Skocz do zawartości

PORÓD NATURALNY | Forum dla mam


Rekomendowane odpowiedzi

  • Mamusie
Kasiak - no to faktycznie, mozna powiedziec mialas piekny porod 🙂
A tak przy okazji, ja sie 19go grudnia urodzilam 😉
A co do samego porodu, a raczej jego poczatku, to jak czytalam o tym, zeby czekac az bol bedzie nieznosny, paracetamol, wanna i gaz....to jakos mi sie to wszystko tak bardzo znajome wydawalo 😉 hehe 🙂 x
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 131
  • Utworzono
  • Ostatniej odpowiedzi

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

  • Mamusie
MadziaW napisał(a):
Kasiak - no to faktycznie, mozna powiedziec mialas piekny porod 🙂
A tak przy okazji, ja sie 19go grudnia urodzilam 😉
A co do samego porodu, a raczej jego poczatku, to jak czytalam o tym, zeby czekac az bol bedzie nieznosny, paracetamol, wanna i gaz....to jakos mi sie to wszystko tak bardzo znajome wydawalo 😉 hehe 🙂 x


no tak 🙂 wszystkim to samo mowia 😉
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
kasiak napisał(a):
MadziaW napisał(a):
Kasiak - no to faktycznie, mozna powiedziec mialas piekny porod 🙂
A tak przy okazji, ja sie 19go grudnia urodzilam 😉
A co do samego porodu, a raczej jego poczatku, to jak czytalam o tym, zeby czekac az bol bedzie nieznosny, paracetamol, wanna i gaz....to jakos mi sie to wszystko tak bardzo znajome wydawalo 😉 hehe 🙂 x


no tak 🙂 wszystkim to samo mowia 😉

Hehe cwaniaki :P Ale wiem, ze w moim przypadku to na pewno musialo byc tez spowodowane tym, ze mialy polozne mase robotoy i caly oddzial wypelniony, wiec na pewno na reke tez im bylo przedluzyc czas jaki przyszla mama miala by spedzic w domu. Mi jedna z poloznych powiedziala, ze w dniu kiedy urodzil sie Oskarek mialy 11 porodow! To dosc sporo nie?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
MadziaW napisał(a):
kasiak napisał(a):
MadziaW napisał(a):
Kasiak - no to faktycznie, mozna powiedziec mialas piekny porod 🙂
A tak przy okazji, ja sie 19go grudnia urodzilam 😉
A co do samego porodu, a raczej jego poczatku, to jak czytalam o tym, zeby czekac az bol bedzie nieznosny, paracetamol, wanna i gaz....to jakos mi sie to wszystko tak bardzo znajome wydawalo 😉 hehe 🙂 x



no tak 🙂 wszystkim to samo mowia 😉

Hehe cwaniaki :P Ale wiem, ze w moim przypadku to na pewno musialo byc tez spowodowane tym, ze mialy polozne mase robotoy i caly oddzial wypelniony, wiec na pewno na reke tez im bylo przedluzyc czas jaki przyszla mama miala by spedzic w domu. Mi jedna z poloznych powiedziala, ze w dniu kiedy urodzil sie Oskarek mialy 11 porodow! To dosc sporo nie?


oj faktycznie sporo 🙂 nie wiem ile mam rodzilo w tym czasie, co ja, nie mialam czasu sie zorientowac 😜
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
kasiak napisał(a):
MadziaW napisał(a):
kasiak napisał(a):
MadziaW napisał(a):
Kasiak - no to faktycznie, mozna powiedziec mialas piekny porod 🙂
A tak przy okazji, ja sie 19go grudnia urodzilam 😉
A co do samego porodu, a raczej jego poczatku, to jak czytalam o tym, zeby czekac az bol bedzie nieznosny, paracetamol, wanna i gaz....to jakos mi sie to wszystko tak bardzo znajome wydawalo 😉 hehe 🙂 x



no tak 🙂 wszystkim to samo mowia 😉

Hehe cwaniaki :P Ale wiem, ze w moim przypadku to na pewno musialo byc tez spowodowane tym, ze mialy polozne mase robotoy i caly oddzial wypelniony, wiec na pewno na reke tez im bylo przedluzyc czas jaki przyszla mama miala by spedzic w domu. Mi jedna z poloznych powiedziala, ze w dniu kiedy urodzil sie Oskarek mialy 11 porodow! To dosc sporo nie?


