Skocz do zawartości

Moretta

Mamusia
  • Liczba zawartości

    1262
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Moretta

  1. Ja zaglądam cały czas, ale dziś jestem tak troszkę bez humoru, to wolę się nie odzywać....
  2. Asiu a może to będzie tak .... Ja chodziłam całą noc zła na męża, że on może spac, a ja nie. O 6tej zadzwonił budzik, poszłam zrobic mężowi kanapki do pracy, a później stwierdziłam, że znowu zaparcie... Na szczęście mąż zajrzał do łazienki i z przerażeniem odkrył, że chyba widzi główkę... Do szpitala jechaliśmy na klaksonie, łamiąc wszystkie przepisy drogowe. Otworzyła nam zaspana salowa, nie wzruszona moim stwierdzeniem "rodzę" i kazała się kłaśc (!!!) na ktg, sama poszła po lekarza. Lekarz spokojnie wskazala mi fotel i krzyknęła "proszę nie przec! Dawac łóżko, ona rodzi!!!" Sceny jak z seriali, widziałam mijane światła na suficie w korytarzu... Parłam i podpisywałam jakieś papiery. A na koniec mąż zawiedzony "a miała byc piłka i worek sako..." na co pielęgniarka "ależ jest, proszę spojrzec, tam leży". Z drugim dzidziusiem mąż sam zadecydował, że nie ma co czekac na większy ból, tylko trzeba już jechac (niunia urodziła się po 3 godzinach).
  3. cześć kobietki Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet 🙂 ... przesyła mój mąż i brat.
  4. Miałam cc... Najpierw na dzień dobry były formularze. Pielęgniarka pyta: "gdzie Pani mieszka". Ja: "w domu mieszkam". W końcu mąż wypełnił ten formularz, bo ja straszne głupoty wygadywałam i dał mi do podpisania. Podpisałam się moim drugim imieniem i panieńskim nazwiskiem... W ogóle tego nie pamiętam
  5. Karinko dobrze bedzie zobaczysz. Aguś nie przejmuj się, podrośnie troszke to przyślesz ją do mnie i będą ją karmić :P Asieńko ale we dwie zawsze raźniej :P
  6. Cześć kobietki - wróciłam :P Miałam dzis koszmarna noc - co pół godziny do łazienki na siusiu :P Bartolini przecudny, ma za to brawko :P Agunia - Amelcia rośnie to zjeść potrzebuje 🙂 - ma to po przyszywanej cioci :P Asiula mówię Ci, czekaj na mnie 😁
  7. Asiu to znowu coś dla nas :P Sobota: Zadzwonil Arecki z zaproszeniem na obiad i karty, zdrowy nie odmawia wiec poszlismy. Do domu wrocilismy o 6 rano. Niedziela: Zadzwonila Arecka, ze zostalo duzo resztek wczorajszego obiadu, stol do gry i karty tez jeszcze nie sprzatniete, wiec jesli nie mamy innych planow... Innych planow nie mielismy, wiec pojechalismy pomoc Areckim dokonczyc obiad i na kilka partyjek brydza Do domu wrocilismy ok. 1 nad ranem, bo w poniedzialek wszyscy (oprocz mnie, przeterminowanej ciezarowki w 43t.c.) szli do pracy. Poniedzialek 4 rano: Od powrotu od Areckich zdazylam juz wyjsc z psem na spacer i sie wykapac, a teraz laze w kolko po domu i spac mi sie nie chce. Poniedzialek 5 rano: Olsnienie, wiem co zrobie - pojade do szpitala, sama, bo po co budzic innych? Poniedzialek 6 rano: Najpierw zrobiono mi lewatywe, a pozniej zbadano stwierdzajac brak rozwarcia i zrobiono KTG, stwierdzajac brak skurczy. Lekarz mowi ze to falszywy alarm i ze moge urodzic nawet za dwa tygodnie (czyli w 45t.c., wg mojej karty ciazy, hehe). Moge wrocic do domu, pytaja czy wezwac mi taksowke, wyjmuje kluczyki i radosnie oznajmiam ze mam wlasne autko... W rezultacie zostaje na oddziale "do rana"! Wciaz mi sie nie chce spac, wiec laze w kolko po korytarzu, ubrana w szpitalna kusa koszulke i klne pod nosem wlasna glupote; po co sie przyznawalam ze sama sie przywiozlam??? Gdyby nie ten moj niewyparzony jezyk, to bym teraz zamiast po korytarzu, to po lace z psem ganiala! Poniedzialek 8 rano: zmeczylam sie, a na dodatek zrobilam sie spiaca (w koncu mam za soba dwie nieprzespane noce). W dodatku zaczelam chyba przeszkadzac rannej zmianie, bo jakas pielegniarka zgarnela mnie z korytarza i zaprowadzila do lozka. Nie jest to to samo lozko, ktore dostalam jak mnie przyjeli, wtedy wyladowalam na dwojce, a tutaj