Skocz do zawartości

PORÓD NATURALNY | Forum dla mam


Rekomendowane odpowiedzi

admin napisał(a):
mini, dzięki za opis.
Ten drugi poród trochę mnie podbudował. Wciąż zastanawiamy się nad drugim dzieckiem. Ja teraz jestem za bardzo przeczulony po pierwszym porodzie. Co do punktów apgar to jakoś trudno mi zrozumieć jak można martwić się np. 7-8 pkt, gdy moja mała miała 2.

Masz racje adminie że 9 pkt,czy też 7-8 to nic w porównaniu z 2 pkt.
ale widok sinego maluszka jest napewno tak samo wstrząsający 🤨
My bardzo długo myśleliśmy o drugim dziecku,lekarz prowadzący moją pierwszą ciąże kategorycznie odradzał,z powodu komplikacji pierwszej,w której stale lądowałam w szpitalu,miałam założony szew,cewnik wewnętrzny który usunięto dopiero 3 miesiące po porodzie!
przy porodzie popękana szyjka,poza tym miałam bardzo słabe wyniki krwi,i miesiaczki jakby krwotoczne,więc lekarz przez 3 miesiące tabletki anty kazał brać bez przerwy,by wyniki krwi się polepszyły,straszył że nie ma co ryzykować...
a inny lekarz powiedział "spróbuj,a jak zobaczysz 2 kreski to przyjdź i odrazu zaczniemy działać"...
podczas pierwszego usg wykryto mięśniaka,i znów nie pokój - czy nie zaszkodzi on dziecku,poźniej okazało się "mięśniaka brak"....
innym razem znów niemal 1,5 dnia nie czułam ruchów dziecka i znów panika,bo ani słodycze ani kwaśne nie pobudziło maluszka,dopiero na ktg wyszło że wszystko jest ok...
szyjka była osłabiona,chcieli mnie zostawić w szpitalu,ale puścili do domu po wypisaniu luteiny,i wrazie potrzeby doraźnie no-spy.
Moja rodzina na wieść o drugiej ciąży zareagowało bardzo nerwowo,własna matka była przerażona wizją kolejnych szpitali,i tym co z "oliwką" jeśli coś będzie nie tak...
a mimo to Maja urodziła się bez komplikacji,a ja w pełni mogłam cieszyć się ze spacerów,wyprawki,i spędzania czasu na rozmowach o "dzidzi w brzuszku" ze starszą córeczką 🙂
a co do przebicia wód to sama nie wiem czemu tak długo czekali skoro rozwarcie szybko postępowało 🤨
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 131
  • Utworzono
  • Ostatniej odpowiedzi

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

  • Mamusie
Moje porody to porody z komplikacjami i ratowniem życia maluszków według porządku o cesarce napisze w dziale cesarka poród naturalny miałam 10 dni po terminie był to poród wywoływany z użyciem oksytocyny skurcze miałam od razu wzieło mnie momentalnie ale w pewnym momencie tętno mojej córeczki zaczęlo zanikać jak się potem okazało powiesiła by się na pępowince lekarz zadecydował że potrzeba akcje przyspieszyc przy rozwarciu 9 cm uzyli próżnociągu , przymocowali taką rurke ze ssawką do główki dziecka i pomogli mu wyjść w pierwszej minucie madzia miała 8 punktów w skali agpar była zasiniona i miała mniejsze napiecie mięsni w międzyczasie oczywiscie byłam rozcinana i potem zszywana. Bardzo źle wspominam połóg rana po cięciu goiła się ponad 6 tygodni nie mogłam normalnie siedziec ale to nieważne najwazniejsze że wszystko dobrze się skonczyło moje dziecko jest zdrowe i pełne życia drugi poród był jeszcze bardziej niebezpieczny...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

popłakałam się jak głupia jak czytałam opisy admina,iwwy 😞 nie wyobrażam sobie tego jakbym się w tym momencie zachowała 😞
ja się namęczyłam przy swoim porodzie..ale to nic w porównaniu do tego co wy przeżyliście!