oj faktycznie sporo 🙂 nie wiem ile mam rodzilo w tym czasie, co ja, nie mialam czasu sie zorientowac 😜

Haha, no dokladnie 😁 Ty ekspresowa mamo! 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
kkkkoralik napisał(a):
kasiak zazdroszczę naprawdę

a dziekuje, dziekuje 🙂 ale nie wiem, moze przeoczylyscie - napisalam, ze mialam kryzys, tak bardzo bolalo i chcialam wyjsc.... tak wiec, nie bylo AZ TAK lekko 😉 ale w porownaniu z niektorymi.... 😜
w kazdym razie, jedno jest pewne - jaki by ten bol nie niel i jak dlugo by nie trwal - tulisz dzieciatko i o wszystkim w jednej sekundzie zapominasz 🤪 wie to kazda z nas 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
Z przejęciem przeczytałam Wasze historie i też łezka zakręciła się w oku.

A mój poród był ok. Ciąża była rewelacyjna, bezproblemowa ze świetnymi wynikami badań. Termin miałam na 3.06 wg miesiączki, ale w międzyczasie na podstawie usg i wyliczenia lekarz przesunął mi termin na 5, ale kazał nie sugerować się, bo dziecko i tak wybierze swój dzień. Tak więc nastawiłam się na to że urodzę albo 5.06 albo po terminie.
Dzień przed nic nie zapowiadało, że urodzę, zresztą ja wogle miałam pod koniec ciąży mało skurczy, a jak już to jakieś błahe, może raz zdarzyły mi się mocniejsze, ale i tak to był pikuś.Byliśmy w trakcie wykończeniówki w naszym mieszkaniu i mieliśmy się już powoli przeprowadzać. Liczyłam na to, że zdążymy przed porodem, ale niestety tak nie wyszło. Jeszcze wieczorem pomiędzy 22-23 napisałam na brzuszku coś w stylu: to która następna? Mąż cieszył się, że wreszcie 1 dzień kiedy wyśpimy się, bo bylo Boże Ciało i sąsiedzi już zapowiedzieli, że nie życzą sobie żadnych wierceń itd., więc nie trzeba było iść na mieszkanie ani nic załatwiać. Poszłam spać nieświadoma, że niebawem zacznie się. Dokładnie o 1.16 obudził mnie pierwszy mocny skurcz, byly takie że musiałam sobie siadać, na szczęście były do wytrzymania, próbowałam znowu zasnąć, ale po kilku minutach znowu, tak siadałam i kładłam się przez jakiś czas, mężowi kazałam spać, ale i tak co chwilę budził i pytał się co ile są skurcze, poza tym co chwilę przełaziłam przez niego, żeby lecieć do łazienki, bo zaczęło mnie czyścić. Po ponad 1 h od pierwszego skurczu mąż postanowił, że jedziemy do szpitala tym bardziej, że skurcze pojawiały się co 6-7 min. i trwały 1-2 min., a ja nie chciałam jechać, bo może to fałszywy alarm, ale on powiedział, że nieszkodzi najwyżej wrócimy. Wyszykowaliśmy się i pojechaliśmy na IP, jeszcze mąż postanowił zostawić torbę w samochodzie, bo może faktycznie niebwem będziemy wracać do domu. Położna mnie zbadała było 1,5 cm rozwarcia, poszła pogadać z lekarzem, kazali się przebrać, wiec mąż leciał po torbę hehe. Gin podłączył ktg, zrobił usg i wysłali na porodówkę. Było już chyba przed 4 tak mniej więcej - już dokładnie nie pamiętam. Położylam się na łóżku położna podłączyła ktg, zadawała pytania, potem sprawdzała ktg, pytała sie czy chcę coś przeciwbólowego lub rozkurczowego, ale nie chciałam, bo nie czułam potrzeby - skurcze były nadal do wytrzymania. Co jakiś czas przychodziły położne i pytały jak się czuję, męża jak skurcze i czy chcę coś dostać - wciąż nie chciałam. Mąż dzielnie dopingował, wycierał pot z czoła, podawał wodę, czy też worek, bo 2 razy wymiotowałam z wysiłku. Położne robiły też masaż szyjki, pomimo, że postępowało rozwarcie to główka córci byla wysoko, więc musiałam popierać. Leżałam na boku z nogą zarzuconą na podpórkę albo na wznak jak w danym momencie było mi wygodnie, nawet nie myślałam o żadnych piłkach, prysznicach itp. Pomiędzy skurczami przysypialiśmy z mężem. Jak poszłam do lazienki siusiu to odszedł czop i odeszło trochę wód do kibelka, nie było żadnego chlustu. Potem tylko słyszałam, że widać czarną czuprynkę i położne przychodziły i odchodziły. Jak skurcze zaczęły słabnąć to stwierdzono, że ja, mała i macica jesteśmy zmęczone, więc niech zawołają lekarza. On przyszedł i powiedział, że niedługo kończy zmianę i na jego zmianie muszę urodzić. Sprawdził co i jak, podali wit. K i oksytocynę na 15 min. przed pojawieniem córeczki. Ola była owinięta pępowiną dookoła ciałka jak szpulka, na szczęście nie miała jej na szyjce, nacięli mnie - nic nie czułam, lekarz musiał nacisnąć na brzuch, żeby trochę pomóc w wypychaniu przez to owinięcie, potem stwierdził, że dawno tak długiej pępowiny nie widział. Jak gin przyszedł to po kilku partych Olcia była na świecie. Urodziła się 3.06 o 8:40 (pierwszy termin był trafny). Malutka ważyła 3490 i miała 55 cm, dostała 10 pkt. Mąż przeciął pępowinę, położyli ją na mnie - niesamowite uczucie 🙂 Jak nią zajmowali się, mąż przyglądał się córci, a ja w tym czasie po 1 parciu urodziłam łożysko i zszywali mnie ze znieczuleniem. Pani dr bardzo zdolna ładnie mnie zszyła. Krocze bardzo dobrze goiło się. Potem przewieziono mnie z Olą na salę poporodową na 2 h, gdzie byłam razem z mężem, a potem już we 2 pojechałyśmy na oddział.

