Skocz do zawartości

Jak zdarzył sie cud? | Forum o ciąży


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

  • Mamusia
A wiec: 11 stycznia pojechałam do gina po skierowanie na CC,bo nie mogłam już chodzić. Dostałam skierowanie ogólne na oddział i okazało się,ze mam 2cm rozwarcia. Pojechałam do szpitala. Na KTG były pojedyncze skurcze,ale kazali mi być na czczo,gdyby lekarz zadecydował o CC.
Rano (12.01) dostałam skurczy,wiec poszłam znów na KTG. Okazało się,ze rozwarcie się powiekszylo troszkę i poszlam na porodowke. Zrobili mi USG i Fabian miał wg niego ważyć ok.3450g,wiec nie było mowy o CC. O 11 dostalam kroplówkę z Oxy. O 11.40 zaczęła dzialac porządnie. Po 14 mialam już jakies 4cm rozwarcia i porządne skurcze. Bolały okropnie. Po 15 było już 5cm. Dostałam dwa czopki na skracanie szyjki i rozluźnienie miednicy. Poleciałam do toalety. Jak wrocilam to ledwo mogłam wytrzymać z bolu. Zaczelam skakać na pilce. Na początku pomagalo,ale potem już nawet nie mogłam się ruszac. Miałam bole krzyżowe!!! Polozna kazala mi chodzic,ale jak zblizal się skurcz to prawie siadałam z bolu. Rozmasowala mi krzyz i kazala się polozyc. Po 16 zrobila mi masaz szyjki (bolało jak cholerka) i rozwarcie dochodzilo już do 9cm. Potem się zaczela cala akcja. Krzyczałam jak male dziecko,chciało mi się plakac,ale z bolu nawet nie mogłam uronic lzy. Najtrudniej było mi z glowka. Dostałam skurczy nog,wiec pielegniarka zaczela mi masowac. Udało się urodzić glowke. Polozna powiedziała,ze musze urodzić na jednym skurczu. Sama od siebie zaczelam przec i o 17.45 urodzilam moje 3985g Szczęścia.dali mi go . Od razu go pokochałam. Był sliczny. Zabrali go do kapania. Caly czas slyczalam jak placze. Urodziłam lozysko. Nie bylam nacinana,udało się dzięki pomocy poloznej. Miałam tylko duże opuchniecie i mam jeden chyba szew w srodku. Troszkę bolało jak lekarz robil mi ten szew.kiedy przynieśli mi małego okazało się ile na prawde wazy!!! Nikt nie mogl uwierzyć,ze udało mi się urodzić takiego koloska bez nacinania!!! Polozna mowila,ze bylam bardzo dzielna. Zadzwonilam do Andrzeja i powiedziałam,ze mogą przyjechać,bo Fabis jest już ze mna. Niedglugo potem przyjechal z moja mama. Okropnie się wzruszyli jak zobaczyli mnie i małego. Tak w szerszym skrocie to wszystko 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 110
  • Utworzono
  • Ostatniej odpowiedzi

