONK. Pielęgniarka nie mogła złapać tętna. Przekręciłam się na drugi bok i coś ta zaczęło łapać. Więc trwa zapis a tam cały czas 130 tętno albo mniej albo nie łapie w ogóle. Więc pomęczyli mnie tak ze 40 min i w końcu przyszła pani dr i zapytała się czy zgadzam się zostać w szpitalu bo KTG jest słabe i muszą mnie podłączyć na dłużej ale to już na porodówce po nawodnieniu itd. No to ja mówię że oczywiście się zgadzam. Więc Romek poszedł po torbę i mnie przyjęli. Zaprowadzili na porodówkę i podłączyli 2 kroplówki i niestety KTG kiepskie. Więc o 15 podłączyli oksytocynę ale pani położna powiedziała że raczej na mnie nie zadziała i pewnie pójdę na górę na oddział patologii ciąży.
Minęło 15 min a ja skurcze tak jak w czasie okresu a powiem że musiałam brać ibuprom maks co 4 godz. przez 2 dni w okres. Więc skurcze były już bardzo mocne. Minęła godzina przyszła pani dr i zrobiła badanie i powiedziała że ok 2 palce wchodzą szyjka krótka miękka więc rodzimy. I miałam wam już pisać tą wiadomość gdy nagle dopadł mnie taki skurcz że myślałam że zejdę. I już przez następne 2 godz nie odpuścił. Mała się tak ułożyła że cały czas naciskała mi na coś tam i jak skurcz się kończył to ja nadal miałam bół straszny w dole brzucha. Zdążyłam napisać wam tylko A
Minęło 10 min i przyszła pani dr. Zrobiła kolejne badanie po którym odeszły mi wody i zaczęło się na dobre z 10 krotną siłą i z częstotliwością co 2 min. Dziecku spadało cały czas tętno, kazali mi oddychać, miałam maskę tlenową, nie mogłam wstać, skakać na piłce nic! Tylko leżeć na boku i koniec. Myślałam że umre.
Najgorsze było to że dostałam biegunki i musiałam iść do łazienki a te baby cholenre mi nie chciały pozwolić ale po 30 min płaczu w końcu mnie puściły. I jak wstałam od razu ulga. Skurcze na stojąco to normalnie lajcik Stwierdziłam że tak mogę rodzić. Niestety okazało się że muszę cały czas leżeć pod KTG więc nie ma takiej opcji żebym wstała chociaż na 5 min,
Przyszła pani dr. I mówi ze poród raczej skończy się cesarką. Ja się pytam a kiedy?? A ona do mnie że jak przez 5 godz. nie będzie postępu w porodzie i tętno będzie nadal maleć to wtedy… A ja w ryk. Mówię to poproszę znieczulenie. A ona do mnie że niestety ale nie dostanę bo jak będzie cesarka to będzie inne znieczulenie.
Koło 18.30 zszedł ordynator i całe szczęście zdecydował że robimy cesarskie cięcie.
A więc nie minęła godzina a ja leżałam na Sali pooperacyjnej z drętwiałym ciałem i szczęśliwa że wszystko już za mną. Mała wyciągnęli po 5 min odkąd zadziałało znieczulenie (nic a nic nie boli znieczulenie w kręgosłup). Łzy poleciały z oczu, w końcu tyle na nią czekałam Zapłakała i pani po zważeniu i umyciu przystawiła mi ją do buzi. Kochana taka malutka płakała jak baranek beee beeeb beee Coś niesamowitego
Niestety dla siebie dostałam ją dopiero następnego dnia wieczorem jak zwolniło się miejsce na położnictwie.
Co do bólu to powiem szczerze że nie przypuszczałam że tak boli brzuch po cesarce. Przez pierwszą dobę nie była w stanie nawet usiąść na łóżku chociaż byłam pod morfiną i ketonalem. 2 dni później było już znośnie więc pierwsze 36 godzin jest najgorsze.
Co do bólu skurczy to gdybym mogła chodzić czy chociaż stać i korzystać z piłki to myślę że dałabym radę. Przy leżeniu było to coś nie do wytrzymania. Miałam już haluny, dusiłam się nie mogłam oddychać.
To co mnie wkurzyło najbardziej to uczucie po znieczuleniu. To zdrętwienie nóg i brzucha.. strasznie nieprzyjemne, Schodziło ze mnie 5 godz. Ale jak już zeszło to myślałam tylko o tym że Helenka jest już ze mną na świecie i już niedługo ją utule
A teraz patrzę sie na nią i płakać mi się chcę. I wącham ją całuję i mówię do niej 🙂 Kocham ją nad życie 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie lekkie skurcze zaczęły się 18,10 to jest wtorek przed szóstą .
Mój mąż wychodził do pracy ja myślałam że to takie przepowiadające bo prawie nie bolały więc luzik 🙂 ale jakiś instynkt podpowiedział żeby męża zawrócić jednak z tej pracy to też uczyniłam.
Lesiu wrócił do domu i obejżeliśmy sobie jeszcze dzień świra
cd nastąpi bo muszę lecieć z cyckiem 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

