Skocz do zawartości

Ann

Mamusia
  • Liczba zawartości

    2281
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Ann

  1. Co tam u Was, dziewczyny? U nas rewolucja - Staś dostał się do bardzo dobrego państwowego żłobka (w Warszawie rzadki rarytas) i postanowiliśmy spróbować 🙂 Prawdopodobnie zaczniemy od sierpnia, więc przygotowania w toku 🙂
  2. Hej 🙂 Wróciliśmy od dziadków 🙂 Co do darcia się dwulatka, to Staś też od jakiegoś czasu jest jak podmieniony, do histerii doprowadza go byle głupota, typu że skarpetka się podwinęła albo zaczęłam zakładać bluzę od nie tej ręki. Taki wiek, trzeba przetrwać. Dziecko ma w tym wieku wybujałe emocje, a nie potrafi sobie jeszcze z nimi radzić. U nas działa przytulenie bez zbytniego gadania, ew. tylko coś w stylu: "Acha, chciałeś najpierw tamten rękaw założyć!", logiczne gadanie w czasie ataku nie ma sensu bo dziecko Cię i tak nie słucha. No i uczymy że zanim wpadnie w furię że mu się coś nie udaje, może np. poprosić o pomoc, powoli zaczyna działać. No ale przy jednym dziecku można sobie bardziej na takie sztuczki pozwolić. W każdym razie może to wcale nie jest zazdrość albo w każdym razie nie przede wszystkim?
  3. Ja szczepiłam na ospę, wspólną szczepionką z tą na różyczkę itd. Nie mieliśmy po tym żadnych sensacji, choć niektóre dzieci ciężko znoszą to szczepienie. Co do chodzenia, to Staś długo chodził bardzo pewnie ale za rączkę, jak już się odważył iść samodzielnie to właściwie od razu (po kilku dniach) zaczął biegać. Nawet się dość mało obijał, ale miał wcześniej solidny trening chodzenia z pomocą 😉 Staś się już całkiem rozgadał i robi się coraz większym despotą, o wszystkim chce decydować 😉 Wczoraj wychodziłam z domu i usłyszałam: "Mamusia idzie do doktola. Ublać musi! Zjąć tą bluzkę! Tamtą bluzkę założyć! (tu przyniósł mi z szafy to co miałam wg niego włożyć na siebie 😉 )." Na dzień dziecka na razie dostał plastikowe taczki i prawie z nimi śpi 😉 Jeszcze dostanie od jednych dziadków huśtawkę na działkę, a od drugich kosiarkę, ale to za kilka dni.
  4. Hej 🙂 Nieco się obrobiłam więc wreszcie mam czas coś napisać 🙂 Wróciliśmy w sobotę wieczorem, po ok. 10 godzinach jazdy. Było niby łatwiej niż rok temu, ale i tak Staś nie jest w stanie wytrzymać w foteliku dużo dłużej niż godzinę na raz. Tzn. wsiada chętnie ale po godzinie jazdy zaczyna wysiadać 😉 I to dosłownie, bo już prawie umie się wyswobodzić z pasów 😲 Jazda na śpiocha jest jeszcze gorsza, bo po obudzeniu w foteliku tak strasznie płacze że już w ogóle nie da się go uspokoić bez postoju. Na wakacjach było super, większość czasu była piękna pogoda, śmiejemy się z mężem, że na ten rok lato mamy już zaliczone 😉 Staś był na dworze praktycznie cały dzień, bo w gospodarstwie gdzie mieszkaliśmy, był olbrzymi teren z zadaszoną wiatą, plac zabaw z huśtawkami, piaskownicą, zjeżdżalnią, nawet mała fontanna itd. W sumie chodziliśmy nawet w czasie deszczu i tu jeszcze raz się sprawdziło że kalosze i przeciwdeszczowe ciuchy są dla nas wyposażeniem obowiązkowym. Ośrodek był super, to było coś pośredniego między kompleksem pensjonatów a agroturystyką, kilka domów z różnej wielkości pokojami, każdy z własną łazienką i z dostępem do wspólnego aneksu kuchennego. Jak na takie warunki cena była znośna, bo płaciliśmy 70 zł za duży pokój z trzema łóżkami, balkonem i łazienką. Był