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

  • Mamusia
A to moje przeżycia porodowe.
Zaczęło się 11 stycznia o 22.28. To był pierwszy skurcz, potraktowałam go tak na luzie bo dzień wcześniej też był i nic nie wyszło. Po ok. 30 minutach był następny, ale słabszy więc tylko się śmiałam, że jak tak wyglądają skurcze porodowe to mogę rodzić codziennie- jakże wtedy się myliłam 😉 Bo 7 minutach był następny, i potem już co 7, 10 minut były. Nadal takie w miarę słabe więc luz. O 23.55 zdecydowaliśmy, że nie ma żartów i jedziemy. O 00.30 miałam już ktg, potem badanie, rozwarcie na 2cm. Męża odesłali do domu a ja zostałam. O 5.30 kolejne ktg i badanie, rozwarcie na 4cm, kazali wezwać męża. O 7 trafiłam na porodówkę, no i się zaczęło. Skurcze coraz dłuższe i bolesne, że szok. Po jakimś czasie, niestety nie wiem jakim, bo już nie kontrolowałam tego rozwarcie było na 6 cm i uszykowano łóżko do pozycji porodowej. Potem kolejne badanie i pękł mi pęcherz płodowy- powiedzmy, że pękł. Bo ja jestem zdania, że to położna mi przebiła, ale nie komentowałam tego bo wtedy zaczęły się bóle parte, ajć to za ból… Ale grzecznie słuchałam położnej i robiłam co kazała. Czułam coraz większą presję, bo co chwilę ktoś przychodził i pytał czy już bo sala potrzebna. Szok ile kobiet na raz zaczęło rodzić. Wiedziałam, że o 12 mają planowaną cesarkę i czułam, że muszę się pośpieszyć. A tu jak na złość skurcze coraz rzadsze. Na koniec porodu na sali miałam 3 lekarzy w tym ordynatora, chyba wszystkie położne i 2 pediatrów. Wszyscy tylko czekali aż urodzę, nie było to miłe jak tak wszyscy oglądali co się dzieje, a ja już tak cierpiałam, że nawet nie wiem jak to opisać. W końcu o 11.45 przyszło na świat moje szczęście, poczułam ogromną ulgę i radość. Dosłownie na parę sekund miałam go przy sobie bo źle zabezpieczyły pępowinę i nawet nie zauważyły, że klips odpadł, dopiero mąż zobaczył. Oczywiście drugiego nie miały i musiały go zabrać. Mąż też poszedł bo od razu było ważenie itd. Mnie w tym czasie zszywali. Potem dostałam go na jakieś 10 minut na karmienie i oddelegowano nas na salę. No i gdzie te dwie godziny tylko z synkiem? Realia były inne- niestety. No i nie trafiłam na salę po porodową tylko na zwykłą, nie przystosowaną dla noworodków. Ani przewijaka ani nic. Ciasnota, duszno… Na sali porodowej zostawiłam 8kg-zostało drugie tyle. Mieliśmy małe problemy z karmieniem, bo ani ja, ani mały nie wiedzieliśmy jak się za to zabrać. Potem się okazało, że mały musi mieć zabieg podcięcia wędzidełka, i to nam bardzo pomogło.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Monika tak to jest jak kolejna mama rodzi, u nas nikt nie miał czasu przez jakieś 4 godziny pomóc mi przystawić małą do piersi. I już potem nie prosiłam, bo bez sensu. urodziłam o 18.20 a o 24 pielęgniarka na noworodkach przyniosła mi kapturek i pierwszy raz przystawiałam małą do piersi - miałam wklęsłe brodawki i inaczej nie szło.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
No i stało się…