około 9 tej teściu stwierdził że mamy już jechać bo mu jeszcze urodze w aucie więc pojechalismy
Skurcze nadal były lajtowe więc myślałam że mnie cofną że to fałszywy alarm a tu rozwarcie 5cm więc kazali mi się przebrać i na porodówkę
ok 10:30 przebili mi pęchcerz płodowy i wtedy się zaczęło skurcze tak straszne że łaziłam na czworakch a mój mnie cały czas dzielnie wspierał rozwarcie było na 8 cm i podali mi jeszcze oxytocyne no i zaczęło się parcie no niestety parłam 35 minut i to była już rzeź totalna ktoś mnie trzymał za jedną nogę mój chłop za drugą lekarz naciskał mi brzuch a położna nacinała krocze normalnie scena z horroru i wreszcie malutka pojawiła się na świecie o 12 35 i jest najśliczniejszą i najcudowniejszą istotką na świecie taką właśnie wymarzoną 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
No to teraz ja, póki mała śpi a ja mam czas 🙂

9 rano, wstaje do łazienki ząbki umyć, jest już w niej mój mąż i rozmawiamy, nagle cos mi cieknie po nogach i ja zaraz panika, że przecież siku mi się nie chciało, ale oki zbagatelizowałam to, następnie znowu się połozyłam i jak wstawałam to stało się to samo, dzwonie więc do teściowej i mówię, że chyba wody zaczęły mi odchodzić i się sączą, podczas rozmowy z nią jeszcze były 3 małe chluśnięcia. Poczekałam do 3 i pojechałam do szpitala, żeby sprawdzić czy to rzeczywiście wody i w razie co podać ten antybiotyk na GBS. W szpitalu przyjęła mnie znajoma położna, zbadała i stwierdziła tak to wody, ale rozwarcie ledwo na 1,5 cm a szyjka nadal mało przygotowana. No ale jak wody odeszły to będzie poród i mówi, że dziś utulę Hanie i dodatkowo pyta czy chcę znieczulenie, ja mówie, że jasne jasne jak chcą dać to biorę :P
Potem zbadała mnie pani doktor i podpisałam jej wszystko no i na łóżko. Podłączyli mi oksydocyne i tak leże i leże i czekam na rozwarcie, mój mąż obok mnie obsługuje KTG (zwija papierki):P i sprawdza mi ciśnienie. Ok 18 dostałam znieczulenie bo zaczęły mi się skurcze, tylko był mały problem i lekarz wbijał mi się w kręgosłup z 8 razy, bolało, ale dałam rade bo napewno ból był mniejszy niż byłby poród :P
Znieczulenie zaczęło działać, ja przestałam cokolwiek czuć, pytają mnie czy mam skurcz, a ja na to, że nie mam pojęcia, okazało się że skurcze są co minute, a ja leże jak na plaży i poprawiam fryzure haha :P o 21.30 było rozwarcie na 10 cm wiec zaczynamy rodzić...30 minut partych i mała wyskoczyła. Gdy mi ją położyli z mężem zaczęliśmy płakać jak małe dzieci ze szczęścia, to był najpięknieszy moment, potem mąż przeciął pępowine, ja urodziłam łożysko i mi ją zabrali na badania 🙂 Potem pani doktor przyszła zajrzeć w krocze i jest w szoku, że ani na cięcia ani pękniecia. Założyła mi tylko 1 szef tak dla zasady :P potem przyniesli mi małą do pierwszego karmienia, a ja po turecku siedzę :P
