Skocz do zawartości

Joanna1984_m

Mamusie
  • Liczba zawartości

    1109
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Joanna1984_m

  1. U Nas też dzisiaj pogoda się ochłodzła! Na szczęście! Idę się szykować póki Blanusia śpi i idziemy po ten Espunisan, bo znowu poł nocy się wierciła przez te gazy i spała ze mną pierwszy raz, a nie chce jej do tego przyzwyczajać :/
  2. Aniana napisał(a): Witaj Aniana! Moja córeczka z 02 lutego ma tak samo, nie znosi pić z butelki, mleko ze 2 razy wypiła i to nei do końca, a herbatkę wypije tylko po przebudzeniu jak jeszcze nie wie o co chodzi. Też wracam niedługo do pracy i muszę ją nauczyć pić z butelki..ponoć najlepiej przez sen spróbować dać mleczka z butelki ale moja Blanka ma bardzo głęboki sen i nie da rady w ten sposób ją oszukać 😞 może u Ciebie to zadziała! Daj znać czy próbowałaś, a może masz jakieś inne metody??
  3. Malamyszko mi pediatra powiedział, ze mogę już dać zupkę jeżynową zanim Blanka skończyła 4 miesiące, ale ja po konsultacji z mamą dałam najpierw jabłuszko, później marchewkę z jabłkiem i teraz już coraz więcej owoców wprowadzam, zupki zacznę jej dawać jakoś za niedługo, jak przejdzie ta afera z tymi bakteriami, bo jednak trochę mnie to niepokoi:/ Tak naprawdę każdy pediatra powie co innego, a my mamy same wiemy kiedy co i jak dać swojemu dziecku 🙂
  4. Monic a kiedy dajesz owoce a kiedy warzywa? Na zmianę raz dziennie czy dwa stałe posiłki dziennie już dostaje?
  5. jestem kochane! Monic ja również życzę szybkiego powrotu do zdrowia dla Filipka! Miejmy nadzieję, że to nie rota! Ja też nie szczepiłam, bo jestem zdania, ze im mniej szczepionek tym lepiej. Tylko obowiązkowe szczepionki wchodzą w grę... Co do karmienia, to Blanusi daje na razie owoce ze słoiczków z niemiec lub od Nas (jabłuszko z marchewką, brzoskiwnie, śliwki, gruszki), sa przepyszne, Blanusi tak smakują że aż podczas jedzenia mówi "mmmmm mmmmm" 🙂 zjada wszystko co jej nałożę i czasem płacze że już koniec i muszę dac dokładkę 🙂 w sumie nauka jedzenia łyżeczką zajeła nam 1,5 tygodnia.. kaszki ryżowej i kleiku nie daje jeszcze, bo mi mama zabroniła, powiedziała, ze rozepcham żołądek, tym bardziej ze Blanusia robi bardzo mało kupek, raz na 3, 4 dni zrobi porządną kupę, no i nie znosi jeść mleka z butelki, a to trzeba do butli dodać, więc i tak nic z tego by nie było,... dobrze ze chociaz hebatkę pije bo w te upały to trzeba dopajać! Jutro chyba przejdę się po Espunisan, bo te kupy rzadko robione zaczynają mnie męczyć :/ poza tym Blankę meczą gazy i może dlatego od połowy nocy się wierci..kilka z Was pisała, ze Espunisan jest rewelacyjny na gazy i kupki, więc spróbujemy!
  6. Witajcie. Wzruszające są wasze historie, niektóre aż ściskają serce, oczywiście łez nie zabrakło...dlaczego porody muszą być niekiedy tak straszne :{ U mnie nie było łatwo, ale w porównaniu do niektórych porodów, mogę dziękować Bogu, że było jak było i że córeczka jest zdrowa jak ryba. Po wizycie u lekarza dostałam skierowanie najpierw na patologię, żeby odrazu na porodówkę nie startować. Skurcze były ponad 100 ale niebolesne, tylko twardniał bardzo brzuszek. Szyjka się troszkę więcej skróciła, rozwarcie na ok 2, 5 cm. W szpitalu o 22h dostałam zastrzyk z dolarganem, ktory nie zawsze może zadziałać, u mnie zdecydowanie zadziałał!!! o 2:30 w nocy zaczęły się bolesne skurcze, na początku nie były aż tak bardzo bolesne ale jednak, pojawiały się co 10 minut, poźniej co 7 i coraz bardziej bolały. robiłam okłady z termoforu - nic nie dały po godzinie obsewacji obudziłam pielęgniarę dyżurującą i podłączyła mnie pod KTG, które potwierdziło skurcze coraz bardziej bolesne i regularne ponad 120! Rozwarcie było już 3cm, lekarz dyżurujący mnie zbadał i położna prosiła do 6h wytrzymać, pobrała krew, oddałam próbkę moczu i poszłam po 6:00 rano 2.02.2011 na porodówkę. skurcze cały czas się nasilały, było coraz bardziej bolesne... Na porodówce zanim mój kochany maż przyjechał ok 7:30 miałam już 6 cm rozwarcia, myślę sobie WOW szybko pojdzie!!! Rewelacja, nie jest tak zle jak myślałam. Byłam bardzo podekscytowana. Mąż dojechał i bardzo dużo mi pomagał, cały czas mnie wspierał, był przy mnie w każdej sekundzie, spacerowaliśmy po korytarzu, siadałam na piłkę, nawet poszłam zrobić kupkę między skurczami, bo przegapili lewatywę, skurcze coraz bardziej bolesne...poszłam też posiedzieć na krzesełku pod prysznicem na 30 minut i ulgę trochę to przyniosło... ból był taki jakby ktoś mnie ściskał metalowym prętem za cały brzuch. Krzyczałam coraz głośniej z bólu, nie mogłam tego kontrolwać, a nawet krzyk