no to ja też wkleję opis swojego porodu,a więc było tak:
w środę 9.03 pojechałam z bólami krzyża co 10-15min. to, że byłam już po terminie to mnie zostawili, bo tak kazali by mi wracać do domu.. w czwartek mi zrobili USG, ktg 2 razy dziennie mi robili, nie wyszły żadne skurcze i pani ordynator po zbadaniu mnie stwierdziła, że szyjka krótka i rozwarcie na palec, no i zapytała się mnie czy chciałabym przyspieszyć poród..no a ja, że oczywiście ;-) więc powiedziała, że od jutra to jest piątek 11.03 zaczną mi dawać dwa razy dziennie przez 3dni zastrzyki na odczulenie szyjki macicy, a w poniedziałek kroplówka na wywołanie.. w piątek dostałam zastrzyk rano i wieczorem, na ktg wyszedł jeden malutki skurcz ;-) ogólnie czułam się w tym dniu wyśmienicie ;-) rozmawiałyśmy sobie z dziewczynami do północy, no i jedna miała mieć właśnie kroplówkę dawaną o 5.00 więc postanowiłyśmy iść spać i w sumie dobrze, bo ja obudziłam się o 2.00, bo chciało mi się siusiu..tak mi się wydawało, a jak tylko wstałam z łóżka to poleciało ze mnie jak z kranu.. poszłam do toalety, po czym poszłam do położnej to była dokladnie 2.15, którą obudziłam i mówię jej, że chyba odeszły mi wody, a raczej na pewno odeszły mi wody!! a ona do mnie, żebym szła do sali położyłam sobie podkład na łóżko, a między nogi wsadziła sobie tą podpaskę dużą..i poczekamy do 3.00... nie wiedziałam czemu, ale później już wiedziałam..miała na tą godzinę budzik ustawiony, bo chodziła i mierzyła tętno płodu.. mnie nawet nie zmierzyła, tylko kazała od razu do zabiegowego.. tam lewatywa.. kazała później iść się załatwić, wykąpać jak chcę i przyjść spowrotem..o 3.30 przyszedł lekarz zbadał mnie, no i rozwarcie na 1,5cm..zalecił 3zastrzyki co pół godziny nadal na odczulenie, a później kroplówka, bo nie miałam jeszcze skurczy.. w międzyczasie dzwoniłam do męża aby przyjechał.. o 4.00 jak zjechałam na porodówkę od razu zaczęły mi się skurcze i to co 2-3minuty od razu.. po zastrzykach mimo wszystko położna dała mi kroplówkę, podłączyła pod ktg na 30minut, a później poszłam pod prysznic, ale to nie dawało ulgi, później skakałam na piłce..to pomogło ale tylko przez chwilkę.. no i położna powiedziała, że jak chce to napuści mi wody do wanny i mogę sobie godzine poleżeć..powiedziałam, że chcę no i dziewczyny to mi przyniosło prawdziwą ulgę, nawet między skurczami zasypiałam..co skurcz się budziłam i ględziłam mężowi, że ja już nie dam rady, że ja zaraz umrę itp. po niecałej godzinie wyszłam i położna zbadała rozwarcie było na 4palce...po 15minutach już mnie tak zaczęło boleć, że mąż poszedł po położną, zbadała rozwarcie i tu już na 8palcy..no a jak przyszła za kolejne 10minut to było praktycznie całe tylko gdzieś tam jeszcze trzymało..no i trzymało ponad godzinę.. no a jak zaczęły mi się bóle parte to darłam się im tam, że zrobię zaraz kupę położna trafiła mi się ogólnie przecudowna! Ja już dawno byłabym wyprowadzona z równowagi, a ja tam pieprzyłam 3 po 3, a ona do mnie gadała i mnie uspakajała.. no i mąż był dla mnie wielkim wsparciem! nie wiem jak dałabym sobie radę bez niego! około 11.30powiedziała mi, że już jesteśmy przy końcu, że góra dwie godzinki i Alanek będzie z nami.. ;-) bo zaczęły mi się parte, a od rozpoczęcia partych nie może trwać poród więcej niż 2 godziny.. no i tu była masakra, bo ja parłam, tzn. tak mi się wydawało, a położna mówiła mi, że nie prę.. zadzwonili po pediatrę i ginekologa, bo miałam nacinane krocze i musiał mnie zszyć.. męczyłam się i męczyłam, a tutaj nic, bo ponoć nie parłam..a do tego mnie denerwowało jak mi mówili, no Asiu jeszcze jeden skurcz góra dwa i będzie po wszystkim i tak z 10razy..myślałam, że ich zabije! w pewnym momencie jak dostałam kolejnego skurczu podszedł do mnie ginekolog i przycisnął mi brzuch, a położna wyciągnęła małego..normalnie tak za głowę chwyciła i wyciągnęła..no ale ja poczułam wielką ulgę! no i o 12.50 Alanek był z nami;-) A jak położyli mi małego na brzuchu to to dla mnie była najpiękniejsza chwila ;* A. odciął pępowinę chociaż nie wiem jak, bo tylko przecierał oczy ;-) ja się nie popłakałam, ale świeczki w oczach były.. od odejścia wód poród trwał 10godz.50min., no a same parte 1godz.25min. ... no ale jak rodzłam łożysko to położna powiedziała, że super prę i szkoda, że wczesiej tak nie parlam.. no ale dla mnie to było straszne przeżycie i jak w ogóle zdecyduje się na kolejne dziecko to przez cc;-) no a położna mi później jeszcze powiedziała, że ja miałam gorzej rodzić, ponieważ było jakieś ułożenie potyliczne chyba, no ale ogólnie chodziło o to, że było główką odwrócone, ale odwrotnie niż zwykle..
no a Alanek ważył 3770g i 56cm. Wielkoludek no i się rozpisałam ;-)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
Po przeczytaniu opisu porodu zony admina ostanowiłam napisac o swoim.
Pierwsze trzy dni po porodzie były dla mnie i meza najwspanialszymi dniami w zyciu. Po długim staraniu sie i jednym poronieniu w koncu udlao mi sie urodzic zdrowe dziecko (tak przymnajmniej myslałam przez te trzy dni) Ale zacznijmy od poczatku:
Od 38 tygodnia mialam skurcze tzw przepowiadajace. Dwa razy trafiłam z tego powodu do szpitala, a raz to juz mnie na porodowke chcieli klasc bo skurcze mialam cala noc i nad ranem wygladalam koszmarnie. Jak zglosilismy sie na izbe to polozna powiedziala ze nie musze nic mowic bo widac po mnie ze rodze, ale jak mnie doktor zbadala to sie okazalo ze rozwarcie sie nie robi wiec wyslali mnie na patologie ciazy na obserwacje. Do 15 meczyly mnie skurcze, na ktg pisaly sie co dwie minuty, bolesne jak cholera, a rozwarcia brak. Az o 15 wszystko ustało i po trzech dniach wypuscili mnie do domu. I tak meczyło mnie jeszcze dwa tygodnie. % marca od 12 mialam skurcze co 5 min. ale ze dla mnie to nie była nowosc to stwierdzilam ze nie jade do szpitala. Zmienilam zdanie gdzies kolo 14.30 bo byly coraz mocniejsze. Do szpitala zajechalismy gdzies kolo 15.30. Zbadala mnie polozna i powiedziala ze rozwarcie nie rosnie! No i pomyslalam pewnie znow mnie odesla do domu, no ale kazala poczekac na lekarza. Przyszedl mlody lekarz i najpierw wzial mnie na usg. Gdy tak lezalam a on robil jakies pomiary, angle zapytał kiedy mialam ostatnio usg i czy wszystko byo dobrze? No to zapytalam przestraszona czy wszysto ok a on mi na to ze nie mam wod plodowych i musze zostac w szpialu. Poprostu mi zanikły!
Kolo 17 trafilam na porodowke, przyszedl lekarz głowny dyzurny i powiedzila ze jak nie bedzie roslo rozwarcie to pojde na patlogie. Zostawili mnie i meza i poszli do innych pacjentek!
Wrocił doktor o 18:50 zbadal mnie i powiedzial ze rodzimy bo sa 4cm rozwarcia i poczulam wielka ulge ze w koncu sie zacznie a moj dwu tygodniowy koszmar sie skonczy. Przebił mi od razu pecherz bo powiedzial ze w takim tempie do do jutra bede rodzic. Wod polecialo bardzo malo! No i sie zaczeło, skurcze coraz mocniejsze, szyjka twarda nie chciala zrobic sie miekka, skurcze coraz gorsze a polozna do mnie powiedziala ze mala ma problem z przejsciem bo nadal szyka twrda i jak chcem to moga mi podac lek zeby szybciej zmiekła ale skurcze beda dluzej trwały, zgodzilam sie bo chcialam miec to za soba, a skurcze byly coraz dluzsze az w koncu nie bylo przerwy miedzy jednym a nastepnym i tak o 22:30 urodziła sie moja córcia. Potem juz było dobrze nic nie bolało, nawet jak mnie szyli. A i tu nie obyło sie bez problemow bo powiedzial mi lekarz ze ma problem z szyciem bo gdzie sie nie wbije tam leci krew bo tak ukrwiona jestem. No ale sie udalo i po godzinie bylismy na oddziale polozniczym. I do wypisu bylo spokojnie.
Na 3dobe poszlismy do domu i Tu sie zaczeło! Wieczorem zauważyłam ze mala ma drgawki, od razu zadzwoniłam do szpitala, kazali poczekac do rana i przyjechac, chyba zeby sie nasiliły to przyjezdzac od razu. Mala wpadla w taki ryk ze postanowilismy 0 4 rano ze jedziemy. Tam ja badali, pobierali krwe na badani, ale nikt nie potrafił powiedziec co sie dzieje, podejrzewali zakazenie - sepse. Podczas badan wpadla w bezdech, ja juz wpadlam w histerie bo wiem czym to sie moglo skonczyc. Miala rozne badania i rozni lekarze ja badali ale nikt nic nie wiedzial, wylkuczyli zakazenie. Wysłali ja na tomografie głowy i po kilkudniowym okresie niepewnosci okazało sie ze mala miala udar niedokrwienny w wyniku czego doszlo do niedotlenienia. W koncu wiedzilismy co jej dolega, ale chyba wolałam inna diagnoze! Na szczescie w tej chwili wszystko jest dobrze, mala jest usmiechieta, dobrze sie rozwija. Musimy jezdzic na kontrol i rehabilitacje.Dni pelne strachu, zmeczenia, podaczas ktorych nic nie jedlismy, nie spalismy mamy za soba, taka mam nadzieje! Choc przed nami jeszcze dwa miesiace niepewnosci, bo ponoc skutki niedotlenienia pojawiaja sie wlasnie w 3 i 4miesiacu zycia!
Jeszcze zapomnialam wspomnie c ze gdy rodzilam na sali obok polozono mloda dziewczyne ktora rodzla wczesniaka w 22 tygodniu. Strasznie plakala i krzyczala, a nam chcialo sie palkac razem z nia! Z jednej strony sie cieszylismy ze nasza niunia sie rodzi a z drugiej bylo nam zal tej kobiety!
Wiem ze ta dziewczynak zyje i ma sie w miare dobrze (jak na 22 tydzien) ale napewno jeszcze wiele przed nimi!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
Jej, poplakalam sie, naprawde 😞 Bardzo wzruszajace te Wasze historie 😞