nawet internet, ale nie mieliśmy czym się do niego podłączyć 😉 Zdecydowaliśmy się korzystać z obiadów u gospodarzy i były świetne, a w drugim tygodniu, kiedy byliśmy jedynymi gośćmi, były gotowane pod Stasia 🙂 Umawialiśmy się na taką godzinę na jaką było nam wygodnie, jeśli Staś spał właśnie to jedliśmy na raty a dla niego wynosiliśmy na później (zamawialiśmy tylko 2 porcje dla nas ale było tego tyle że spokojnie się we 3 osoby z dużym apetytem wyżywiliśmy 🙂 ). W pierwszym tygodniu mieliśmy komplet więc było dużo dzieci i w zasadzie można było się nie ruszać z miejsca, a w drugim tygodniu byliśmy tylko sami, więc więcej wtedy chodziliśmy na dalsze wycieczki. Staś sprawdził się bardzo dobrze jako górski piechur, tzn. chyba od trzeciego dnia przestaliśmy nawet brać ze sobą wózek, większość czasu szedł na nogach (pod górę!) a jak się zmęczył, któreś z nas brało go na ręce. Tak było łatwiej, niż targać ze sobą wózek. Wiadomo tylko, że wybieraliśmy mało ambitne trasy, takie tylko trochę pod górę 😉 Rozgadał się jeszcze bardziej, teraz już właściwie w codziennym życiu potrafi powiedzieć o co mu chodzi, nawet czasami nie wiemy skąd zna niektóre słowa 😉 Ma tylko jeszcze problemy z odmianą, np. jak coś mi oddaje (bawimy się w pożyczanie), mówi: "Pasialol pożyczony, Staś oddaje mamusiowi" 😉 No i mamy już w pełni czas trudnych dwuletnich emocji, ale głównie wtedy kiedy nie przypilnujemy żeby był wystarczająco dużo na powietrzu, wybiegał się, zmęczył, ale nie za bardzo. Jazdy ma zarówno wtedy kiedy ma nadmiar energii, jak i wtedy kiedy jest już za bardzo zmęczony (wtedy potrafi np. walić głową o podłogę ze złości). Jak trzymamy rękę na pulsie, jest w miarę ok, daje się dogadać przy odrobinie manipulacji za pomocą pytań typu "masz do wyboru dwie możliwości... co wolisz?" Mamy za sobą już i pierwsze wyciąganie drzazg z ręki (nie da się uchronić, no nie da się kompletnie!), jak i pierwsze pogryzienie przez mrówki (grzebał w jakiejś rurze gdzie łaziły mrówki, no i w końcu go pogryzły). Na szczęście dzielnie to znosi, a my uważamy że trzeba mu na takie przeżycia pozwolić, bo inaczej nie nauczy się nigdy ostrożności (przypomnienie wyciągania drzazgi nieźle jak na razie działa 😉 ). To chyba tyle na razie 🙂 Nie dam rady Was raczej doczytać, więc na bieżąco postaram się być od teraz.
  5. Hej 🙂 Melduję się że wszystko ok, jutro wyjeżdżamy na 2 tyg. w góry więc nie mam na nic czasu... Trzymajcie się 🙂
  6. Mnie kazali po porodzie powoli wygaszać dietę cukrzycową, nie musiałam mierzyć cukru (chyba?). Co do tego ile powinna trwać i jak to sprawdzać, to są różne szkoły. Teraz zgadzam się z poglądem, że po połogu należy na spokojnie zrobić test z obciążeniem i on już powinien być ok jeśli to była tylko cukrzyca ciążowa. Bo czasami tak jest, że cukrzyca była już wcześniej tylko się o niej nie wiedziało i wyszła dopiero w ciąży bo wtedy robiło się po raz pierwszy porządne badania pod tym kątem. U mnie po pół roku test z obciążeniem wyszedł jeszcze źle, badania po kolejnym kwartale były już w normie. Cukrzycy nie mam ale muszę trzymać rękę na pulsie.
  7. Teraz już nie mam, ale trzymała się dłużej niż powinna. W związku z tym teraz jestem zakwalifikowana jako "podwójny stan przedcukrzycowy", mam trzymać dietę z niskim indeksem glikemicznym i co kwartał robić badania w laboratorium.