pomagał! Rozwarcie nie szło dalej, ciągle było te 6 cm. Już zaczęłam się denerwować, bo coraz bardziej bolało, a nie przynosiło efektów.... siadanie na piłce przestało pomagać w uśmierzaniu bólu . O 10:00 zjadłam nawet śniadanie między skurczami żeby mieć energię, a rozwarcie dalej te 6 cm, pocieszali mnie żeniby 6,5 cm ale widać było że tylko starają się mnie pocieszyć. No to w końcu zdecydowali się przebić pęcherz! POłożyłam się na łóżko, nic nie czułam oprócz ciepłego płynu wyciekającego, od tego momentu położna regularnie sprawdzała tętno dzieciątka. I teraz to się dopiero zaczął okropny ból, po przebiciu pęcherza, eszcze gorszy niż był, a myślałam, że już bardziej boleć nie może! o znieczuleniu już nie miałam co myślec....Zresztą nawet nie chciałam, nie myślałam o nim, byłam silna. I w końcu pojawiło się pełne rozwarcie po 10:00, od tego momentu byłam już tylko na łóżku z położną Panią Danusią i mężem przy boku. Od czasu do czasu przychodził lekarz dyżuujący, który był także moim lekarzem prowadzącym, znacznie mnie uspakajał jego widok. Na każdy skurcz polożna kazała przeć, byłam na pół siedząco, lekko na lewym boku i zapierałam się prawą nogą o jej biodro, mąż ciągle mi dawał wody i trzymał za rękę, raz go nawet ugryzłam z bólu! Nie wychodziło mi to parcie, mimo iż miałam opanowane po skzole rodzenia, bo uciekało mi powietrze nosem lub ustami!I tak parłam ciągle, bolało jak cholera, tętno dzieciątka zanikało i wtedy musiałam oddcyhać przeponą żeby dać tlen i ta główka Blanki nie chciała się wydostać, szyjka jeszcze nie chciała się do końca skrócić! Ja już opadałam z sił, zebrali się studenci (było mi wszytsko jedno kto tam jest), druga położna i mój lekarz. . Gdy dalej nie szło, zaczął pomagać, przy każdym parciu położna łapała mnie za dekold koszuli i ciągnęła do siebie, lekarz i mąż przypierali moje nogi zgięte do klatki piersiowej, a druga położna chustką zakrywała mi nos i usta podczas parcia żebym powietrza nie marnowała tylko jak najwięcej na parcie je zużyła! Trwało to niecłe 2 godziny, ale wymęczyłam się jak cholera, już krzyczałam że nie dam rady.. itd nacieli krocze nawet nie wiem kiedy, pamiętam tylko jak dawali zastrzyk ze znieczuleneim, może wtedy nacięli, nic nie czułam, nic nie miałam przeciwko bo chciałam już urodzić! aż w końcu o 11:55 główka wyszła a za główką kochana Blanka, cóż to była za ulga że się w końcu udało!! Położyli mi ją na brzuszku, była taka śliczna, cieplutka, nie płakała, tylko pojękiwała... była taka malutka a ja się rozryczałam ze szczęścia, mąż miał szklanki w oczach i to był najcudowniejszy moment jaki w zyciu przezyłam!!! Coś wspaniałego!!!! Nie do opisania!!! Poleżała chwilkę (może 2, 3 minuty tylko) i zabrali ją do zbadania, mąż też poszedł, widziałam ich przez szybę jak leżałam jeszcze na tym łóżku. No i teraz czas był na urodzenie łożyska, i tu pojawił się problem, lożysko nie chce się odkleić, ściskali bardzo mocno na brzuch,ciągneli za pępowinę, a ono ani dgrnie, już myslałam ze to koniec bólu a tu jeszcze z 20 minut mnie męczyli, kazali przeć i dalej cisnęli za brzuch, coś okropnego w końcu anestezjolog skierował mnie do zabiegowego, dostałam znieczulenei ogólne i ocknęlam się juz po wszytskim, bolało mnie krocze i byłam blada jak ściana..osłabiona.. O 14:00 byłam już przy męzu dalej na porodówce,na tym samym łózku na którym rodziłam, musiałam dojść do siebie, bo za każdym razem jak się podnosiłam, miałam zaćmienie i mdłałam... Blankusię już dali na górę na roaming, ja miałam zaraz tam dojść na wózku, ale niestety jak tylko się podnosiłam zaczęłam mdleć, więc czekaliśmy dalej, aż w końcu ok 17h jak udało się zejsć z łozka i usiąść na wozek... odleciałam, zemdlałam, mąż się przestraszył, bo aż dgrawki dostałam... jak się ocnkęłam zalana potem to poprosiłam o zimny okład i po chwili zawiezli mnie do córeczki i połozyli na wyrko, dali ją obok i już było po wszytskim! Patrztłam w jej piękne oczka, na jej cudowną, pyzatą buźkę... nie mogłam się napatrzeć! Krocze bolało jak cholera, nie mogłam jeszcze wstać.Każdy ruch sprawiał mi ból. Miałam nacięte aż na prawą stronę. Dopiero na następny dzień wstałam sama do toalety, ledwo ledwo ale udało się, nigdy w życiu nie widzialam siebie takiej bladej! Liczyło się tylko to, że córeczka jest ze mną! Była taka grzeczna i kochana. Cały czas praktycznie spała...była najgrzeczniejsza ze wszytskich noworodków. Jak na nią patrzyłam to łzy mi leciały ze szcześcia! Mąż dużo przy mnie siedział. Po 2 dniach i 2 godzinach wypuścili Nas do domku.... Urodziła się mając 52 cm i 3635 wagi. 🙂
×
×
  • Dodaj nową pozycję...