Skocz do zawartości

kwietnióweczki 2010 | Forum o ciąży


moniadad

Rekomendowane odpowiedzi

  • Mamusia
ANKA ja tez nie wiedzialam,ale wole o takich opcjach wogole nie myslec.
Jak dowiedzialam sie,ze mam lozysko przodujace to grzebalam w necie,zeby wiecej poczytac o tym i znalazlam artykul medyczny ktory tylko mnie przerazil.
Przeczytalam tam,ze podczas porodu grozi mi krwotok i smierc.
Jak pomyslalam,ze moge zostawic moje dzieci to o malo co w depresje nie wpadlam 😞
Wiecej nie buszuje w necie za tym,jedyna opcja dla mnie to szczesliwy porod,zdrowa dzidzia.I tyle!!!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 99,4 tys.
  • Utworzono
  • Ostatniej odpowiedzi

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

  • klapoucha

    8708

  • emilka1986

    7194

  • Agatta

    10594

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

  • Mamusia
Ale jest to w sumie zrozumiałe bo tak to każdy by mógł sobie odebrac dzidziusia mówić, ze jest ojcem, no nie?
Jest też na to sposób żeby zabezpieczyć się przed taką sytuacją.
Oczywiście należy mieć nadzieję, ze nic złego się nie wydarzy, ale... wiecie jak jest w zyciu - wszystko moze się zdarzyć.
Sposób jest prosty i "bezbolesny" w sumie, nie wiem czy płaci się coś za to, ale jeśli tak to pewnie nie są jakieś duże pieniądze.
Należy udać się z tatusiem dziecka jeszcze podczas ciązy oczywiście do urzędu i (nie wiem jak to dokładnie się nazywa), ale dokonać takiej rejestracji przednarodzinowej i tam wpisać dane rodziców (tatusia). Dostaje się kwit i on jest tym co nas już w pełni zabezpiecza.
Mając taki papier, nawet już podczas standardowej rejestracji noworodka w urządzie rodzice nie muszą iść razem, wystarczy jak pójdzie sam ojciec.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MadzikM ja też znalazłam artykuł o tym że jak mam łożysko przodujące to może dojść do krwotoku i się przeraziła 🤨
Ale nie mam zamiaru dopuszczać złych myśli a trzymam się tej że łożysko może się jeszcze podnieść i będzie ok a jak nie to cesarka.

Kobietom w ciąży nie powinno mówić się takich rzeczy bo nasza wyobraźnia działa teraz na podwójnych obrotach.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Pomyślcie o tym. Ja na pewno zgłębię temat bo nie wyobrażam sobie żeby Bartek w razie mojej śmierci nie miał prawa do własnego dziecka!!!
Niestety trzeba o takich rzeczach myśleć - choć to mało prawdopodobne ale zdarzyć się może.
Niewielki wysiłek, a spokój w kieszeni.
A pomyśleć, ze wczoraj nie miałam o tym zielonego pojęcia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze
schroniska, rasy małe kocie.

Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to
to bez przerwy za mną i trzeszczy- a to na ręce, a to żreć, a to
trzeszczy dla samego trzeszczenia zupełnie jak jej pani. Generalnie
pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz która leży na ziemi żeby kot za nią
biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu aż raz zapomnę zamknąć
terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem.

Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje
się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie
karmienie wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako, że
to zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem
małżonki- nie nastręcza mi to wiele problemów.

Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj- niezamykania
łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do
którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może
spokojnie pomyśleć.

Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za
sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i
"myśleć". Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej
niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc.
I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze
mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć
coby przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to
ona ma już w biosie zaprogramowane- ja wychodzę i zamykam, ona idzie i
otwiera, żeby kot mógł wejść- taka technologia po prostu.

Czasem kot skacze na klamkę ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa
na niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w
szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał- a wtedy
wiadomo- wąż.

Dobrze więc- uporządkuję- żona- delegacja, ja praca- wracam, wchodzę do
domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to
zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem- ja
toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni- więc
spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest
cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer na parapecik i patrzymy razem przez
okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam
wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego
parapetu i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie
zdążył miauknąć. No ja pierdolę. Nie ni chuja to niemożliwe jest.
Przecież nawet taki mały kot jest kurwa za duży- żeby przejść tym syfonem.

Ale słyszę tylko pizdut- oż kurwa no to nie mogło mi się zdawać- coś
ciężkiego poszło w pion. Kurwa wszyscy święci w trójcy jedyny Boże,
ukazali mi się przed oczami. Kot kurwa popłynął wprost w odmęty prawego
dopływu królowej polskich rzek. Lecę kurwa na dół do piwnicy- choć może
powinienem od razu do schroniska- zanim wróci moja żona- nie ma wafla,
znajdę jakiegoś małego czarnego skurwiela z białą krawatką, nie było jej
kilka dni może się nie połapie.

Ale chuj - najpierw do piwnicy- zbiegam po schodach, słucham coś drapie
w rurze, pion kawałek płaskiej rury, miauczy- jest kurwa, żyje i nie
poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie- to chuj
przynajmniej będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn
naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie
uwierzy za chuja trefla, że kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie
i żyje. Znalazłem taki wziernik gdzie można zaglądnąć do tej rury i
wołam. Kici kici. Ni chuja, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten kurwa
głąb zamiast przyjść do mnie to kurwa chce iść tam skąd przyszedł czyli
do góry w pion. Ja go wołam a on do góry drapie. I udrapie, udrapie
kilkanaście centymetrów i zjazd w dół.

No pojebało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny.
Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem- i ni chuja-
uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby
włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda- fight fire with fire-
ogień zwalczaj ogniem. Zatkałem tą rurę przy wzierniku deszczułkami
którymi używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie
dalej i z buta na górę do kibla- geberit i woda w dół- bombs gone. I
bieg do piwnicy.