tylko jedno wyrko, i tak jakos dziwnie usytuowane, na srodku sali... Aaaah, myslec potem, spac natychmiast! Poniedzialek miedzy 8 a 9 rano: Mokro mi. Dziwne, bo sikac do lozka przestalam juz dawno... Otwieram oczy ze zdumienia i natykam sie wzrokiem na jakas kobiete w zieleni. Ona patrzy najpierw na mnie, a potem w dol i mowi: wody pani odeszly. Druga kobieta, dla odmiany w bieli wyciaga spode mnie mokre przescieradlo i sprawnie zastepuje je suchym. Zdziwienie mi mija, pytam czy moge spac dalej. Teraz one wygladaja na zdziwione, ale po chwili Zielona sie zgadza, wiec zasypiam. Au! Cos mnie kopnelo od srodka! Jeszcze sie nie obudzilam, ale juz mam otwarte oczy i widze ze do sali nawlazila mi jakas straszna ilosc osob!?! Okazuje sie ze to Pani Profesor, ma obchod ze studentami, a ja rodze. To juz wiem dlaczego sala jest jednolozkowa, i dlaczego lozko stoi na srodku pokoju! Pani Profesor wychodzi, za nia 20 studentow, Zielona (moja lekarka) i Biala (moja polozna). Korzystam z okazji i znow zasypiam, tym razem bez pytania - jak beda cos chcieli to mnie obudza. Poniedzialek 9 rano: A nie mowilam? Cos ode mnie chca, bo budza mnie energicznym szarpnieciem za ramie. Niechetnie otwieram jedno oko: szarpie mna polozna, a lekarka stoi w nogach (lozka i moich). W tym momencie wlacza mi sie odbior fonii: "prosze sie obudzic! no prosze sie obudzic, bo pani rodzi i musi nam pani pomoc!" Proces budzenia z pelnym dojsciem do siebie trwa u mnie minimum kwadrans, porod trwal 20 minut, jak wiec latwo obliczyc ze w pelni swiadoma bylam tylko ostatnie 5 min W ten oto sposob zostalam mama po raz pierwszy!
  8. Ale miałam dzień 😞 Okazało się ze przyjechali kontrahenci z Czech i musiałam się włóczyć po jakichś hotelach :P A jutro mnie niema bo jade do teściowej...i wracamy w niedzielę po południu. Aguś dla mnie to było najgorsze - katar u takiego maleństwa 😞 mam nadzieję że szybko Amelci przejdzie.
  9. Aguś śliczne zdjęcia w galerii, brakuje tylko całej rodzinki, jak będą znajomi to poproś by Wam zrobili 🙂
  10. Cześć dziewczynki Ja dziś na razie na chwilkę, muszę jeszcze do biura zajrzeć a potem jakiś obiadek gotować bo moi panowie wrócą głodni 🙂Wracam wieczorkiem 🙂
  11. Dobranoc 🙂Jestem padnięta więc idę porzucać się na łóżeczku 🙂
  12. Aguś masz rację, dziecko nie zabawka, a jak sobie nie radzą to niech poproszą męża lub którąś z babć - zawsze można wziąć tydzień wolnego. A nie głupio wyżywać się na takim maleństwie.
  13. Ale we dwie będzie raźniej 😁 Nie przejmuj się, wiem co czujesz - pod koniec jest już bardzo ciężko.
  14. Asiula a może przenosisz ze dwa tygodnie,a ja urodze troszke wcześniej, to tak razem.... :P Całą sobote czytałam wasze opowieści i kwiczałam ze śmiechu. Tak mi się brzuch cząsł, że wywołałam samoistne skurcze i w nocy to już tak bardzo do śmiechu mi nie było. Oczywiście przełaziłam prawie caluteńką nocke, bo jak nie lekkie skurcze, to siusiu i wyłażenie czopa w ilościach dosyć dużych. O 7 rano zadzwoniłam do szpitala i mówię, że wyłazi ze mnie czop do połowy podbarwiony krwią - jechać, czy się wstrzymać? Pielęgniarka na to, że radziłaby jechać, ale w ramach pewności powinnam jeszcze do swojego lekarza zadzwonić. Ja jej na to, że Boże broń, bo ja się go boję przy porodzie (lekarz mój ma opinię troglodyty, ale jest nie bez powodu nazywany "Mistrzem" w światku ginekologicznym, bo cuda potrafi zrobić z przypadkami dla innych - beznadziejmymi). Torba spakowana od miesiąca w aucie czeka, więc zabrałam się za budzenie męża. A ten zielony ze strachu, zwija się w embriona i mówi, że to na pewno jeszcze nie i że mi się na pewno wydaje (dodam, ze to nasze DRUGIE dziecko miało się narodzić, więc jako takie doświadczenie w porodach już mamy). No to takiej agresji przez niego dostałam, że powiedziałam, że w takim razie niech się pocałuje w cztery litery, że się obrażam i go nie