Doskonale wiecie, ze ten brak postępu porodu mnie już wykańczał… Chodziłam prawie codziennie na ktg i słyszałam: ‘skurcze słabiutkie, nieregularne, rozwarcia brak”. W niedziele wieczorem zdenerwowałam się i po takiej wizycie pojechałam z mężem na koncert, żeby odreagować. Dale nic… w poniedziałek mąż poszedł normalnie do pracy a a byłam jakby mnie ktoś z krzyża zdjął: okropna senność , ból i zawroty głowy, po południu pojawiła się krew na wkładce. Pomyślałam, że nie ma żartów więc ściągnęłam chłopa do domu i biegiem do szpitala. W szpital zrobiło się zamieszanie bo okazało się, że Młody ma tachykardię. Szybko więc mnie rzucili na porodówkę i tak zaczął się mój mały dramat…
Ponieważ serduszko Młodego waliło jak młotem to położyli mnie na sali ogólnej pod okiem położnych. Podłączyli pod KTG i monitoring. Zero kontaktu z mężem, tylko sms wysłany spod kołdry… Ponieważ był dalej brak rozwarcia i skurczy to męża lekarze odesłali do domu a mi kazali iść spać…hahaha…dobre… Młodemu serducho się po 3h unormowało więc postanowili, że do rana nic nie będą robić, no chyba ze zacznę rodzić. Rano , serduszko było w porządku ale poród nie postępował. Zrobili mi amniopunkcje- wody prawidłowe więc dalej czekamy. Ryczałam tak w poduchę jak głupia, czułam się taka sama, tak bardzo chciałam do mojego męża, tak bardzo….Po południu zrobiło się mega zamieszanie bo okazało się, ze mój stan zaczyna się pogarszać tzn. poziom płytek spadła do 80tyś wiec podano mi oksy. Po 4h nic się nie ruszyło tzn. rozwarcie było na 2cm a skurczy brak. Przyjechał ordynator , masował mi macice, dalej nic… Znowu rozmowa z mężem przez sms lub pielęgniarki…beczałam jak durna…o 22 kazałam mu iść do domu a o 22.30 wpadli do mnie lekarze i zaczęli panikować bo poziom płytek spadł mi do 60 tyś a 50 tyś to granica bezpieczeństwa przy której anestezjolog chciał się podjąć znieczulenia. Oczywiście, że się zgodziłam na cc. Zadzwoniłam do męża i powiedziałam mu, że w ciągu 1h będę mieć cc. Urodziłam…Okazało się, że Młody był owinięty pępowiną a mi zaczęło się odklejać łożysko…Straciła sporo krwi bo oczywiście bez małego „kontrolowanego” krwotoku się nie obyło.
Dziecko trafiło na intensywna terapię i ja również. Na szczęście tu panie pielęgniarki były aniołami i przyniosły mi maleństwo na chwilę przystawić do cycka. Mąż też widział Szkraba przez sekund parę. Wiecie co to był okrutny czas bo ja słyszałam tego mojego Brzdąca ale było mi to tak obojętne, ze on jest, ze płacze…obojętne…dopiero następnego dnia przepłakałam, ze okrutna ze mnie mama i dopiero wtedy zobaczyłam jakiego pięknego mam syna , najpiękniejszego. Bardzo chorzutki był bo od razu miał żółtaczkę- konflikt w grupach głównych, podwyższona leukocytozę, dystrofie mięśniowa…oj…w szpitalu też ryczałam jak robili mu te wszystkie badania bo niestety moja świadomość była dość wysoka. Na szczęście teraz po malutku objawy encefalopatiiniedokrwienno-niedotleniowej i konfliktu mijają więc wierzę, że będzie wszystko dobrze, bo być musi.
Na koniec powiem tylko tyle, że gdyby nie moje dziecko już dawno był się załamała, ale wiem, że Mój syn jest Moim Największym skarbem i razem pokonamy wszystkie przeciwności. Teraz jesteśmy już razem bliziutko…Mama, tata, Syncio i pies i jak płaczemy to tylko ze szczęścia, ze możemy być razem…
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Rozpisałam się strasznie, ale powiem Wam, że dalej wiąże się to dla mnie z ogromnymi emocjami więc to była dla mnie taka forma brzuszkowej terapii 🙂TNX 😘