My mielismy termin na 2-go lutego. Tu w Anglii pozwalaja na 2 tgodnie po terminie (przy zdrowej ciazy) zanim zdecyduja sie porod wywolac. Tak sie zlozylo, ze swoja ostatnia wizyte u poloznej mialam doslownie chyba dzien przed wyznaczonym terminem, jesli nie w tym dniu. Wtedy polozna powiedziala mi, ze jesli nic sie nie wydarzy przez tydzien, moge miec masaz szyjki, ktory zazwyczaj pomaga wywolac/przyspieszyc porod. W poniedzialek milal tydzien i wtedy tez mialam dzwonic, zeby umowic sie na ten masaz. Ale w poniedzialek wczesnym rankiem obudzily mnie lekkie bole podbrzusza, doslownie tak jak na okres. Jedyne co mnie zaalarmowalo to to, ze bol pojawial sie w regularnych 5-o minutowych odstepach. Wiedzialam, ze to musi byc juz cos, bo do tej pory miewalam tylko skurcze braxton hicks, a te byly jednak inne. Zadzwonilam do szpitala, zeby ich poinformowac i poradzic sie odnosnie tego masazu szyjki. Powiedziano mi, ze teraz wszystko jest na dobrej drodze, ze niekoniecznie musze miec masaz robiony, zebym dala skurczom troche czasu. W szkole rodzenia mowili nam, ze nie ma sie co spieszyc do szpitala i ze lepiej ten czas spedzic tam, gdzie czujemy sie komfortowo, w domu. Radzili, zeby do szpitala jechac jak juz bole stana sie nieznosne. Moje bole byly lagodne, wiec nie martwilam sie tak bardzo, tylko cierpliwie czekalam, starajac sie zjesc cos w miedzyczasie, zeby miec sile. Bole pomalu zaczely sie nasilac, ale odstepy miedzy nimi byly nieregulane. Ja dalej cierpliwie czekalam, ale juz po polnocy powiedzialam mezowi, ze bol jest juz nieznosny i ze chyba czas jechac do szpitala. Zanim wsiedlismy do auta, zadzwonilismy do nich, zeby sie nas spodziewali. Odebrala jedna z poloznych (ona pozniej tez odbierala nasz porod) i powiedziala, ze jesli skurcze nie sa srednio co 5-4 minuty, to ona nie bedzie mogla mnie zostawic na odziale. Ale ja chcialam, zeby mnie ktos zbadal, wiec i tak do szpitala pojechalismy o tej 1-szzej w nocy. W szpitalu na odziale cisza jak makiem zasial, totalni..Ta sama polozna zbadala mnie, niestety okazalo sie, ze rozwarcie jest tylko na 1cm, ale zdecydowalam sie na masaz szyjki skoro i tak juz tam bylam. Po tym bylismy juz w dordze powrotnej do domu. Maz doradzil mi sie polozyc i sprobowac przespac nieco, wiec postanowilam ze sprobuje jakos zmruzyc oko. Nie spalam od 5tej rano a jednak podekscytowanie i stres nie pozwolily mi spac spoojnie. Polozylam sie..i w sekundzie jak sie polozylam zlapal mnie surcz - ale jaki! Poniewaz nie bylam na to w ogole przygotowana (z takim nasileniem) zaczelam krzyczec z bolu. Pare skurczy minelo, zanim przyzwyczailam sie do tego, ze musze 'oddychac', zeby byc w stanie jakos przez to przejsc. Bolalo strasznie, ale ucieszylam sie, bo bole byly co 4 min! Zadzwonilismy wiec znow do szpitala, ale tam polozna powiedziala mi, ze to bardzo dobrze,ze skurcze sa z taka czestotliwoscia i tak silne, ale...trwaja one za krotko; ze szyjka otwiera sie srednio pol centymetra na godzine (przy takich bolach - srednio), ze jak tak bedzie caly czas, to rano moge znow dzwonic i wtedy powinnismy juz byc znacznie blizej. A w miedzy czasie poradzono mi, zebym brala paracetamol, jako ze nie szkodzi on dziecku, i ciepla kapiel, bo ta z kolei dziala lagodzaco na bol. To tyle co sama moglam w domu zrobic, zeby sobie pomoc. Wiec o 2giej w nocy malzonek szykowal dla mnie kapiel i razem odliczalismy godziny do nastepnej dozy paracetamolu. Nie zmruzylam oka przez 24 godziny. Rano odstepy miedzy bolami zaczely sie zwiekszac, ale i tak zadzwonilam do szpitala. Uslyszalam to samo, co w nocy - skurcze musza byc srednio co 4 min. Bylo mi przykro, ze nie chca mnie przyjac do szpitala. W domu mialam sie czuc niby komfortowo, a czulam sie totalnie niepewnie. Co gorsze, nie wiedzialam nawet jak sie dzidzia ma. Poplakalam sie (tym razem juz nie z bolu fizycznego) i poprosilam meza, zeby mi znow przygotowal kapiel i paracetamol. Czulam sie taka bezsilna i mialam wrazeni, ze jednyna osoba ktora chce mi pomoc, to moj maz - a on nie mogl. Bole znow zaczely sie robic czestsze..Kochany mezus przyniosl mi jeszcze grzanki z dzemem, ale jak mialam je jesc, gdy jak tylko ugryzlam skurcz przychodzil a ja musialam 'oddychac', do tego stres.. Siedzialam w wannie do godziny okolo 14-tej. Dzwonialm nawet do mamy w Polsce i ona juz sama nie mogla mnie sluchac, bo bala sie ze zaraz tam urodze. Nie potrafilysmy prowadzic normalnej rozmowy, bo bole byly juz praktycznie co 3-4 minuty. Mama mnie pogonila i powiedziala, ze mam sie nie wyglupiac i dzwonic do szpitala, bo naprawde urodze w domu. Zadzwonilam wiec jeszcze raz na odzial i znow jedna z poloznych probowala sie mnie 'pozbyc'. Powiedzialam wtedy (juz niezle zdenerwowana), ze na pierwsza wizyte w bardzo wczesnych tygodniach ciazy przysylaja polozna na wizyte domowa, kiedy sama przeciez spokojnie moglabym do szpitala pojechac, a teraz ja rodze,boli mnie jak nie wiem, jestem po terminie ponad tydzien, nikt nie sprawdzi nawet jak sie ma moje dziecko i do tego nie pozwalaja mi do szpitala przyjechac. Powiedzialam stanowczo, ze albo przysla nam do domu kogos, kto sprawdzi rozwarcie i stan dziecka a jesli nie - to ja jade do szpitala i zostaje tam, koniec i kropka. Powiedziala mi, ze niestety nie maja nikogo wolnego w danej chwili i zebym przyjechala. Jak sie rozlaczylam pojawilo sie nieco krwi, wiec juz w ogole mielismy 'wymowke', zeby nas przyjeli. Po przyjezdzie przyszla polozna z praktykantka sprawdzic rozwarcie. Nie mialam nic przeciwko temu, bo bylo mi juz i tak to obojetne. Cieszylam sie jak nie wiem, ze bylam w szpitalu! I to juz na pewno nie dlugo. Nie byly pewne czy bylo 8 czy 6 cm, wiec zawolaly jeszcze jedna babeczke. W miedzyczasie wanna do porodu (ogromna byla) byla czyszczona, wiec wiedzialam, ze bedzie dla mnie dostepna (jako na planie porodu zaznaczylam, ze chcialabym porod w wodzie). Rozwarcie potwierdzili mi na 6cm i pamietam do dzis jak sie spytalam czy moge zostac w szpitalu. Polozna powiedziala z usmiechem, ze oczywiscie, ze ja juz nigdzie nie ide az do porodu 🙂 Tak mi ulzyo! Poczulam sie o niebo lepiej, bo wiedzialam, ze mam opieke przy sobie w razie jakby sie cos dzialo. Zreszta musze zaznaczyc, ze personel ktory sie mna opiekowal by bardzo przyjazny i zyczliwy, i na pewno ogromnie mi pomogl swoim nastawieniem i zachowaniem. Przeniesli nas do osobnego pokoju, zproponowali jedznie, picie, dali mi w koncu gaz (och, on tez mi pomogl!) no i czekalismy az wanna sie napelni. W miedzyczasie moje skurcze zdecydowaly znow zaczac rozchodzic sie w czasie..., ale szlismy do przodu. Byl juz wieczor. W koncu moglam isc do wanny...Tam tylko przycmione kolorowe lampki swiecily, polozna do mnie przychodzila, rozmawiala ze mna pomiedzy skurczami. Na odziale bylo cicho i tak milo spokojnie.... Mezus prawie kimal, taki byl padniety, ja nie spalam juz 32-ga godzine. Poniewaz te moje skurcze niebardzo wspolpracowaly postanowiono, ze bede miala przebijany pecherz, bo to tez zazwczyaj przyspiesza akcje. W zaleznosci od koloru wod bede mogla wrocic do wody albo nie. Na szczescie wody byly czysciutkie a do tego tetno dzidzi (od momentu jak sprawdzili je po raz pierwszy), bylo bardzo stabilne. Wrocilam zatem do wanny. okolo godziny 22 poczulam inny rodzaj bolu, poczulam potrzebe parcia - zaczelo sie. Zawolalismy polozna, okazalo sie ze rozwarcie jest juz na 10cm, czyli dzidzia jest juz gotowa 😆 Pamietam jeszcze jak mowily mi, ze przed polnoca powinnam juz byc mama 🙂 No wlasnie powinnam....Pchalam i pchalam, i pchalam - nic sie nie dzialo 😞 Powiedziano mi, ze jesli chodzi o porod w wodzie to zezwalaja na parcie tylko ok 2-ch godzin i nie wiecej, wiec musialam wyjsc z wody i probowac pchac 'na sucho'. Niestety, dalej nic. Przyszla inna polozna czy jakas lekarka i powiedziala mi, ze ze wzgledu na ten brak postepu, musza mnie przewiezc na odzial szpitaly (bo wszystko dzialo sie na oddziale polozniczym, nieco sie rozni od szpitalnego) i tam beda musieli mnie podpiac pod kroplowke i byc moze nie obejdzie sie bez kleszczy badz proznociagu - w zaleznosci od postepu. No i raczej mam sie przygotowac na ciecie (bo w tym szpitalu raczej wola pekniecie, ciecie jesli konieczne). Mi juz bylo obojetne jak urodze, byle bym urodzila. Przewiezli mnie (dystans doslownie dlugosci korytaza, wiec nie tak zle). Tam dostalam kroplowke, ktora od razu zmienila moje skurcze. Byly zdecydowanie mocniejsze i przy nich mozna bylo przec! Tetno dzidzi caly czas pozostawalo takie samo, mocno serduszko bilo. W ktoryms momencie pamietam tylko jak mi powiedziano, ze robia zastrzyk znieczulajacy przed nacieciem, a pozniej pamietam tylko ten rozrywajacy bol, musialam krzyknac...Wiedzialam, ze glowka juz wyszla i wtedy juz bylam spokojna, bo pamietalam z filmu o porodzie, ze jak juz glowka jest, to tak naprawde jest juz po wszystkim, bo reszta jest bez porownania. I tez tak bylo. Jeszcze jedno parcie i dzidzia byla z nami. Nie znalismy plci, wiec mozecie sobie wyobrazic jaka juz bylam zniecierpliwiona, zeby sie dowiedziec kogo mamy! Pamietam, ze sie dopytywalam...i pamietam jak mi powiedziano: 'Yes, it's a boy' 😉 W srode nad ranem, 11-go lutego o godz. 01:21 urodzil sie nasz kochany synus Oskar, 3660 i 51cm 🙂 Dostal 9 pkt ze wzgledu na kolor. Mi dali zastrzyk przyspieszajacy dostarczenie lozyska, po minucie mialam juz ostatni skurcz. Pozniej tatus pilnowal synusia i go podziwial a mnie obok w tym samym pomieszczeniu zszywali. Niestety oprocz ciecia mialam tez rozdarcie 3go stopnia, wiec jesli cos wspominam nie za przyjemnie, to wlasnie samo zszywanie 😞 Nawet w nocy obudzil mnie moj wlasny krzyk, wlasnie przez to szycie. Wiem, ze znow poczulam ten 'szarpiacy' bol :/ Nie wiedzialam czy mi sie moze snilo, ale babeczke z lozka obok potwierdzila krzyk w nocy ☺️
Oskarek ma dzis 2 latka i 3 m-ce, a ja sama bardzo czesto wracalam i wracam wspomnieniami do momentu, kiedy przyszedl na swiat. Na szczescie to nie bol pamietam i chcialabym przezyc to jeszcze raz...choc moze nieco krocej 😉
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • Mamusie
to ja przekleję opis swojego porodu z innego forum