Uhhh, ale napisałam się. Póród, pomimo zmęczenia na sam koniec, był naprawdę lekki, przypuszczam, że to genetyczne, bo szybkie porody i lekkie miała moja mama i babcia. Zresztą z takim nastawiem strałam się przejść całą ciążę.

Personel trafił mi się sympatyczny i w razie co pomocny. Musiały się położne tej nocy nachodzić się, bo wszystkie sale porodowe były zajęte, nawet przywieźli babeczkę, która urodziła w karetce w drodze do szpitala.

Za kilka lat pomyślimy o drugim dziecku i zobaczymy jaki będzie ten przyszłościowy poród. Jeszcze na koniec dodam, że mój gin powiedział, że jestem stworzona do bycia w ciąży i rodzenia dzieci, ale jak coś raczej poprzestanę na 2 dzieci 😉
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
Anulka81 napisałaś się, ale takie historie są potrzebne "ku pokrzepieniu serc", bo częściej słyszy się o tych ciężkich przejściach w trakcie porodu i możnaby pomyśleć, że to norma a tak przecież nie jest 🙂 Gratulacje i życzenia, abyś kolejny swój poród mogła równie miło wspominać 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
Anulka81 napisał(a):
MadziaW, Asiula to cieszę się, że moja histoooooria porodu 🙂 wywołała uśmiech i daje nadzieję, że poród może też być pięknym i spokojnym przeżyciem, bez zamartwiania się o swoją Kruszynkę.

Zgadza sie 🙂 Moj byl taki sama nie wiem jaki. Na mysl przychodzi mi tylko 'dlugi' 😜, ale nie wspominam go zle w ogole. Tzn jasne sa rzeczy, ktrore jakbym mogla zmienic, to bym zmienila albo starala sie zapobiec przy nastepnym (jesli by mi pozwolili oczyiwscie), ale jednak wspominam porod dobrze i dla mnie do dzis to byla, jest i bedze magiczna chwila. I chcialabym jeszcze raz 😉
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
To mój poród był nudny jak nie wiem co w porównaniu do waszych 😜