No i to na tyle. Dzieki Bogu nie miałam traumatycznego porodu, znieczulenie powinna dostać każda kobieta.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
No Kochane, to i ja opiszę swój traumatyczny wywoływany poród..
o 6 obudzono mnie na patologii ciąży, ze mam się pakowac i schodzic na porodówkę. o 6.30 podłączyli mi pierwszą dawkę oksytocyny, więc ja naiwna myślałam, że do 12 urodzę..mąż przyjechał na porodówkę dopiero o 9.30..ja w międzyczasie czytałam sobie książkę, skurcze na ktg 80-90% a mnie nic nie bierze.Myślę sobie, zajebiście..o godzinie 10 zaczęły się skurcze..połaziłam trochę po sali, wlazłam do wody, ale szczerze to nie wiem, czy ta woda coś działała..Nie pamiętam dokładnie co było o której godzinie..w pewnym momencie myślałam, że schodzę z tego świata..mąż przy mnie by odwrócic moją uwagę czyta mi wywiad z Palikotem i mnie rozśmiesza a ja się smiac nie moge,bo mnie wszystko boli..później już mnie tak wszystko napieprzało, że poprosiłam o dolargan..pamiętam tylko, że między skurczami przysypiałam. Poprosiłam o coś jeszcze..Skurcze tak bolały, że , za przeproszeniem, żarłam poduszkę z bólu i darłam się jak wyjec..ale rozwarcia nic..mąż polazł i spytał się jak długo będę jeszcze cierpiec..to było na początku 3 dawki oksytocyny..powiedziano mu, że jak po 3 nic nie będzie to robia cc...więc chyba po 3 zaczęlo się coś dziac, bo dano mi 4 dawkę oksytocyny..w międzyczasie podczas skurczu położna wkładała mi tam rękę sprawdzic rozwarcie a ja juz umierałam z bólu..w pewnym momencie zaczęłam już płakac..mój mąż powiedział, że już mu się chciało smiac, bo na początku było mu przykro, że cierpię, ale potem to juz wiedział, co go czeka...samego parcia i pierwszego krzyku dziecka nie pamiętam, byłam taka wykończona..do tego mnie nacinali i jak się okazało pękłam, więc żeby do dzis wygramolic się z łożka potrzebuję 5 min..Ciesze się jednak, że mam Nadię, ale kolejnym razem pójde tam, gdzie dają zzo..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Mój Poród
Część pierwsza


Pierwsze skurcze, nieregularne zaczęły się około godziny 21 w niedzielę 16.X.11. Były (z perspektywy czasu) mało bolesne. Skakałam sobie na piłce w domku n rozmawiałam na forum 😜
Potem zasnęłam.
Około 2 w nocy śniło mi się, że robie siusiu.. wiec jeszcze w śnie pomyślałam- „ohoo pewnie się zeszczałam do łóżka”.. Ale jak wstałam, to doszłam do wniosku że to nie siki, ani wody – ale po prostu się musiałam nieźle spocić.

O 4 w nocy znowu to samo uczucie, nagle zrobiło mi się mokro.. Pobiegłam do toalety, zrobiłam siku.. Wycieram się- a tam piękny czop śluzowy- max podbarwiona krwią.. Ucieszyłam się ogromnie, obudziłam Mojego i z ogromną radością oznajmiłam że „Robuś, wstań- zaczęło się 🙂 Ja dzisiaj urodzę.
Miałam gdzieś, że mówią, że po odejściu czopa można czekać na poród nawet i tydzień! Ja wiedziałam, że urodzę „dziś” .