leżałam kilka dni w szpitalu bo minął już termin a nic się nie działo
w poniedziałek 24.01 ok 10 zadecydowano, że nie ma na co czekać i należy indukować poród
po pół godzinki trafiłam już pod dozownik z oxytocyną a za jakieś 15 minut był już przy mnie mój mąż
skurcze, ale takie naprawdę delikatne zaczęły się o godz. 11 i do 13 był luzik
lekarze i położne bardzo miłe, przychodziły co jakiś czas pytały czy wszystko dobrze i zagadywały
minusem porodu indukowanego jest to że leży się pod ta "kroplówką" i niestety zabawy np przy drabinkach czy na piłce są raczej nie możliwe
leżałam cały czas na łóżku a odłączały mnie od ktg tylko jak mówiłam że chce siusiu albo przejść się chwilkę
o 13:50 lekarz przebił pęcherz i wtedy zaczęłam odczuwać silniejsze skurcze
zaczynałam z rozwarciem 2cm i pomału robiło się większe
o 16 położna zapytała czy chce lewatywę i dala mi godzinkę na prysznic
jak już wróciłam na salę to zaczęły się 2 godziny najmocniejszych skurczy jęczałam w poduszkę i bałam się każdego następnego skurczu
już nie mówiąc o badaniu rozwarcia podczas skurczu - no niestety rozumiem że tak trzeba bo dziecko rodzi się w skurczu ale i tak jak widziałam zbliżającą się położną mówiłam "nie nie proszę nie teraz ..."
o 19 zaczęły się parte - podczas zmiany dyżuru ehhhh
wiec przetrzymały mnie jeszcze 15 minut a następnie kazały przeć
po kilku parciach podeszła młoda dr i stwierdziła macając brzuch że dziecko jest na pewno dużo większe niż wynika z usg (ok 3300) i że jak przy kolejnym parciu mała nie wyjdzie to trzeba będzie naciąć - no i nacięły (nic nie czułam) a mała wyszła zaraz po tym 19:35
ważyła 3350 ale miała rączkę zgiętą w ramieniu dlatego nie chciała wyjść