A mnie obudziła silna potrzeba do wc ok. 2 w nocy i jak zrobiłam swoje co trzeba to oniemiałam 🙂 na majtkach miałam plamki krwi, a że w ciąży czytałam dużo artykułów na ten temat to prawie zawału tam dostałam, bo myślałam, że coś się dzieje niedobrego wliczając to w poród. Nigdy od zajścia w ciążę nie plamiłam, także się przestraszyłam nie na żarty. Był to dokładnie 38t6d kilka dni wcześniej rodzinka i znajomi próbowali obstawiać kiedy urodzę.. jedni, że 6, bo to akurat święto itd. a ja to jakoś ze śmiechem zbywałam 😜 dzień przed czułam się normalnie i nic nie zapowiadało takiego rozwoju akcji. No to co.. zaczęłam się szybko myć i ubierać dobre co 😁 no to jak już się ubrałam i spakowałam do końca to mój się obudził i zapytał co się dzieje, a ja powiedziałam, że chyba rodzę 😁 co najlepsze miał urlop całe 7 czy 10 dni!! a akurat tego dnia szedł do pracy 😠 więc pomyślałam sobie czemu nie mogła się wcześniej zdecydować. Jako iż to moje 1 dziecko to nie wiedziałam jak wyglądają skurcze i czy rodzę czy nie. Ok. 5 nad ranem przyszły skurcze najpierw takie lekkie a później wzmagały na sile. Mój pojechał do pracy, a ja zostałam sama w domu myślałam, że wyjdę z siebie, bo się bałam, że urodzę sama w domu do jego powrotu,. W między czasie pisałam do niego pełno sms, że ma wracać, a on nie był zdecydowany czy rodzę czy nie i się mnie o to ciągle pytał, a skąd ja mogłam wiedzieć? 🙃 jak już wrócił to pojechaliśmy prosto do szpitala, bo skurcze były nieziemskie i w miarę regularne. Ominę całą niemiłą atmosferę na IP, bo szkoda słów. Nie było miejsc, więc wysłali mnie na patologię ciąży leżałam z dziewczynami, które były dawno po terminie. Ja miałam skurcze dochodzące do 100% a one ledwo po 5-10 😮 śmiałyśmy się z tego, ale w rzeczywistości odchodziłam od zmysłów.. jak skończyło się ktg poszłam do męża na korytarz i chwilę porozmawialiśmy, ale nie mogłam się z bólu na niczym skupić i poszłam do łazienki. Tam sobie tak chwilę siedziałam i miałam takie parcie na wszystko, że się zawzięłam w sobie no już po prostu nie mogłam dłużej tego bólu znieść i zaczęłam napierać no i mnie zatkało 🙃 z hukiem jedna część wód płodowych spadła prosto do wc a reszta rozprysła się na kafelki no to teraz już ból 2 razy mocniejszy niż poprzednio nie mogłam wstać , ale jakoś z biedą doczłapałam się do dyżurki i powiedziałam, że mi wody odeszły, popatrzyły na mnie z niedowierzaniem i kazały położyć się na fotelu (no bo jak tak szybko może poród postępować u pierworódki) przyszłam do nich chyba ok. godz 16 albo później ? na patologię ciąży, wcześniej dostałam też papawerynę na rozwarcie, bo miałam małe. No i jak mnie zbadała położna to od razu kazali wieźć mnie na porodówkę. Byłam sama w pokoju ze swoim i tylko co jakiś czas przychodziła położna sprawdzić postępy. Ból momentami był znośny, ale najgorsze wg mnie były parte. Coraz