  8. U mnie też problemem była biała mąka a cukier znacznie mniej. Bez problemu mogłam jeść sernik wiedeński a cukier mi skakał po kromce białego chleba. Są różne szkoły - moja obecna diabetolog mówi że źle robiłam że jadłam ten sernik, a z kolei mój internista mówi że dobrze bo każdy powinien dostosować zalecenia do swojego przypadku. Byłam ostatnio u diabetologa, wszystko w normie, ale dostałam roślinne lekarstwo do brania w trakcie kolacji, żeby jeszcze obniżyć glukozę na czczo. Generalnie mam teraz problem z dietą, bo okazało się że mam zniszczony staw żuchwowy i zasadniczo mam jeść miękkie i gotowane a unikać wszystkiego co wymaga żucia. Pani doktor się podłamała bo to zalecenia odwrotne do jej ale na szczęście znalazła jakieś rozwiązanie patowej sytuacji 😉 A ja będę musiała pogłówkować, jak pogodzić te dwie diety 😉
  9. Dobrych Świąt, dziewczyny! Bez skaczących cukrów, ale i bez zbyt wielkich wyrzeczeń :-)
  10. O rety 🙂 Nawet nie zauważyłam, jak Lence stuknął roczek 🙂 Wszystkiego dobrego 🙂 A co do gadania Stasia to mamy czasem ubaw po pachy 🙂 Na przykład dziś: moja Mama miała operowaną zaćmę i przez jakiś czas nie wolno jej nosić Stasia. Tłumaczyliśmy mu to i oto jaką opowieść wstawił dziś przygodnie spotkanej na spacerze starszej pani: "Pan krrrrrrrach noziem, bapcie boli oko!". Ale zaskakuje nas coraz bardziej, np. w piątek ugotowałam zupę rybną, która mu nie bardzo podeszła. Spróbował jedną łyżkę, skrzywił się i krzyczy: "Lyba!".
  11. Nie ważymy zbyt często Stasia, właściwie po raz pierwszy przeszło bez stresów bo po prostu stanął (SIAM!) na wadze łazienkowej 😉 Tak jak patrzę do książeczki zdrowia, to na początku października ważył ok. 9kg więc w pół roku przybył kilogram pomimo kolejnych infekcji 🙂 W każdym razie jest już w skali centylowej, a nie pod nią 🙂
  12. To ja widzę że mieliśmy dużo szczęścia. Staś też był dokarmiany przez ok. miesiąca na początku, ale szło opornie, nie chciał za bardzo ciągnąć z butli, natomiast moje mleko tankował bardzo chętnie i w każdych ilościach 😉 Dość szybko zrezygnowałam z dokarmiania i karmiłam go piersią aż 14 miesięcy. W międzyczasie (na samym moim mleku) przeskoczył z 3. centyla do 50. ale to tylko na moment, potem wrócił pod skalę i widać tam jest jego stałe miejsce 😉
  13. Z tym sprzedawaniem to u nas było tak, że od małego zostawiałam czasami Stasia na 1-2 godziny z dziadkami - mam koleżankę której synek nie chce nawet zostać w pokoju z nikim innym niż mama i bardzo staraliśmy się żeby Staś był bardziej samodzielny. Właściwie nigdy nie było problemu z tym zostawaniem, tzn. płakał z tych samych powodów co przy mnie, raczej nie płakał z powodu tęsknoty za mamą. Tyle że ja go bardzo dużo nosiłam, tuliłam, był dzieckiem chustowym (teraz już nie chce) i myślę że dostał tej bliskości na tyle dużo że nie miał problemu z chwilowymi rozstaniami. Teraz jestem z niego bardzo dumna, chodzimy z mężem na takie warsztaty dla rodziców, gdzie w sali obok zorganizowana jest opieka dla dzieci które są gotowe rozstać się z rodzicami na 2 godziny. Staś jako jedyne z przychodzących tam dzieci zostaje bez problemu, nie płacze i nie domaga się żeby go zaprowadzić do rodziców! Bawi się ładnie i wychodzi zadowolony 🙂 Generalnie to pilnujemy tego żeby w miarę regularnie zostawał na trochę czasu z kimś poza nami, wydaje się nam że jeśli teraz się do tego przyzwyczai (że mama i tata znikają ale wracają), potem będzie mu łatwiej. Ale np. uważam, że na zostawienie go z dziadkami na noc byłoby jeszcze za wcześnie. A co do słabego przybierania na wadze: Staś też przez to przechodził, był poniżej