położono mi ją na brzuszek, ja i mąż płakaliśmy razem z nią
była śliczna, różowiutka i miała mega gęstą czuprynkę a oceniona na 3x10 pkt
pamiętam że mówiłam później do niej "nie płacz malutka mi tez się tu nie podoba ale nie długo będziemy w domku"

a jaka była w tym wszystkim rola mojego męża - najważniejsza
był przy mnie cały czas, mówił do mnie, rozśmieszał w skurczach, mówił że zaraz będzie dzidzia,
jak źle oddychałam to mnie poprawiał, głaskał po przedramieniu w trakcie skurczu a to mi bardzo pomagało, był po prostu niezastąpiony
gdyby nie on to na pewno nie mogłabym powiedzieć, ze poród to fantastyczne przeżycie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a ja znowu popłakałam się czytając opisy porodu.. ech 🙂
Honoratka widzę, że Twoja Anastazja ma taką czuprynę jak mój Alan ;-) z tym, że Ty masz córcie 😁 a my z mężem się śmiejemy, że do roku to on będzie miał włosy do pasa, hahahha 😁
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
Mój drugi poród, w porównaniu do pierwszego który był bardzo cięzki i trwał 28 godzin, naprawde przeszedł szybko i sprawnie. Ledwo juz chodziłam wszystko mnie bolało i poprosiłam męza o to zeby "jakoś "wpłynął na przyspieszenie porody. To była godzina 14 a o 15 juz zaczeły mi wody odchodzić. Mąż sie spisał na medal. spokojnie i pomalutku pojechalismy na oddział i o 17 juz leżałam na porodówce . bóle zaczeły sie o 19 a o 00.25 urodziłam już dużego zdrowego synka. o bólu nie pisze bo juz go nawet nie pamietam, dla mnie to jest najcudowniejsza chwila jaką mogłam przezyc. zarówno przy pierwszym jak i drugim porodzie czułam sie najszczesliwszą kobietą na ziemi 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
wesa napisał(a):
Mój drugi poród, w porównaniu do pierwszego który był bardzo cięzki i trwał 28 godzin, naprawde przeszedł szybko i sprawnie. Ledwo juz chodziłam wszystko mnie bolało i poprosiłam męza o to zeby "jakoś "wpłynął na przyspieszenie porody. To była godzina 14 a o 15 juz zaczeły mi wody odchodzić. Mąż sie spisał na medal. spokojnie i pomalutku pojechalismy na oddział i o 17 juz leżałam na porodówce . bóle zaczeły sie o 19 a o 00.25 urodziłam już dużego zdrowego synka. o bólu nie pisze bo juz go nawet nie pamietam, dla mnie to jest najcudowniejsza chwila jaką mogłam przezyc. zarówno przy pierwszym jak i drugim porodzie czułam sie najszczesliwszą kobietą na ziemi 🙂