mocniej zaczynało mnie boleć i już miałam głupie myśli, że rodzę a nikogo z lekarzy nie ma przy mnie to poprosiłam mojego żeby kogoś zawołał no i przyszła b. miła lekarka, która przyjmowała mnie na IP i powiedziała, że niedługo będziemy rodzić 🙂 no i owszem.. kilka partych i mała się urodziła 🙂 położyli mi ją na klatce niesamowity moment i wzięli do badania też w tym samym pokoju dzięki czemu mogli mnie zszywać (bo zostałam nacięta) a ja mogłam patrzeć co z nią robią. Ur. się o godz. 18:45 i ważyła 3610g i miała 56cm. Także mój poród był takim chyba książkowym - bez niespodzianek.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
no to ja tez opisze nasz poród 🙂
termin miałysmy na 21.05 wypadalo w sobote ale cisza zadnych nawet najmniejszych skrczy nie było i tak do nastepnej soboty kiedy pojechalam na IP tam przyjeli mnie na oddzial i czekalismy, przez cala sobote mialam ktg nic nie wykazywaly i usg i w niedziele rano zalozono mi cewnik i tak łazilam do popoludnia az przy badaniu cewnik wypadl, lekarz stwierdzil ze rozwarcie troszke sie zwiekszylo czyli raptem 4 cm i jesli nic sie do rana nie wydarzy to rano bedziemy myslec wiec poszlam spac, przed pólnoca moje malństwo zrobiło sie bardzo ruchliwe az spac nie moglam wiec lezalam i gadalam do niej w myslach w pewnej chwili tak mnie kopneła ze pomyslalam ze zaraz mi pecherz z wodami przebije ale cisza az po chwili fruuuuuuu wody zalaly moje szpitalne łózko i w tym samym momencie polozna przyszla posluchac tętna, byla godzina 00.50 i poszlysmy na ktg a tam cisza wiec z powrotem do lozka i czekamy na skurcze po pol godzinie sie pojawiły wiec wstałam polazic po korytarzu ktory na szczescie z uwagi na noc był pusty, w tym czasie przyjechał moj misiek i skurcze juz były silne wiec poszlam pod prysznic a tam po kilku minutach zaczeły sie parte wiec poszlismy na porodówke, polozna mnie zbadała i stwierdzila ze niedlugo rodzimy a ja nie tracac czasu kazdy skurcz parłam az usłyszalam ze mam bardzo duzo siły, wszystko poszlo szybko bo zaraz pojawił sie lekarz i wiedziałam ze to jeszcze tylko chwila polozna mnie nacieła i o 3.10 przyszła na swiat nasza córcia która miała byc synkiem 🙂 wazyła 3250g i miała 55cm no i urodziła sie z raczka i pepowina na szyi a jak mi ja polozna połozyła na brzuchu to otworzyła oczy i takim zdziwionym wzrokiem ktorego nigdy nie zapomne popatrzyła niemrawo i z mina mówiacą wlóżcie mnie z powrotem 🙂
pomimo tego ze to moje pierwsze dziecko to raczej urodzilam błyskawicznie i bez wiekszego krzyku oczywiscie wysiłek ogromny ale chyba psychicznie byłam nastawiona ze urodze szybko ale dam z siebie wszystko a najbardziej bolały skurcze tuż przed partymi a jak sie pojawily parte to dziekowałam bogu ze już sie zaczeły 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
nasz poród, mój,męża i Liweczki- poczatek nowego życia 🙂