biorę ze sobą w ogóle. Bo on jako chłop nie będzie decydował, czy mam rodzić już, czy za chwilę. Wziełam ze sobą na wszeklki wypadek mamę, wpakowałam się sama do samochodu i sama się zawiozłam do szpitala oddalonego od mojego domu o jakieś 30 km. Na izbie przyjęć dostałam kolejnego napadu agresji, bo lekarz mnie badający oświadczył (o godzinie 11:30), że on tutaj szybkiegio porodu nie widzi mimo rozwarcia na 4 cm. Następny, wszystkowiedzący mężczyzna - pomyślałam. I tak się w sobie spięłam, że o 12:45 napisałam mężowi smsa, że luz i rozwarcie jest na 6 cm. Leżąc na łózku podpięta do oksytocyny i pisząc tego smsa poczułam nagle, że natychmiast muszę siusiu. I mówię to położnej, żeby mnie odłączyła, bo się zaraz normalnie zleje. A ona kuknęła między nogi, zbadała mnie szybciutko i oświadczyła, że sikać to ja już nie będę, tylko rodzić, bo główkę widzi. I szybko przetransportowałam się to salki porodowej znajdującej się obok przedporodowej. Wskoczyłam prędko na fotel. I po 5 parciach wydałam na świat moje 3700g cudo. O 13 dziecię było na świecie. Oczywiście nie obyło się bez skojarzeń typu: cholera, chyba jestem w rzeźni, jak zobaczyłam lekarza ubierającego taki wielki plastikowy fartuch i siadającego okrakiem na małym krzesełku między moimi nogami. Nie wiem dlaczego, ale od razu przyszło mi do głowy, że może to weterynarz, a nie położnik. Po wszystkim dostałam takiej gadany, że mi się buzia nie zamykała. Jeszcze z krzesła porodowego wysłałam chyba z 30 smsów do znajomych i rodziny obwieszczających narodziny synka, ale o mężu dziwnym trafem zapomniałam i gdyby nie moja trzeźwo myśląca mama, dowiedziałby się ostatni o narodzinach drugiego synka.
  15. Pojechałam do szpitala nieco za szybko. Położyli mnie na przedporodową, ale nic się nie działo, więc gin wysłała mnie na oddział patologii ciąży, żebym wrzasków nie słuchała i się za mocno nie spłoszyła. No, potem ja za to spłoszyłam wszystkie laski z sali, jak mi się skurcze zaczęły a nikt nie wierzył. Jakoś tak mi się ciągle chciało czekolady, ale takiej do picia i tak sobie myslałam, że muszę mieć dużo siły, no to wpadłam na genialny pomysł: zejdę na dół, bo nic się za bardzo jeszcze nie dzieje i sobie kupię zautomatu. No to wzięłam kasę i poszłam. Trochę musiałam przystawać na pięterkach ale zlazłam z drugiego jako tako i myk pod automat. A tam mi kasy zabrakło. Musiałam iść spowrotem na górę, ale nie odpuściłam i zeszłam jeszcze raz. Kupiłam tą czekoladę, wejść już było jakby ciężej, ale nie zwracałam na to specjalnej uwagi tylko trenowałam oddechy. Czekoladę wypiłam i wzięli mnie na ktg. Na ktg kazali leżeć, a leżeć już nie mogłam. Położna do mnie: jak skurcze? Ja: no strasznie mocne. Ona,że żadne straszne, bo nic na aparacie nie widać. I poszła. Jak wróciła, to już siedziałam i zapowiedziałam, że leżeć nie będę, bo nie mogę. Akurat skurcz przyszedł. Wtedy ona wielkie oczy zrobiła i wysłała mnie pod prysznic, a sama poleciała po ginę. Jak wyszła spod prysznica to mnie pytają, co ile skurcze. A ja na to że nie wiem co ile, niech się odczepią, bo cały czas są i tyle. Jak mnie zabrali na badanie, to się okazało, że poród w toku i gina nie zdążyła fartucha założyć hehe. A miała białą spódnicę i potem łaziła między położnymi, bo od kogoś ciuchy musiała pożyczyć na powrót do domu.
  16. A skad możemy wiedzieć, a jak Ci wody odejdą u koleżanki? to pojedziesz na porodówkę i dowiemy się po wszystkim :P
  17. Zabiłaś telefon, ładnie to tak? 😁 To życzę udanego spotkania, uspokojona mogę isc spać :P
  18. No Ty niedobra, a telefon gdzie leży że poza zasięgiem? Bo ja juz prawie panikę zrobiłam :P
  19. Kto ma numer do Asi? Przecież nie może spać do południa.... no bo się martwię, a nie mogę bo sama zacznę rodzić 😁
  20. I proszę się ni obrażać, bo wiecie.... ja ciągle rosnę i dlatego potrzebuję tyle jeść 😁 🙃 😁
×
×
  • Dodaj nową pozycję...