I pewnie bylas Wesus 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
Poród... Jak to poród 😉 Podczas mojego nic specjalnego się nie wydarzyło, oprócz tego, że przyszła na świat moja ukochana córeczka 😁 Po północy zaczęły się skurcze, o 5 dotarliśmy do szpitala a o 8.45 Ula była już na świecie, to tak w skrócie dużym 😆 Nie było tragedii ale i lekko nie było, w pewnym momencie, zanim dostałam znieczulenie skurcze były tak bolesne, że w ich trakcie nie wiedziałam co ze sobą zrobić i nie dałam rady przeponowo oddychać, choć przy każdym się starałam... Jak już dostałam znieczulenie, to było fajnie, wręcz gotowa byłam drzemkę sobie uciąć 😜 ale trzymałam rękę na brzuchu, żeby wiedzieć kiedy skurcz i dotleniać Maleńką odpowiednio oddychając. Z tym znieczuleniem to jakąś godzinkę był luzik, a potem znów skurcze zaczęły boleć, ale nie zdąrzyłam dostać drugiej dawki, bo zaczęły się skurcze parte... Byłam zaskoczona że tak one wyglądają 😮 Przyszła położna i parłyśmy, bardzo fajnie mnie instruowały i wspierały babeczki. Kilka skurczy (nie pamiętam ile, trzy czy cztery) i Maleńka wyszła na świat 🤪 Dali mi ją na brzuszek na chwilę, była taka mięciutka, ciepła, ruchliwa i śliska... no i piękna oczywiście 🙂 Potem ją zabrali "na przegląd" a mnie pan doktor zszywał (trochę ponad godzinę mu to zajęło...). A na sali poporodowej Córcię mi przywieźli już jakoś po 20-30 minutach i była cały czas ze mną.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
W sumie to nie wiem, czy w dobrym miejscu mój wcześniejszy wpis zrobiłam, bo poród wspomagany oksytocyną (dowiedziałam się dopiero później od mojego męża, że mi ją podłączyli, a ja naiwnie myślałam, że o takie rzeczy to pytają...) i ze znieczuleniem to nie do końca naturalny...