Z wrażenia nie mogłam już zasnąć. Mojemu kazałam iść spać (cały tydzień miałam pracę- jedyny tydzień w październiku!) od rana do nocy!
Bałam się, że to fałszywy alarm, i że bidulek będzie zmęczony w pracy.. A wiecie ile bym miała wtedy gadania? 😉

Robert wstał do pracy po 5-tej.. ja poprosiłam go już o uściślenie łóżka.
Odprawiłam go do pracy, i rano porozmawiałam sobie z babcią, która była lekko w szoku, ze my już o 5 z hakiem mamy łóżko pościelona a ja nie śpię 🙂
Wytłumaczyłam to zdenerwowaniem przed pierwszym KTG, Bo po 9 miałam zjawić się u mojej ginekolożki właśnie na KTG.
O 6tej rano napisałam do Mamy, żeby przyjechała jak tylko babci wyjdzie z domu do pracy- czyli po 7dmej.
Jak przyjechała Mama to posiedziałyśmy troszeczkę i zadecydowałyśmy że pojedziemy do rodziców domu, bo tam bliżej do mojej ginekolożki i w ogóle, Tata się denerwował.

U rodziców było śmiesznie 😉 Nerwy mi odpuściły i byłam bardzo szczęśliwa, że TEN DZIEŃ w końcu nadszedł 🙂
Poszłam do lekarza a ona powiedziała, że jak mam skurcze co 10 minut to nie do lekarza a do szpitala.. Stwierdziłam że nie umiem odróżnić tych przepowiadających od porodowych skurczy.. Sama zaproponowała badanie.
Bada .. bada .. Ja z bananem na buzi. A ona z tekstem że akcja porodowa się zaczęła 😉 że urodzę dzisiaj – najdalej jutro.
Zdążyłam zejść z samolotu, a moja Mama była już w gabinecie, bo ginka po nią wyszła. Oznajmiła radosną nowinę !
Potem podpięły mnie pod KTG i wyszły lekkie skurcze .. Położna powiedziała, ze jeszcze poczekam na poród.. Ale ja wiedziałam.. że ta WIELOPOMNA CHWILA JUŻ NADESZŁA 😉

Wróciliśmy do domu.. ja ze skurczami czułam się wspaniale 🙂 Każdy kolejny w końcu przybliżał mnie do Naszej Córeczki. Były rożne.. co 13 minut, co 7 minut, 6... A ja czekałam na magiczny odstęp 5 minut..
Około 13 skurcze zaczęły być bolesne.. Zadzwoniłam do Mojego, żeby ściągnąć go z pracy. Pech chciał, że jedyny zastępca był na wakacjach w Maroko, i akurat w poniedziałek wróciła.. do Rzeszowa.. wiec chłopaczyna wsiadł w samochód i gnał do Warszawy.
Kiedy to czekaliśmy z rodzicami na Mojego , udaliśmy się do nas do domu spakować torbę..

Przyjechał Robert, Mama widziała nawet jak wybiegał z samochodu 🙂
Ale jak przyjechał to skurcze ustały..
Mój z Tatą włączyli sobie X-boxa i grali. A ja z Mamą poszłyśmy na spacerek.
Skurcze były, ale co 10 minut.. z tym, że mocniejsze..