Termin miałam na 1 kwietnia, ale córcia chyba nie chciała na zrobić psikusa i kazała czekać na siebie 😁, zaczeło się w niedzielę, 3 kwietnia, po "miłym przytulaniu" ☺️ 😁 (postanowiliśmy ze spróbujemy ostatni raz) w nocy zaczął mi odchodzić czop z krwią i zaczęły sie skurcze, nieregularne, były jeszcze rano, po południu ucichły, wiec poszłam z męzem myć autko, zeby coś rozruszać, wieczorem już skurczy nie było , dopiero ok.24 w nocy obudziły mnie znów, ale jakoś pospałam do 2 w nocy, o 2 w nocy wyniosłam się z łozka i usadowiłam na fatty i tak sobie siedziałam a skurcze były co 10 min, czasami co 7min i znów co 10 min. O 5 rano poszłam sobie do wanny na godzinkę, skurcze były dalej, wtedy mi się wydawało ze bolesne potem dalej na fatty, potem połozyłam się i próbowałam zdrzemnąć, ale ciezko jak cie ból budzi co 10 min
Ok. 13 postanowiliśmy pojechać do szpitala, bo mąż spanikowany ze to tak długo trwa i ze chyba powinnam już rodzić , jeszcze po drodze wstąpiłam do pracy, szybko oddałam L4 i wio do szpitala. W szpitalu na izbie kobitka mnie pobadała i stwierdziła 3 cm rozwarcia, dali mnie na patologie bo skurcze były za rzadkie. Na patologii oczywiscie pod KTG, później połozna kazała mi chodzic po korytarzu zeby szybcie poszło, a mi sie tak spać chciało ze szok , ale dreptałam, tam i z powrotem w koncu skurcze ok. 15 zaczeły sie co 5 min, se myśle, super szybko pójdzie mój bład, bo nie poszło szybko . No i ok.15.30 poszłam na porodówkę, znów KTG przez 40 min, potem poszliśmy z mezem do pokoju z piłkami, drabinkami i innymi pierdami zaczęłam skakać na piłeczce, potem znów KTG i tak juz zostałam na łóżko porodowym, skurcze coraz mocniejsze, coraz częstsze, pęcherz mi przebili ale nawet nie pamietam o której godzinie, no i zaczeła się nieszczęsna akcja z prysznicem, oj jak żałuje ze tam poszłam, zachciało mi sie sikać, wiec wygramoliłam sie z tego łoża porodowego i do ubikacji pędem, siedze na kibelku i widze przed sobą prysznic i przypomnialy mi sie słowa koleżanki, ze super sprawa, pomaga łagodzic ból, no to pytam połoznej czy moge zostac i isc pod przysznic, połozna sie zgodziła, no to rozwaliłam sie pod tym prysznicem jak matrona i polewamy z mezem na zmiane brzuch i plecy, skurcze juz wtedy cholernie bolesne były, chyba tam godzine byłam, az w koncu polozna przyszla po nas ze mam wrócic na KTG, no i sie zaczął problem, wróciła, podłaczyli mnie pod KTG a skurcze były, tylko ze słabsze, wieksze odstępy i mniej regularne , sie wkurzylam na siebie i ten cholerny prysznic, w koncu polozna dała mi kroplówe bo widzial co sie dzieje. Zaczeła mi tak przy tej kroplówce majstrowa, tak ja podkręciła ze myślałam ze jej walne, powaznie takie nerwy na nia mialam a po kroplówce sie zaczelo, skurcz za skurczem, masakra jakas , ale rozwarcie dalej na 8 i ani drgnęło, no to dalej pomajsterkowała przy kroplówce i w koncu doszlo do dziesięciu, ale ja juz myślałam ze wyrwę te metalowe rurki z lozka. Potem sie zaczely parte, nie wiem skąd ale dostalam takiego powera ze szok trwaly 45 min, dlugo, w miedzy czasie nacięcie, potwierdzam nie boli znów parte i Liwia na brzuchy mamy, najszczęśliwszej na świecie mamy , a obok tata w szoku totalnym, bo widzal wszystko, nacięcie, główkę wychodząca, przeciął pepowinke. A na koniec niemiła niespodzianka, lozysko nie wyszlo w calosci 🤢 i decyzja o czyszczeniu 😲 i tu juz nie wytrzymałam, były łzy, krzyk, masakra jakas, bol niesamowity 🤢 A potem to juz standard ważenie, mierzenie, punkty. Po niecałych 24 godzinach od pierwszych skurczy Nasz Cud był z nami, Liwcia kochana. 🤪
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
hejka!!! jak tak czytam o porodach to mialam bardzo podobnie do BLUE
no to tak!!
Termin mialam na 3 sierpnia 2010r. ale i tak wiedziala ze ur wczesniej ja ur sie 6 dni po ur mojej mamy i umowilam si z moim brzdacem ze fajnie by bylo jak by sie tez tak ur...