Marzy mi się, żeby mój drugi poród był w pełni naturalny, mam nadzieję, że mi się uda. Najchętniej w domku 🙂 Mój mąż sceptyczny do tego pomysłu, bo od razu myśli o tym co by było, gdyby się okazało, że coś w trakcie pójdzie nie tak. Ale ja wiem, że do takiego domowego porodu są bardzo restrykcyjne kwalifikacje, nikt nie chce brać na siebie odpowiedzialności, gdy w ciąży widać, że coś może pójść nie tak podczas porodu. Wiadomo zawsze może coś wyniknąć niespodziewanego, ale ja i tak bym chciała domowy, naturalny poród przeżyć... Jednak póki co, nawet w drugiej ciąży jeszcze nie jestem, więc kwestia pozostaje do późniejszego przemyślenia, a teraz to tylko takie teoretyczne dywagacje 🙂

Jest może jeszcze jakaś Mama na mamusiach, która myśli o domowym porodzie, a jeszcze lepiej taka, która taki przeżyła i chciałaby podzielić się doświadczeniem? 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
No organizm też przecież wytwarza oksytocynę podczas porodu, ale ingerencja chemiczną oksytocyną to jak dla mnie nie jest już w pełni natura 🙂

martucha, a dlaczego z oksytocyną bardziej boli?

koraliku dla mnie też zdrowie dzidzi najważniejsze, ale u mnie pierwsza ciąża przebiegła bez żadnych komplikacji, tak samo poród, więc rozważam taką opcję.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moj pierwszy porod zaczal sie naturalnie wieczorem ok 20 i trwal cala noc i po 7 dali mi oksytocyne i urodzilam o 8:05 a drugi mialam wywolywany oksytocyna i o 8 dostalam i o 10:10 juz urodzilam.wiec pierwszy porod mozna powiedziec ze byl naturalny a drugi wywolywany i 100razy bardziej bolal od naturalnego.a dlatego bardziej boli bo wszystko jest "na sile"wywolywane a naturalny wszystko odbywa sie powoli w swoim czasie ja to tak rozumiem
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
Asiula napisał(a):
W sumie to nie wiem, czy w dobrym miejscu mój wcześniejszy wpis zrobiłam, bo poród wspomagany oksytocyną (dowiedziałam się dopiero później od mojego męża, że mi ją podłączyli, a ja naiwnie myślałam, że o takie rzeczy to pytają...) i ze znieczuleniem to nie do końca naturalny...

Marzy mi się, żeby mój drugi poród był w pełni naturalny, mam nadzieję, że mi się uda. Najchętniej w domku 🙂 Mój mąż sceptyczny do tego pomysłu, bo od razu myśli o tym co by było, gdyby się okazało, że coś w trakcie pójdzie nie tak. Ale ja wiem, że do takiego domowego porodu są bardzo restrykcyjne kwalifikacje, nikt nie chce brać na siebie odpowiedzialności, gdy w ciąży widać, że coś może pójść nie tak podczas porodu. Wiadomo zawsze może coś wyniknąć niespodziewanego, ale ja i tak bym chciała domowy, naturalny poród przeżyć... Jednak póki co, nawet w drugiej ciąży jeszcze nie jestem, więc kwestia pozostaje do późniejszego przemyślenia, a teraz to tylko takie teoretyczne dywagacje 🙂

Jest może jeszcze jakaś Mama na mamusiach, która myśli o domowym porodzie, a jeszcze lepiej taka, która taki przeżyła i chciałaby podzielić się doświadczeniem? 🙂

Ja mialam podany tylko gaz i ten mi jakos chyba pomogl. Natomiast osobiscie nie zdecydowalabym sie na porod domowy. Naczekalam sie dlugo w domu z bolami, zeby mnie do szpitala przyjeli i wcale nie czulam sie w nim komfortowo. Bezpiecznie poczulam sie jak juz zostalam w szpitalu i mialam polozne i lekarzy w razie czego w poblizu. I cale szczescie! Za duza jestem panikara, a czas jest kluczowy...Jakby tak cos bylo nie tak i potrzebna bylaby szybka interwencja - no jakos sobie tego nie wyobrazam organizacyjnie, nie mowiac o stresie chyba jeszcze wiekszym niz jakbysmy juz byli w szpitalu. Wiem, ze kobiety sie decyduja na porod domowy i mile wspominaja, ale to jednak zdecydowanie nie dla mnie, nie 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

martucha25 napisał(a):
porod z oksytocyna jest chyba jeszzce bardziej naturalny niz bez bo dwa razy bardziej boli 😮 😮 mialam podane dwie dawki oksy i skurcze przez 8 h wiec wiem comowie 😁 🤢


Marta nie masz porównania:P
Ja przy Kubie miałam podawaną oksy przez prawie 6 h!! przy Matiku wcale.. a nie wydaje mi się, żeby ten drugi poród był mniej bolesny.. w dodatku dłuższy (o 6 godz) .. jedyna różnica (podstawowa) to moje podejście - przy pierwszym siałam panikę, nie wiedziałam co się dzieje, nie umiałam skupić się na oddychaniu. Przy drugim - świadomiej i spokojniej 🙂 w każdym razie wpływu oksy na siłę skurczy nie zanotowałam:P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
MadziuW ja wiem, że poród w domu nie dla każdego, a ja właśnie czuję, że to może być coś dla mnie. Ale to jeszcze będzie zależało od przebiegu kolejnej ciąży, tego czy znajdę odpowiednią położną, czy przejdę kwalifikację do takiego porodu i od zgody mojego męża 🙂