Stwierdziliśmy, że to czekanie nie ma czasu. Bo mam co te 10 minut patrzyła na mnie i na zegarek, co niejako wymuszało na mnie myślenie o skurczach i trochę denerwowało.\\

Rodzice pojechali.. a my z Robertem czekaliśmy sobie dalej.. w domku, leżąc i oglądając film.
[URL=http://imageshack.us/photo/my-images/404/pord.jpg/][IMG]http://img404.imageshack.us/img404/6742/pord.jpg[/IMG][/URL]

Uploaded with [URL=http://imageshack.us]ImageShack.us[/URL]

Część druga

Kiedy to skurcze nasilały się, i odstępy zaczęły się zmniejszać zaczęliśmy notować minutki na kartce. Ze stresu wszystko nam się myliło, i zapominało.
Gdy miałam skurcze co 6 minut udaliśmy się do szpitala. Przed wyjściem zrobiłam jeszcze serie przysiadów, żeby te skurcze na pewno mi nie przeszły!
W drodze chyba wszystkie znaki na niebie chciały, żebym tam nie jechała. A to nam ktoś zajechał drogę. A to ktoś trąbił.. a ten mój biedny Miś w stresie .. Uspokajałam go, ze mi ten dłużący się czas nie przeszkadza.. i zagryzałam mocno zębny, żeby nie widział, że cierpię i że się stresuję..
Dodam tylko, że do szpitala mamy może z 1.5-2 km. A droga dłużyła się niemiłosiernie.

Dojechaliśmy- zaparkowaliśmy- i tu jakiś troll o pieniądze się pyta, czy damy mu piątaka na piwo! Tylko tego mi brakowało!
Poczekaliśmy aż szanowny Pan Żuli-Gula oddali się od mojego kochanego samochodu (ja w pozycji kucznej 😉 )
Wkroczyliśmy dziarskim krokiem na izbę przyjęć, pełni wigoru, zapału i energii.. a tam- cichutko jak makiem zasiał! I ani jednej żywej duszy!
Byłam przerażona.. ale odczuwałam skurcze- wiec było dobrze.. Bałam się że skurcze po przekroczeniu tych zacnych drzwi przejdą mi momentalnie. A tu ku mojej uciesze- utrzymywały się dalej.

Mój Bohater pobiegł po Panią, która wręczyła mi stos druczków do wypełnienia.
Potem zbadała mnie ginka- uwaga- miała na imię jak?? Jagoda 😉 wiedziałam, że to dobry znak! W trakcie badania miałam jeszcze parę skurczów..
W trakcie dowiedziałam się, że zgarniam ostatnie łóżko porodowe. Ucieszyłam się.
Ale tylko po opuszczeni gabinetu piguły zaczęły gadać ze sobą.. już musiałam podpisać oświadczenie, że zgadzam się na czekanie i poród na korytarzu z powodu braku miejsc.. ZONK! Ale zgodnie ze swoim planem porodowym starałam nie odbierać sobie dobrego nastawienia, pozytywnego myślenia, i świetnego humoru!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
To może i ja opiszę co nieco z tego pomimo wszystko bardzo szczęśliwego dnia 😉 W szpitalu zjawiłam się 07.10. o godzinie 9 rano na kolejną wizytę z umówioną wcześniej położną ,na ostatniej wizycie kazała mi już wziąć torbę więc czułam, że to będzie ten dzień. Już sama nie wiem co gorsze-czy to jak człowieka weźmie z zaskoczenia czy taka świadomość co do daty, ja w każdym bądź razie przeżyłam to strasznie, noc nie przespana, ale mniejsza z tym 😉 Po wstępnym badaniu lekarskim usłyszałam, że można zaczynać działać pomimo lekkich tylko skurczy szyjka była całkowicie przygotowana. No to się zaczęła przygoda z oxy… Kroplówka za kroplówką, sama nie wiem ile tego było 4 czy może 5 już od 2 myślałam, że umrę… Potworne bóle krzyżowe nie ustępujące w przerwie pomiędzy skurczami brzusznymi 😞 Dobrze, że mąż był ze mną, dosłownie z siebie wychodził żeby mi pomóc, świadomość ZZO trzymała mnie dosłownie przy tym, żeby nie zemdleć z bólu. I nadeszła ta upragniona chwila kiedy zobaczyłam anestezjologa, myślałam, że teraz to już będzie z górki …. 😞 okazało się, że ze względu na moje skrzywienie kręgosłupa (nie wiem ile w tym prawdy gdyż skrzywienie mam dużo wyżej i na wcześniejszej konsultacji nikt nie miał zastrzeżeń) znieczulenie nic a nic nie podziałało, mało tego nasiliło mi te okropne bóle krzyzowe.
Oczywiście nikt mi na początku nie chciał wierzyć, zawołali lekarza zbadał mnie tak, że aż zawyłam z bólu i po tym potwierdził, że nie jestem znieczulona. Od tego momentu wszystko działo się jak gdyby poza mną, płakałam, nie potrafiłam przeć… Byłam w strasznym amoku… Mąż ze łzami w oczach parł ze mną, położna z lekarzem trzymali i dociskali mi nogi do brzucha… i w końcu ten mały, fioletowy dosłownie smerf wylądował na moim brzuchu. Wszystko w tym momencie przeszło jak ręką odjął, płakałam już teraz tylko ze szczęścia 🙃
Wszystko trwało od godziny 11 do 17.30. stosunkowo nie długo, ale ze względu na to, że był to poród od początku wywoływany wszystko działo się, że tak powiem na hurra. Teraz wiem, że nigdy bym się na wywoływanie oxy i ZZO nie zdecydowała… Ciągle mam w głowie tylko taką myśl-co by było gdybym miała mieć cesarkę i również znieczulenie w kręgosłup… wiem, że to inny rodzaj,no ale jednak… Ciężko mi jeszcze nawet wspominać to wszystko pomimo 3 tygodni, które minęły, ale nagroda wiadomo każda która ma już to za sobą wie, że jest bezcenna 😉