skali centylowej i słabo przybierał. Robiliśmy mu co jakiś czas podstawowe badania, wychodziły dobrze więc nie daliśmy się skołować lekarzom mówiącym że mamy go tuczyć (były nawet pomysły żeby mu dawać zupę jarzynową butlą na śpiocha). Jest bardzo żywotnym zdrowym dzieckiem, które się świetnie rozwija, a że mały i chudy? Nie wszyscy muszą być wysocy i przy kości 🙂 On zresztą potrafi teraz zjeść więcej niż ja (np. po misce gęstej zupy 8 pierogów z mięsem za jednym podejściem!) a mimo wszystko nadal jest szczupaczek, widać ma taką przemianę materii. A, na rękach Staś też uwielbia być szczególnie kiedy coś się robi ciekawego przy kuchni 🙂 Część obiadu gotuję na podłodze przy asyście Stasia (np. razem obieramy obieraczką warzywa), część z nim na rękach (wrzuca sam składniki do garnka), a to co się nie da zrobić w ten sposób, z wyjącym dzieckiem wiszącym na nogawce 😉 Czasami działa posadzenie go w krzesełku tak żeby widział co robię. Najlepsze jest potem jak pakuje plastikowe pojemniki ze swojej szuflady na kuchenkę, mówiąc "Staś siam jajo!" 🙂
  14. Hej 🙂 U nas generalnie ok a w szczegółach to znowu katarowo 😉 Teraz jesteśmy więcej na powietrzu, więc nie mam kiedy zaglądać na forum. Dziś sprzedałam Stasia i mam więcej luzu, więc mogę sobie na więcej pozwolić 🙂
  15. Dzięki 🙂 Ja mam inną chorobę autoimmunologiczną (Hashimoto) więc prawdopodobnie mam też i cukrzycowe przeciwciała (lekarka powiedziała że te choroby bardzo często chodzą parami). A tak jeszcze, z Twojego doświadczenia, jak często trzeba sprawdzać czy z dzieckiem jest ok? Mojemu jakoś lekarze nie palą się do sprawdzania cukru, nawet po porodzie musiałam upomnieć się o badanie (no i oczywiście miał spadek). Generalnie mało choruje, więc i podstawowe badania robimy rzadko.
  16. Nikusia, mam nadzieję że żadnej z nas to nie będzie potrzebne, ale na wszelki wypadek mogłabyś się podzielić informacją, gdzie szukać tych lekarzy od badań genetycznych? A swoją drogą, dzielnego masz i dojrzałego Synka 🙂
  17. No to ja Was nie pocieszę 😉 U nas było w miarę dobrze do 6 miesięcy, potem się popsuło. Od stycznia do maja wstawaliśmy co godzina (chciał ssać), w maju daliśmy za wygraną i wzięliśmy do siebie do łóżka. Było lepiej ale znowu nie jakoś znacząco. Poprawiło się dopiero po odstawieniu od piersi (14m) bo nagle okazało się że jak nie ma mleczka to nic innego nie jest interesujące. Ale do tej pory jest tak, że pierwsza część nocy jest przespana ciągłym dobrym snem, a od pewnego momentu (czasem to jest 1:00, czasem 5:00), Staś "wałkuje się" po łóżku i dość często budzi. Sprawdza czy jesteśmy, przytula do mnie (no, lepiej może powiedzieć: rozkłada się na mnie) i śpi dalej (my już niekoniecznie 😉 ). Jestem pewna że gdyby spał sam, od tej połowy nocy trzeba byłoby do niego wstawać co chwila. Jakoś do tego przywykłam, odkąd śpi z nami, jest dużo łatwiej. To zależy m.in. od wrażliwości dziecka, ale też potrafi się popsuć nagle w wieku np. 2 lat (tak było u mojego chrześniaka - 2 lata spał cudnie a teraz trzeba do niego wstawać ze 3 razy w nocy). Chyba niewiele da się z tym zrobić (oprócz wytresowania dziecka przez wyryczenie), najlepiej chyba polubić 🙂
  18. Tak, u nas też był etap karmienia paluszkiem 😉 A co do pakowania do buzi do oporu, to Staś robi tak do dziś jeśli coś mu smakuje. Nasz sposób na to to wydzielać na talerzyku np. 3 marchewki a jak buzia jest juz pusta to dosypujemy kolejne 3 😉