Joanna2236 też mi się tak wydaje. w szpitalach przyspieszają niekoniecznie, żeby pomóc kobiecie, ale chyba żeby szybciej mieć to z głowy, zwłaszcza gdy obłożenie rodzących duże... A wczoraj czytałam o ochronie krocza podczas porodu i żeby było "bezpieczniejsze" to wręcz należy powstrzymywać kobietę od parcia, żeby skurcze same wypchnęły powoli główkę, i powinno się to odbywać w pozycji pionowej a w szpitalach co? Przyj! przyj! i to na półleżąco... i krocze ciach...
...a najnowsze badania wskazują, że nacinanie wcale nie chroni krocza (notabene jak można chronić coś uszkadzając to 😮 ), że wręcz gorzej to się goi, są większe obrażenia, naraża bardziej na infekcje, powoduje większy ból później przy powrocie do aktywności seksualnej niż samoistne pęknięcie, które w znaczącej większości przypadków jest niewielkie i dużo mniej szkodliwe dla kobiety... ech... życie... bo dużo łatwiej chlasnąć niż popracować nad tym, żeby ochronić tłumacząc to przestarzałymi argumentami o wspomaganiu dziecka i ochroni kobiety przed większymi obrażeniami...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
jak tak czytam o Waszych porodach, to moj naprawde byl jak "pikus"
termin mialam na 19go grudnia. po terminie umowiono mnie na wizyte do szpitala, zeby wzruszyc czopa. nie nalezalo to do przyjemnosci, no ale.... 😉 pamietam jak dzis, ze polozna o 15tej 23go naruszyla mi czopa i powiedziala, ze jakby to nie pomoglo, to mialam juz zapisany termin wywolania na 28-go grudnia.
wlasciwie od razu po tej wizycie w szpitalu zaczelam sie czuc inaczej. zaczelam lekko krwawic, wiec wiedzialam juz juz wlasciwie cos zaczyna sie dziac.
o 3 w nocy obudzilam sie z bolu i wlasciwie od wtedy zaczely mi w miare regularne co 5 min bole. kolo 7 rano nadal bole byly co 5 min, zadzwonilam do szpitala, kazali wejsc do wanny, wziac paracetamol ( 😉) i jesli nie przejdzie, to jeszcze raz zadzwonic. nie przeszlo, zadzwonilam. stwierdzili, ze mam przyjechac wtedy, kiedy bede czula, ze bole sa nieznosne. ptak wiec przeczekalismy do ok.9 moze po 9tej. w kazdym razie przyjechalismy do szpitala , wszyscy byli bardzo mili, zostala nam przydzielona bardzo mila polozna i przytulny pokoik z lazienka.
po wstepnym wywiadzie polozna spytala, czy mielibysmy ochote na porod w wodzie. nie bylam pewna, ale kiedy pokazali nam sale z ta wielka wanna, czulam, ze chce tam wejsc 🙂
o 11.45 wanna byla "gotowa do uzytku" moj M mial do dyspozycji krzeselko na kolkach i mogl byc wszedzie dookola wanny. w pokoju caly czas byly 2 polozne. poczatkowo bole ustapily i oboje zaczelismy sie smiac, ze chyba nas przegonia, bo mnie nic nie boli. ale pozniej sie zaczelo!!!!!
bolalo baaaardzo, ale rozwarcie szlo bardzo szybko. mialam kryzys i chcialam wyjsc z wanny, bo powiedzialy ze w wodzie nie moge dostac nic oprocz gazu, a ja juz mialam dosc. jednak kiedy mnie zbadaly, powiedzialy, ze nie oplaca mi sie wychodzic z wody, bo mala zaraz sie urodzi, a jak wyjde to wszystko sie przedluzy. w kazdym razie jakos dalam rade, podobno mala wyskoczyla ze mnie jak z procy a za nia krew - jak kometa 😉 🙂
corcia urodzila sie 24go grudnia o godz15.00, nie popekalam, nie cieli mnie. a w domu zdazylam na kolacje wigilijna z rodzina, bo wypuscili mnie po 2 godzinach. 🤪
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
kasiak, gdy przeczytałam, że 24. grudnia rodziłaś to sobie pomyślałam "o, to Święta w szpitalu spędziła" a zaraz potem czytam, że po dwóch godzinach w domu byłaś 😜 Faktycznie "spokojny" poród miałaś, przynajmniej tak go opisałaś 🙂 Gratuluję 😁
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
Asiula napisał(a):
MadziuW ja wiem, że poród w domu nie dla każdego, a ja właśnie czuję, że to może być coś dla mnie. Ale to jeszcze będzie zależało od przebiegu kolejnej ciąży, tego czy znajdę odpowiednią położną, czy przejdę kwalifikację do takiego porodu i od zgody mojego męża 🙂

Joanna2236 też mi się tak wydaje. w szpitalach przyspieszają niekoniecznie, żeby pomóc kobiecie, ale chyba żeby szybciej mieć to z głowy, zwłaszcza gdy obłożenie rodzących duże... A wczoraj czytałam o ochronie krocza podczas porodu i żeby było "bezpieczniejsze" to wręcz należy powstrzymywać kobietę od parcia, żeby skurcze same wypchnęły powoli główkę, i powinno się to odbywać w pozycji pionowej a w szpitalach co? Przyj! przyj! i to na półleżąco... i krocze ciach...
...a najnowsze badania wskazują, że nacinanie wcale nie chroni krocza (notabene jak można chronić coś uszkadzając to 😮 ), że wręcz gorzej to się goi, są większe obrażenia, naraża bardziej na infekcje, powoduje większy ból później przy powrocie do aktywności seksualnej niż samoistne pęknięcie, które w znaczącej większości przypadków jest niewielkie i dużo mniej szkodliwe dla kobiety... ech... życie... bo dużo łatwiej chlasnąć niż popracować nad tym, żeby ochronić tłumacząc to przestarzałymi argumentami o wspomaganiu dziecka i ochroni kobiety przed większymi obrażeniami...

Asiu - pewnie, ze tak. Jak tylko ciaza prawidlowo przebiega, nie ma przeciwskazan, masz naprawde dobra poozna i zgode meza ( 😉) to czemu nie. No i oczywiscie jesli tylko TY SAMA czujesz sie z tym komfortowo - to i zdrowie dzidzi i Twoje najwazniejsze. Kazdy po prostu jest inny 🙂 Ale zaloze sie, ze te babki co rodzily w domu dobrze i milo wszystko wspominaja 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się

Komentowanie zawartości tej strony możliwe jest po zalogowaniu



Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...