Na pewno nie chce nikogo zrażać do ZZO, pewnie jestem jakimś przypadkiem na 1000 co najmniej 😞 jednak trzymałam się tego strasznie, wybór szpitala też był determinowany możliwością znieczulenia. Myślę, że jakbym się tak na nie nie nastawiała to nie przeżyłabym takiego szoku w momencie jak nie zaczynało działać, a tak-ogarnęła mnie ogromna panika.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • Mamusia
Dnia 19.10.2011 miałam zgłosić się do szpitala, ponieważ byłam już tydzień po terminie. Tego dnia, mój mąż rano ok 5 pojechał zawieźć firmowy samochód, obudzona jego wyjściem, byłam jakoś dziwnie poddenerwowana, bałam się strasznie, że będą mi wywoływać poród. Gdy wrócił mój maż po niecałej godzinie oznajmiłam mu, że zaczęły się skurcze, nieregularne, ale są. Poleżeliśmy w łóżku, ja z zegarkiem w ręce, odliczałam czas między skurczami. Były różne co 10,8,6,4 minut. Ok 7.30 wstaliśmy, zjadłam małe śniadanko, uszykowałam się i pojechaliśmy do szpitala. O 9.45 byłam na miejscu.Położna przeprowadziła wywiad, wezwała lekarkę. Po zbadaniu okazało się, że mam 3 centymetry rozwarcia. położna dała mojemu mężowi piękne zielone wdzianko i poszliśmy na porodówkę. Podłączyła mnie pielęgniarka pod KTG i tak sobie leżałam 40 minut. Były skurcze, nadal nieregularne a co najważniejsze były do wytrzymania. Położna kazała chodzić, skakać na piłce byle tylko rozwarcie się rozkręciło a z tym było kiepsko. Chodziłam, skakałam, chodziłam, skakałam i tak w kółko. Mój mąż był już zmęczony a to dopiero był początek. Ok 14 przyszedł lekarz, zbadał i stwierdził, że rozwarcie na 4 centymetry, pomyślałam sobie , że w takim tempie to nie wiem kiedy urodzę. O 16.15 przyszła położna i zapytała się czy zaczynamy rodzić? Odpowiedziałam , że tak. Położna przebiła mi pęcherz, zrobiła masaż szyjki i powiedziała " Do 17 pani urodzi". Pamiętam te słowa do dziś , dla mnie to było nie wyobrażalne, cały dzień chodziłam z bólami a tu nagle w 45 minut mam urodzić, niby jak? Po tym masażu zaczęły się parte, przyznam , że najgorsze bóle jakie mogą być. Po chwili przyszły pielęgniarki, lekarz i się zaczęło. Kilka parć i o 17 na świat wyskoczyła Oliwka,3210 i 53 cm 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
ja postaram się bardzo szybko to streścić, ponieważ chyba w gruncie rzeczy mimo wszystko szybko poszło.
22 października w sobotę ok chyba 16 zaczęłąm czuć że brzuch mi wydyma i twardnieje co chwila, nie czułam bólu, myślałam że to skurcze braxtona hicksa, poniewaz miałam już je od 20 tc, z tym że w tę sobotę zdarzały sie one strasznie często. Potem powoli zaczeły boleć mnie u dołu plecy i podbrzusze- ale nie jak na okres, tylko tak jakoś dziwnie, w ogóle nie miałam pewności że to już....