Poczytałam też wasze opisy porodów...dziewczyny wszystkie jesteście takie dzielne...znowu się wzruszyłam....cudnie...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Magditta i mnie się łezka w oku zakręciła. Dzielni jesteście niesamowicie. A te słabe chwile w szpitalu szybciutko zapomnisz, będziesz pamiętać tylko te najpiękniejsze momenty (ja tak miałam na dwa lata po pierwszym cięciui dopiero przy drugim mi się przypomniało jak wiele zapomniałam).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To moze ja tez po krotce opisze jak to bylo u mnie...

W sobote wieczorem odeszly mi wody, sobota rano - nieregularne skurcze, sobota popoludniem - juz regularne wiec zadzwonilam do szpitala jak juz mialam te cominutowe skurcze co okolo 5 min.

Od samego rana mialam zalozona te maszyne TENS i naprawde bardzo pomagala - wyladowalam w szpitalu okolo 22.30 i bole dzieki maszynie byly na 3 w skali od 0 do 10 wiec luzik i polecam Wam na przyszlosc! Zaczelam sie w pewnym momencie przejmowac ze rozwarcie bedzie na 3 cm... no bo szok ze nie bolalo. Zbadali - 8 cm rozwarcia! Bajka! zabrali mnie na sale.

No i przyszla druga polozna i powiedziala, ze nastepne badanie rozwarcia moze mi zrobic dopiero po 4 godzinach od pierwszego (ze wzgledu na ryzyko zakazenia, bo wody odeszly) no i po tym badaniu juz mozemy rodzic. No i tak lezalam a maz obok przysypial, skucze coraz czestsze, nawet trwaly ze 3 minuty... i czulam glowke dzidzi napierajaca na dole a polozna sobie przychodzila, sprawdzala wykresy tetna i skurczy i wychodzila, pod koniec tez chyba przysnelam ze zmeczenia i czekania na zielone swiatlo od poloznej

W koncu okolo 3 nad ranem zbadala mnie i stwierdzila ze jest 10 cm, ktore wg mnie juz pewnie mialam ze 2 godzinki wczesniej ale ona tego nie mogla sprawdzic (!!!) No i mi zaczely skurcze przechodzic, a ona mi kazala przec - no i nie moglam - dali mi jeszcze 2 godziny i mala dawke oksytocyny i nic... przegapilam moment porodu!

Na koniec zdecydowali - ok, robimy porod kleszczowy ze znieczuleniem, bo jak nie wyjdzie to bedzie cesarka. dali zastrzyk w kregoslup. podali duza dawke oksytocyny, kazali przec, poczulam jedno pociagniecie i po paru minutach polozyli mi dzidzie na brzuchu. Maz caly czas byl - niesamowity moment tak razem zobaczyc potomka!

Bez czucia w ciele, ze straconym pol litra krwi i dzidzia przy boku opuscilam pole walki z ogromnym usmiechem na buzi 🙂
tak to bylo u mnie.... 😉

lece bo dzidzia na karmienie wzywa 🤪 🤪 🤪
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magditta bardzo długo to u Was wszystko trwało, teraz trzeba sie cieszyć ze wszystko dobrze się skończyło 😘
MartaMay ciarki przechodzą jak słyszę o porodzie kleszczowym 🤢 dzielna jesteś!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój poród był wręcz idealny. Podejrzewam ze zrobili wszystko zebym urodziła tego dnia którego przyszłam do szpitala z plamieniem, z rozwarciem na 3cm i nieregularnymi skurczami. Trafiłam na lekarza niezbyt przyjaznego, który stwierdził oschłym głosem: " nie obiecuję Pani ze urodzi Pani za 3 godziny" 😜 Lol urzekł mnie tym stwierdzeniem, cieszyłam się ze w ogóle urodze tego dnia.
I tak było. chodzenie po korytarzu, ktg, kroplówka, ciagłe badanie i nagle okazało się ze rozwarcie na 10cm. Rodze!!!!!!!!!!!!!!! Szcześliwa na maxa!!! Nagle chwila podłamanie mały okręcony pępowinką, jednak położna szybko odwineła i kamień z serca spadł kiedy usłyszelismy płacz dziecka. Położyli mi maluszka na piersiach i byłam przeszcześliwa! Na dodatek czułam się jak nowonarodzona: poród naturalny, bez nacięcia, łozysko urodziłam sama.
No ale musiały pojawić się komplikacje. Okazało się ze Błażejek ma wrodzone zapalenie płuc i pojdzie do inkubatora 😞 Kilka dni byłam bez niego, jednak szybko zawołano mnie do karmienia. Następnie pojawiła sie żółtaczka. Po 4 dobach dostałam maluszka do pokoju. Dostaliśmy izolatkę. Cały czas nagrzewałam go lampami i karmiłam kiedy chciałam, a raczej kiedy on chciał.
Jak byliśmy w tej izolatce to już byłam szczęśliwa ze to juz krok do wyjścia do domu, do rodziny, i tak też było. W poniedziałek w 6 dobie wróciliśmy szczesliwi do domku.

Wszystkim zyczę łatwych porodów jak mój!!!
Życze równiez zdrówka dla każdego maluszka, wiem jak to jest jak już drugie dziecko jest zabierane do inkubatora. Widocznie coś jest we mnie ze tak się dzieje ☺️
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
MartaMay spisałaś sie dzielnie 🙂 dobrze że jesteście całe i zdrowe !! 🙂

Skoreczka... twój poród to faktycznie niezrażające wspomnienie zapewne 🙂 ale to co później ... kochana ty to dopiero dzielnie się spisałaś!! 🙂... i ważne że już w domku razem :]
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się

Komentowanie zawartości tej strony możliwe jest po zalogowaniu



Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...