w wieczor przed porodem poklucilam sie z meze, ok 22 .00 bylam jeszcze na forum z brzuszkami.... o 3:00 obudzily mnie skurcze ktore byly co 10 min, poczekalam chwilke a tu skorcze co 7 min obudzilam meza i mowie mu ze to chyba juz ze jedziemy do szpitala a on na to ze poczekamy az mi wody odejda i spal dalej wkurzona jak nie wiem co poszlam pod prysznic jezeli by to byly przepowiadajace to przeszly by a tu niespodzianka juz co 5 min.... wiec meza za szmaty z lozka i do szpitala .... bylo juz cos po 5;20 rano dojechalismy na 3 slorczach... na IP podlaczono mnie pod KTG a tam cisza zadnego skorczu a mnie tu wygna jak jasna choinka a babka do mnie ze to pewnie przepowiadajace... wiec przyszla pani dr i powiedziala ze podlacza mnie na cala godz na ktg i zobaczymy .... wiec powiedziala ze skoro na godz to musze isc do kibelka .... i wiecie co w kibelku dostalam parte.... wyszlam z niego i mnie wykreca a babka do mnie co jest a ja na to ze mam parte bole i maly zaraz wylezie.... wiec nic wiecej tylko gleba na lozko spodnie i gatki w dol babka po meza ktory usypial na poczekalni i do niego z tekstem czy chce pan byc przy porodzie bo żona już rodzi--- juz jak to ---- no jasne ---- wiec w ciagu min sie przebral w miedzy czasie polozne biegiem na izbe przyjec i tak o w 38tyg i 5 dniu ciąży o 25 lipca 2010 6 dni po moich ur o 6:10 po ok 5-7 partych urodzilam Maksymilianka waga 290 i 53cm .... w sumie ur po 3 godz od pierwszych skorczy na izbie przyjec.... a pani ktor robila mi ktg miala bardzo zdziwiona mine bo na dobra sprawe chciala mnie odeslac do domu....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusie
Opis mojego porodu:
Termin miałam na 01-04-2011 wg USG, 22-03-2011 wg miesiączki, ale bardziej sugerowałam się datą póżniejsza z tego wzgledu ze kobiety w mojej rodzinie rodzily zawsze po terminie. Dzien przed porodem pobolewał mnie brzuch, wiec zadzwoniłam do położnej i umówiłam się z nią na badanie na nastepny dzień ( w ogole nie bralam pod uwage ze moge juz rodzic ) przed pojsciem spać wyleciał mi czop ( wtedy jeszcze nie wiedziałam ze to czop hih) i poszłam spać. na drugi dzien rano ok 11 przyszła położna mnie zbadac i mówi, ze jest rozwarcie na opuszke palca i ze na 90% dziś urodze 🤪 a przeciez był dopiero 16 marzec, nie mogłam w to uwierzyć, tym bardziej , że nic nie czułam. no więc czekałam cały dzień na rozwój wydażeń i nic się nie działo. Ok 19 zadzwoniła położna i zapytała czy coś sie ruszyło , powiedziałam , że tylko cały czas te podbrzusze troche boli, ale nic poza tym. zaproponowała, ze pojedziemy do szpitala na ktg, żeby sprawdzić skurcze, bo mowila, ze na pewno sa juz, ale ja ich nie czułam. tak więc mąż pojechał po połozną i pojechalismy na oddział- na ktg wyszły regularne skurcze i było juz 3 cm rozwarcia. Byłam w szoku bo położna mowla, ze jest juz połowa bólu porodowego i że mam jej mówić kiedy minie 5 skurczy , ale ja NIC nie czułam 🤪 Ok 21 zrobiła mi lewatywe i po zalatwieniu się miałam przyjśc na porodówkę. ok 21,30 byłam na porodówce, tam juz czekał na mnie mąż i wanna z cieplutką wodą i olejkiem zapachowym ( pomarańczowym 🙂 ) i grała w tle nastrojowa muzyczka. Weszłam do wanny, połozna pokazała mężowi jak ma mnie masować i czułam się wtedy jak królowa 🤪 co jakis czas przychodziła położna i mnie badała ( kazała co 5 skurczy wołać ją , ale ja ich nadal nie czułam ) ok 22,30 przy badaniu odeszły mi wody, zaczeło ze mnie tak sikać , ale nie wiem ile ich było bo byłam w wannie cały czas, ale czułam , że sporo i dopiero wtedy poczułam skurcz, mąż aż się przeraził , bo ja chciałam aż uciec z tej wanny z bólu 🤪 a do tej pory było tak spokojnie i błogo. kolejne skurcze były w miare ok, jak było juz 7 cm rozwarcia połozna kazała wyjśc z wanny. i wtedy było najgorzej , skurcze bolały 2 razy bardziej niż w tej wannie!! połozyłam się na taki wielki materac i tam były też worki sako i przy każdym skurczu kopałam je i biłam pięściami, jednym słowem wyżywałam się na nich, co przynosiło mi wielką ulge 🙂 nagle poczułam parcie i mowie położnej ze ja juz nie moge i musze przec, więc ona mnie zbadała i mówi ze juz jest 10 cm rozwarcia i moge