te bóle zaczeły się robić coraz mocniejsze i coraz częstsze, ale bardzo nieregularne. Mąż kazał mi liczyć przerwy pomiędzy nimi, ale one byly tak różne, że na prawdę nie wiedziałam, że już rodzę. Jak bóle się mocno nasiliły, tak a ciągu godziny, powiedziałam teściowej ze ma robić kanapki, a mężowi że ma sie ubierać bo chyba faktycznie rodzę (skurcze już były co 3, 4 minuty).
Pozbieraliśmy manatki i pojechaliśmy do szpitala. W szpitalu w pokoju gdzie mnie przyjmowała położna już mnie tak bolało że nie umiałam sie skupić na pytaniach. Położna potem kazała sie przebrać, zmierzyła brzuch, szybkie ktg (bo już widziała co się święci) i pojechałyśmy na góre na porodówkę. Jeszcze w tym pokoju położnej poszłam zrobić siusiu, które sie nie udało, ale wtedy zauważyłam na majtkach ten czop. U góry na porodówce podlączyli mnie do ktg, ale tak mocno i często mnie bolało, że wezwali lekarza, który sprawdził rozwarcie i powiedział \" pełne rozwarcie\" na to że ja chce znieczulenie, a on\"przykro mi ale już za późno, rodzimy\", zawołali mojego męża i zaczęło się. Akcja porodowa trwała mega długo bo 70 min. Nie umiałam przeć- położna mówiła, że zamiast przeć przeponowo to ja prę do buzi. Po godzinie wezwali lekarza, który \"pomógł\" mi urodzić, tzn ze nacisnął mi dwa razy na brzuch i za tym drugim razem Adaś wyskoczył. Akcja porodowa była dla mnie tak męcząca, ze pod koniec, to spałam między skurczami. Oczywiście nacięli mi krocze w momencie jak Adaś wyskoczył i mój mąz powiedział, że usłyszał jak do siebie mówili, że to blokowało. Potem dali mi Adasia na piersi, popłakałam sie i mój mąż też. Biedaczysko przez to, że tak długo go rodziłam dostał 9 pkt- odebrali mu jeden za sine rączki i nóżki(to ponoć przez długi poród) i miał przedgłowie- to takie coś na głowie, kurcze nie wiem jak to nazwać, w każdym razie takie coś mu sie zrobiło z powodu wąskiego kanału rodnego, ale zeszło mu to i następnego dnia już nic nie było widać. Więc mój poród zaczął się tak gdzieś ok 16 a zakończył o 20.15 kiedy Adaś pojawił się na świecie.
Nie było latwo, bardzo się namęczyłam i potem okropnie mnie krocze bolało. W szpitalu miałam baby blues, chyba dalej troche mam. Boje się zostawac z małym sama, że nie dam rady.
Przyznam się, ze jak sie urodził i byłam w szpitalu to miałam myśli okropne, ale nie powiem jakie, bo kocham tego rozbójnika calym sercem, ale ciągle te baby blues siedzi w mojej głowie 😞
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc później...
  • Mamusia
anetta_ napisał(a):