Po drodze słyszę jak się przewala po rurach- podziałało.

Wbiegam do piwnicy i kurwa koniec świata. Nie ma moich deszczułek- no
może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła w chuj i kota też nie
słychać już.

Ja pierdolę. Kurwa gdzie ta rura teraz idzie- coś mi świtnęło, że
kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów- może nie wszystko
stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze. Biegnę na ulicę,
jest studzienka- mam nadzieję, że to od mojego domu.

Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić.
Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni
cholery- najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl auto stoi na
ulicy- mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas,
wsteczny- poszło aż zakurzyło.

Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie.

Smród jak cholera ale złażę tam- ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda,
że idzie od mojego domu. Latarka. Kurwa mam w aucie, chujowa ale może
starczy.

Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije- przywykłem po chwili.
Zaglądam i jest oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici,
kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja
pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi
a na dodatek ktoś mi zwali tą pokrywę na łeb i moje problemy się skończą
jak nic. Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.

Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki tak by mi nie wpadł
głębiej. Zużyłem wszystkie, taśmy samoprzylepne, plastry żeby nie wpadł
do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury ale słyszę
tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś wpizdu. Jeszcze tylko
trójkąt, żeby nikt się w tą otwartą studzienkę nie wpierdolił bo na
ulicy ciemno.

Sąsiad kurwa- ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak
próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc a teraz chuj
złamany stoi i się dopytuje.

Co mam mu kurwa powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację?

Idźżesz w chuj pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i
pozatykał sobie też wszystkie otwory bo na początku osiedla była awaria
i wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach- a ten baran się
przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech
ma za swoje.

Wracając do kota- bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko
gotowe- więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam
wodę. Papierosik i czekam pod studzienką bo nuż mu się zmieni i wyjdzie
dobrowolnie.

Kurwa drugi sąsiad przyszedł- po pięciu minutach następny odmyka wieko,
teoria samospełniającej się przepowiedni działa- kurwa ludzie to są barany.

Idę do domu, obie wanny pełne, ognia- spuszczam wodę z wanien i dokładam
dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma chuja to go musi wygonić albo
utopić.

Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy a tego skurwiela dalej nie
wylało z kąpielą.

Kurwa mać- urwało się wszystko w pizdu i popłynęło, bo ileż to utrzyma
tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki- w chuj- jak się to gdzieś
przytka to będę miał przejebane.

Znowu do domu po drugi pogrzebacz bo trzeba zamknąć ten pierdolony dekiel.

Wchodzę- a ten skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja
pierdolę! Jak on kurwa wyszedł- którędy? Ano kurwa wziernikiem w
piwnicy- zostawiłem otwarty. Ja kurwa stoję i marznę a ten gnój tarza
się w mojej pościeli. Zajebie. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości
włazi na mnie. Kurwa mać. Przynajmniej kuleje.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Ja sobie jadę zaraz na gotowe do koleżanki.
Mam nadzieję, że stanęła na wysokości zadania i przygotowała same pyszności 😉
Kupiłam jej mersi i białe winko w podzięce za trud 🙂
Tego winka to bym się sama napiła z łyczek - taka ładna butelka 🙂
Na przystawke jednak jeszcze przed wyjściem złapałam kawałek pysznej wiejskiej kiełbaski i wciągnęłam małego oscypka 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Hej Laseczki 🙂

Dzięki Waszym kciukom podróż odbyła się bez żadnych przeszkód a nawet spotkałam koleżankę z podstawówki w samolocie 😁 hahaha jaki świat jest mały 🙂 całą drogę nam się gęby nie zamykały to i szybko zleciało...a już od dwóch godzinek w domku, najedzona aż nie mogę oddychać (tata pyzy zrobił) i czekam na połączenie z mężem, bo już się stęskniłam.

Iskierka tekst dobry ale cały czas się o kota martwiłam 🙂

Anka baw się dobrze!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Hej.
Byłam na rekonesansie wózków.
Rezygnuję x-landera (chociaż wyglada fajnie) na rzecz Jedo Fyn z 4 kółkami (sa też z 3)

Przewazyło w porównaiu x - landerem:
- większa gondola
- spacerówka w dwie strony
- duży kosz na zakupy
- jest tańszy
- regulacja sztywności zawieszenia
- gondola ma płozy i jest kołyską
- torba
- ponad 20 kolorów.

Jeżdziłam i macałam.Opinie na forach bardzo dobre.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
W sklepie Dudek przy okopowej.
Na stronie Jedo masz info, ale lepiej opisany jest na www.dlabobaska.pl i tam jest najtańszy.Jest wersja 3 kółka ktora chyba preferujesz.
Powiem Ci że jak się pomaca, pojeździ to nabiera się innej perspektywy.
X-lander ładny ale Jedo lepszy dla dziecka moim zdaniem.

Co jadłas pysznego?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Hej Lasky.
Ja jeszcze w łóżku, Brzydki chrapie obok.
Anka ja biore bez fotelika, bo mam, wiec wychodzi 1179 zł.W sklepie na początku się zraziłam bo pokazali mi paskudny kolor.
Ilonka- dla mnie wszystkie sa cięzkie 🙂 Wygląda na solidny 🙂
Ale ja mam 2,5 po schodach wiec z zadnym nie dam rady 🙂 Muszę osono gondole a osobno stelaż.

Mnie po obejrzemniu ostatecznie przekonaly opinie na forum wyborczej.

Co macie do jedzenia? 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się

Komentowanie zawartości tej strony możliwe jest po zalogowaniu



Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...