przec. Mysłałam ze juz pojdziemy na łóżko porodowe i ze zaraz sie skonczy, ale niestety położna mnie uprzedziła ze ok 2 h bedziemy parli bo mam niskie spojenie łonowe czy cos takiego i nie bedzie tak łatwo. Nie pomyliła sie po 2 godzinach parcia mysłałam ze juz zejde ze zmęczenia z tego świata ( bardziej mnie to męczyło niz bolałao w sumie ) między skorczami wkladałam tam sobie reke i głaskałam moje synka po głowce 🤪 nie sadziłam ze to mozliwe!! w koncu polozna zadzowinila po lekarza i przeszlismy do drugiej sali na lozko porodowe. tam jeszcze 4 skurcze , naciecie ( nic nie czułam ) i Maluszek wyskoczył 🙂 była godzina 2,05 17 marca 2011 Mąż przeciął pępowinę i położyli mi synka na klatke , przecudowne uczucie , był taki cieplutki i caaaały zamaziowany, niemogliśmy z mężem sie napatrzec, mąż poszedl z małym na wazenie i mierzenie a ja po 1 skurczu urodziłam łożysko. potem szycie i juz zawieźli mnie na sale , gdzie byliśmy juz we 3 🙂 mimo ogromnego wysiłku i bólu wspominam poród bardzo dobrze, duzo mi dałą obecność męża i wczesniejsze rozmowy z połozną, dzięki której nie bałam sie porodu! i przyznam , ze juz myslimy o kolejnym dziecku 🤪 🤪 🤪 🤪 🤪
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc później...
  • Mamusie
termin wedlug miesiaczki mialam na 4 wrzesnia ale nie liczyłam ze urodze o czasie bardziej ze przenosze ciaze. 2 wrzesnia nie czulam wcale malej i pojechalam kolo poludnia na ktg do szpitala , wszystko bylo ok ale brak skurczy. lekarka ktora byla akurat na obchodzie powiedziala ze moge zostac w szpitalu albo jechac do domu gdyz na mnie czas, nie wzielam tego za bardzo do siebie i pojechalam jeszcze z mezem do tesciow i tam tesciowa zrobila mi zdjecie i powiedziala ze to moje ostatnie z brzuchem bo jutro urodze a ja jak zawsze puscilam to milo uszy gdyz takich proroctw slyszalam miliony od 20 sierpnia jak wskazywal termin z usg. 3 wrzesnia o 2 50 w nocy obudziłam sie i poczułam jakbym sikała, ale to były wody 😜 na poczatku nie wierzylam gdyz myslalam ze najpierw beda skurcze i spytalam meza czy mi sie to sni czy jest na parwde mokro,uwierzyłam dopiero jak wkładka zabarwiła mi sie na czerwono. pojechalismy wiec do szpitala ale najpierw na stacje po batonika i podpaski gdyz jak zawsze nie bylam przygotowana na poród 😁 po przyjeciu do szpitala wykonano mi lewatywe zbadano mnie i mialam 4 cm rozwarcia i skurcze co 7 minut . polozono wiec mnie na sali porodowej maz oczywiscie był obok. na poczatku skurcze byly znosne smialam sie z mezem robilismy zdjecia wyglupialismy ale o 4 rano przyszla polozna nowa i powiedziala ze poda mi oxy i sie zaczeło.. wyłam z bólu darłam sie w niebogłosy.. kryzys nastapił podczas 7 cm gdzie błagałam wrecz o znieczulenie , połozna powiedziala ze da mi ale moze u mnie spotegowac ból bo tak tez sie czasmai dzieje ale liczyłam ze mi usniezy.. no i sie przeliczyłam skurcze i bóle pleców byly nie do zniesienia.. etap do 10cm pamietam jak przez mgłe gdyz byl to taki ból że zasypialam pomiedzy skurczami pamietam tylko ze gryzlam i bilam meza . II etap porodu trwal 50min choc dla mnie wydawal sie znacznie dluzszy , byl on rownie bolesny jak pierwszy choc to inny ból pamietam że chcialam wepchnac corcie reka i trzymały mnie 4 osoby i tak bylo im ciezko.. chcialam uciec z łózka az dostalam ochrzan od poloznej ktora odbierala mi porod że mam sie wziaźć z garsc bo cala posciel i wszystko bylo na ziemi tak sie rzucalam na łózku.o 11 11 w południe nadinka sie urodzila nie chcialam na nia nawet spojżec ale kiedy mi ja podali bylam szczesliwa no i widzialam łezki w oczach meza 🙂 córcia miala 55 cm i wazyla 3900g obyło sie bez nacinania niestety podczas parcia pojaiwly sie hemoroidy 😞 zalozyli mi dwa szewki gdyz bylam lekko otarta od srodka.

z góry przepraszma za błedy ale chcialam to z siebie jak najszybciej wyrzucic. 😁
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się

Komentowanie zawartości tej strony możliwe jest po zalogowaniu



Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...