To może i ja opiszę co nieco z tego pomimo wszystko bardzo szczęśliwego dnia 😉 W szpitalu zjawiłam się 07.10. o godzinie 9 rano na kolejną wizytę z umówioną wcześniej położną ,na ostatniej wizycie kazała mi już wziąć torbę więc czułam, że to będzie ten dzień. Już sama nie wiem co gorsze-czy to jak człowieka weźmie z zaskoczenia czy taka świadomość co do daty, ja w każdym bądź razie przeżyłam to strasznie, noc nie przespana, ale mniejsza z tym 😉 Po wstępnym badaniu lekarskim usłyszałam, że można zaczynać działać pomimo lekkich tylko skurczy szyjka była całkowicie przygotowana. No to się zaczęła przygoda z oxy… Kroplówka za kroplówką, sama nie wiem ile tego było 4 czy może 5 już od 2 myślałam, że umrę… Potworne bóle krzyżowe nie ustępujące w przerwie pomiędzy skurczami brzusznymi 😞 Dobrze, że mąż był ze mną, dosłownie z siebie wychodził żeby mi pomóc, świadomość ZZO trzymała mnie dosłownie przy tym, żeby nie zemdleć z bólu. I nadeszła ta upragniona chwila kiedy zobaczyłam anestezjologa, myślałam, że teraz to już będzie z górki …. 😞 okazało się, że ze względu na moje skrzywienie kręgosłupa (nie wiem ile w tym prawdy gdyż skrzywienie mam dużo wyżej i na wcześniejszej konsultacji nikt nie miał zastrzeżeń) znieczulenie nic a nic nie podziałało, mało tego nasiliło mi te okropne bóle krzyzowe.
Oczywiście nikt mi na początku nie chciał wierzyć, zawołali lekarza zbadał mnie tak, że aż zawyłam z bólu i po tym potwierdził, że nie jestem znieczulona. Od tego momentu wszystko działo się jak gdyby poza mną, płakałam, nie potrafiłam przeć… Byłam w strasznym amoku… Mąż ze łzami w oczach parł ze mną, położna z lekarzem trzymali i dociskali mi nogi do brzucha… i w końcu ten mały, fioletowy dosłownie smerf wylądował na moim brzuchu. Wszystko w tym momencie przeszło jak ręką odjął, płakałam już teraz tylko ze szczęścia 🙃
Wszystko trwało od godziny 11 do 17.30. stosunkowo nie długo, ale ze względu na to, że był to poród od początku wywoływany wszystko działo się, że tak powiem na hurra. Teraz wiem, że nigdy bym się na wywoływanie oxy i ZZO nie zdecydowała… Ciągle mam w głowie tylko taką myśl-co by było gdybym miała mieć cesarkę i również znieczulenie w kręgosłup… wiem, że to inny rodzaj,no ale jednak… Ciężko mi jeszcze nawet wspominać to wszystko pomimo 3 tygodni, które minęły, ale nagroda wiadomo każda która ma już to za sobą wie, że jest bezcenna 😉

Na pewno nie chce nikogo zrażać do ZZO, pewnie jestem jakimś przypadkiem na 1000 co najmniej 😞 jednak trzymałam się tego strasznie, wybór szpitala też był determinowany możliwością znieczulenia. Myślę, że jakbym się tak na nie nie nastawiała to nie przeżyłabym takiego szoku w momencie jak nie zaczynało działać, a tak-ogarnęła mnie ogromna panika.



Gdyby podczas cesarki ZZO nie zadziałało uśpili by Cię całkowicie jak mnie. Lekarz nacisnął skalpel , a ja wszystko czułam. I wtedy całkowicie mnie uśpili. Nie widziałam syna jako pierwsza. Nie słyszałam jego pierwszego krzyku. Do dziś choć minęło już prawie 16 miesięcy nie mogę sobie tego darować.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się

Komentowanie zawartości tej strony możliwe jest po zalogowaniu



Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...