  19. Tak bardzo dokładnie to nie pamiętam, ale na pewno jak Staś miał 10 miesięcy to już dla niego nie gotowałam osobno tylko jadł to co my, przy czym my nie solimy dużo a czasem nawet wcale. Jak miał 11,5 miesiąca, jadł z nami na wakacjach obiady w sprawdzonej stołówce (z pominięciem jakichś bardziej ciężkostrawnych dań typu schabowy). Bardzo wcześnie (miał koło 6 miesięcy) wprowadziłam mu przyprawy typu koperek, majeranek (gotowane w potrawie), tylko trochę później pozostałe zioła typu bazylia, tymianek, oregano itp. Dość szybko też czosnek, ale był do tego smaku przyzwyczajony bo ja jadłam sporo czosnku zarówno w ciąży jak i podczas karmienia. Ja się generalnie nie trzymałam kurczowo schematów tylko raczej własnego wyczucia. Bardzo szybko wprowadzałam dużą różnorodność warzyw, kasz (np. po 6 miesiącach jaglaną i gryczaną niepaloną jako bezglutenowe), teraz jestem dumna ze swojego synka, który garściami pakuje do paszczy brukselkę, kaszę gryczaną czy zwykłą sałatkę jarzynową (ale bez majonezu). Nie szalałam tylko z owocami, właściwie ograniczyłam się do jabłka i banana, z resztą czekałam w zasadzie na sezon, jeśli nie liczyć domieszek w słoiczkach (jabłka miałam własne). Co do schematów, to znalazłam taki w którym było szczegółowo napisane które warzywa / owoce w którym miesiącu, bez żadnego naginania wg tego schematu dziecko półroczne mogło mieć już bardzo różnorodne menu pod warunkiem stopniowego wprowadzania poszczególnych warzyw, nie wszystkich na raz. Nie znajdę już tego w necie, ale mam zrzucone w plikach, jeśli chcecie to prześlijcie mi wiadomością swoje adresy mailowe, to Wam te pliki prześlę. Co do jabłek to Staś w wieku roku po raz pierwszy dostał do ręki całe obrane jabłko i od tej pory najchętniej je w taki sposób. Ze skóry obieram do dziś choć teoretycznie już bym nie musiała. Tyle że Staś nie miał nigdy alergii pokarmowych, więc nie musiałam się tym już przejmować. A, popatrzyłam sobie na wiek Waszych dziewczyn, one są już naprawdę duże i mogą jeść prawie wszystko! Dziecko roczne może i powinno jeść już to samo co dorośli (ograniczając się do potraw w miarę lekkostrawnych). Anus, a próbowałaś może dawać Anitce do łapki jakieś ugotowane na miękko warzywa np. mini marchewki? Może sama będzie chętniej jadła niż karmiona przez Ciebie? Teoretycznie można dziecku dawać jedzenie do ręki odkąd zaczyna sztywno siedzieć. I jeszcze jedna myśl - Staś mniej więcej w wieku Twojej Anitki wydawał się nam niejadkiem, ale okazało się że po prostu nie jest w stanie wytrzymać unieruchomienia w krzesełku. Zaczęliśmy za nim ganiać z jedzeniem i okazało się że jeśli nie przerywać mu zabawy, jest w stanie zjeść więcej niż ja 😉 Wiem, że to niepedagogiczne, ale wydaje mi się z niektórymi dziećmi nie da się inaczej. Teraz Staś dumnie siedzi SIAM na zwykłym stołku przy stole (w krzesełku nadal nie chce), wytrzymuje przy tym stole większość posiłku ale też na ogół nie cały, liczę że i na to przyjdzie czas 😉
  20. Hej, Co do rotawirusa to ciężko powiedzieć gdzie go złapał bo ostatnio nie bywamy w żadnych skupiskach. Prawdopodobnie na klatce schodowej, naprawdę bardzo łatwo sie jest tym zarazić, bo zaraża się przed, w trakcie, po a nawet można samemu nie chorować a tylko przenosić wirusa. Teoretycznie ma znaczenie higiena, ale przy naszych maluchach to raczej jest czysta teoria bo np. u nas Staś karmi wszystkich swoją łyżką, zbiera śmieci z podłogi, ziemi itd. Na pewno nie zawsze ma czyste ręce kiedy pakuje je sobie do paszczy. Warto mieć w domu elektrolity (np. orsalit albo ORS200 Hippa) bo jak już dziecko dopadnie to najważniejsze jest pilnowanie nawadniania od razu po pierwszych wymiotach. Większość pobytów w szpitalu to właśnie jest z powodu ryzyka odwodnienia. U nas na szczęście się bez tego obyło.
  21. Anus, odpuść z tym jedzeniem. Stasiek miał różne fazy, raz chciał tylko ze słoików, raz tylko gotowane. Nie byłam w stanie za tym utrafić. Co więcej, w pewnym momencie w ogóle zastrajkował i nie chciał siedzieć w ogóle w krzesełku. Długo nam zajęło zanim zorientowaliśmy się że to chodzi o to że nie ma czasu na jedzenie bo tyle jest do roboty. Jak mu przestaliśmy przerywać zabawę to jadł aż mu się uszy trzęsły. Dzieci mają różne fazy i trzeba czasami wrzucić na luz, chociaż sama wiem jakie to przykre jak się nastoisz przy garach a dziecko Ci w ogóle nie ruszy tego co zrobiłaś. Chce jeść słoiki, niech na razie je słoiki. Za jakiś czas wróć do gotowanego. Co do mleka, to może już mogłabyś zacząć dawać jogurty? Stasiek mleka praktycznie nie pije odkąd go odstawiłam od piersi (od września), jedynie rano trochę w kaszce i to też nie codziennie. Nie chce i już. Jogurty je jako tako, na szczęście woli zwykły naturalny od słodzonego dla niemowląt.
  22. Staś też tak miał jak Lenka 🙂 U nas co? Właśnie wykończyliśmy rotawirusa, prawdopodobnie dzięki szczepieniu nie było tak bardzo źle, szczególnie że Staś bardzo niechętnie cokolwiek pije i trzeba było z nim strasznie walczyć o każdy łyk. Dziś już jest ok, nawet dopomina się jaja i apka 😉 Co do mojej obecnej diety to ciągle odwlekam jakieś bardziej radykalne ograniczenia, teraz sobie mówię że zacznę w Wielkim Poście 😉 Staram się jeść tylko pieczywo po którym mi nie skakał cukier i nie przesadzać ze słodyczami, bo całkiem ich sobie odmówić na razie nie umiem. Ostatnio w ogóle był szalony czas, bo a to remont a to choroba, więc już w ogóle jadłam byle co. Ya-dzia, co do chleba to masz rację, ciężko jest znaleźć taki który nie ma żadnych domieszek. Jak już znalazłam dwa rodzaje (pozwolę sobie na odrobinę reklamy bo może to komuś pomoże: z warszawskiej sieci piekarni Galeria Wypieków Lubaszka chleb Karola oraz bułki tyrolskie) to się ich trzymam aż do dziś. Po nich mi cukier nie skakał a po innych, pozornie bardzo podobnych, bardzo rósł. Ja jadłam w ciąży pieczywo chrupkie i się nim najadałam, ale trzeba go zjeść więcej kromek niż zwykłego chleba żeby się nie głodzić. O ile pamiętam, na śniadanie jadłam 5 kawałków z masłem roślinnym, chudą wędliną (zwykłą wieprzową szynką ze sklepu) i ogórkiem kiszonym, na drugie śniadanie chyba 3 kawałki, potem na podwieczorek 1, na kolację znowu 5 i na drugą kolację 2-3. Po tych ilościach cukier był ok. A co do dolnej granicy, nie zwróciłam uwagi na liczby o których piszesz. U mnie początkowo cukier na czczo był 80 a pod koniec ciąży 70, sporadycznie trochę poniżej. Pod koniec ciąży dziecko jest większe i bardziej żarłoczne więc mają prawo cukry się trochę obniżyć z tego powodu. Co do cukru po posiłkach, to ile pamiętam, są dwie szkoły. Jedna mówi że im mniej tym lepiej, byle w granicach normy, a druga mówi że należy się trzymać w okolicach 100-110. Nie wiem jaką szkołę prezentuje lekarz który Cię prowadzi.
  23. Ja wprawdzie nie brałam insuliny, byłam jedynie na diecie, ale diabetolog pod którego opieką jestem teraz, uważa że powinnam była dostać insulinę, po to żeby móc jeść więcej i konkretniej niż jadłam. W ciąży cukrzycowej bardzo częstym problemem jest niedojadanie - po to żeby utrzymać cukier w ryzach. A zatem nie byłabym taka wyrywna z samodzielnym odstawianiem, raczej bym się zastanowiła czy nie wrócić do poprzedniego menu - aż do wizyty u lekarza. Chyba że jesteś całkowicie pewna (tzn. umiesz wyliczyć) że to co jesz teraz jest wystarczające.
  24. U nas ok, byliśmy przez tydzień na banicji u dziadków bo wymieniali nam rury gazowe w budynku. Jak się ogarnę, skrobnę coś więcej 🙂
×
×
  • Dodaj nową pozycję...