Skocz do zawartości

Kwietniowe bobaski :) | Forum o ciąży


Wiola1983

Rekomendowane odpowiedzi

  • Mamusia
hej dziewczyny.
od wczoraj boli mnie brzuch, tak w dole.. cały czas takie kłucie.. czy któas z Was tez tak ma?? bo nie wiem czy mam sie martwic czy to normalne...wizyte mam dopiero 8 listopada 😞

mykam was poczytac bo dosłownie cały tydzien w biegu i nie wiem co tam u was 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 6,1 tys.
  • Utworzono
  • Ostatniej odpowiedzi

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

Najbardziej rozmowne osoby w tym wątku

Cześć 😉
Mnie kłuje od czasu do czasu..ale nie przez cały czas. Moze jak sie zaczynasz martwic to zadzwon do swojego ginekologa i zapytaj sie o to kłucie w dole brzucha.Czy u Was też dzisiaj tak brzydko? Pada .. nawet z mieszkania dziś nie wychodze..w d..pie.. A.pojechal do urzedu to jak bedzie wracal to kupi kalafior i jajka.. to obiad bedzie szybki .. ziemniaki,jajka sadzone i kalafior.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
u mnie jeszcze slonecznie na szczęście 🙂
mnie czasem zakłuje jak np. kaszlnę lub się przeciągnę ale tak żeby cały czas to nie.
ja gotuję dziś zupę jarzynową...to mój się ucieszy hehe bo ma zęby do podłogi na tą zupę...ale raz na ruski rok witamin se trzeba dostarczyć 😉
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Tuska wszytskiego naj z okazji rocznicy 😉 nie mam czasu pisac ale caly czas czytam co piszecie 😉 dzis w warszawie jestem na konferencji ale dlugo tu nie wysiedze bo bardzo brzuch mnie boli i te zapachy pan... Masakra! wasnie tak w dole, slabo mi jak przy okresie. Okropne uczucie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
mnie bolało i miałam takie kłucie wcześnie a teraz raczej nic mi nie dolega oprocz nocnych meczarni z kregosłupem. A i w ciagu dnia kilka razy mnie cos załaskocze brzuch raz z boku rak kolo pepka raz na dole. chodze wtedy i sie drapie 😉
u mnie od rana pochmurno i deszczowo, kałuże wszedzie... u mnie wlaczyl sie len jak to bywa przy takiej pogodzie ale po malego trzeba isc.
kupilam sobie wage bo poprzednia zepsulam. spadły mi na nia perfumy i rozbila sie w malenkie kawaleczki (perfumy ocalaly 🙂 ). i teraz codziennie rano sie dołuje ze tak szybko waga rosnie..
jak wiecie chodze z dzieckiem do dentysty i teraz maly mi sie skarzy ze go boli ten zabek co pierwszy byl robiony i tak sie zatsanawiam czy teraz za wizyte tez bede musiala zaplacic czy to one cos zle zrobily i poprawia to za friko? pytam bo z kasa stoimy nie najlepiej (wiecie koniec miesiaca).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
dzieki dziewczyny, troche przestało.. ale na serio juz sie zaczynałam obawiac ze cosik ze mna nie tak...
leniuch ja na Twoim miejscu poszłabym na zasadzie reklamacji usługi, skoro zabek go dalej boli to chyba jest źle zrobiony i powinni to poprawic a jak pisałas nie małe pieniązki za to zaplacilas...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
leniuch też myślę, że przysługuje reklamacja bo gdyby był dobrze zrobiony to by nie bolał a w końcu płaciłaś za usługę to i masz prawo żądać naprawienia jeśli coś źle poszło.

u mnie piękne słońce... ale co z tego skoro ja nie nadaję się w ogóle do życia... przychodzi godzina 13 i codziennie ścina mnie z nóg senność, nie wiem co mam robić bo przecież mam dziecko pod opieką więc się nie położę. kawa nie pomaga, ostatnio taką wypiłam, że aż serce mnie bolało a spać dalej się chciało. przewietrzenie się, ćwiczenia, no nic nie skutkuje. w nocy śpię dużo i myślę, że "wydajnie" bo nie budzę się ani nic. jestem załamana tym... nie wiem jak mam normalnie funkcjonować. niby 2gi trymestr...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
justynaaa tez mialam podobny problem ze przychodzila godz 13-14 i normalnie oczy mi sie same zamykaly z tym ze moj maly w przedszkolu wiec mialam mozliwosc drzemania.

ach i jeszcze jedna sprawa... moze macie jakis sposob na zaparcia? ja sie mecze od trzech dni... 🤢 juz nie wiem co robic i jablka i mleko i woda iotreby nie pomagaja...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Tustka gratulacje rocznicy!!!

Summer - mnie też pobolewa, kłuje, rwnie, nie wiem.. w sumie chyba od 2 dni już mniej, ja u siebie podejrzewam naciągnięcie mięśni przez macicę ale jutro będę u lekarza to dopytam

ja nie odczuwam żadnych ruchów 😞 nawet bulgotania w brzuchu ostatnio nie mam .. gdy wcześniej bardzo często mi się zdarzało... to niesprawiedliwe 😠 😠

a to czytałyście albo słyszałyście?
http://www.goodreads.com/book/show/16066535-j-zyk-niemowl-t?fb_action_ids=577501972297209&fb_action_types=books.rates&fb_source=other_multiline&action_object_map={%22577501972297209%22%3A296550643780297}&action_type_map={%22577501972297209%22%3A%22books.rates%22}&action_ref_map=[]
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Justyna
dzięki za słowa przestrogi,.. na razie wolę się pozytywnie nakręcać że może mi się uda po mojemu i bez wielkiego bólu 🙂 zobaczymy
przez to się nawet zastanawiam nad porodem w domu bo mieszkam w centrum Krakowa do szpitala
mam się spotkać z jedną położną która sama 3 razy w domu urodziła i jeszcze poszukam...

bo słyszałam, że właśnie, tak jak piszecie, niby szpital ok a potem i tak narzucają kobiecie różne rzeczy a podobno poród w domu powoduje że mniej się kobieta stresuje i przez to poród lżejszy...

Marta a napisz coś o tej książce Tombaka...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Ola_szelma - ja również juz nic nie czuje.... jak wczesniej cos tam odczuwalam to teraz nic.. i głupio sie nakrecam.. brrr.. dlaczegp ta wizyta dopiero 8 listopada..
na szczescie przestało mnie juz wczoraj popołudniu bolec... moje kolezanki z pracy mowily to samo, ze własnie najprawdopodobniej macica sie powieksza... ech...

ja bede rodzic w tym szpitalu co ostatnio, mieszkam na wsi i do szpitala mam ok 7 km. szptal jak szpital duzo do powiedzenia, ale na szczescie oddział połozniczy i neantologiczny jest super odnowiony i na obsługe nie narzekam.. tylko ordynator to było wredne babsko, ale jak juz sie dowiedziałam, ze zmienili na mojego lekarza który wtedy prowadził moja ciąze wiec jest git... i pielegniarki sa super 🙂
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
dzień dobry 🙂
wlasnie sobie przypomnialam ze ktos mnie pytal od czego zalezy dawka lekow przy niedoczynnosci tarczycy od wyniku TSH czy FT3 FT4. Szczerze sie przyznam to dokladnie nie wiem ale wydaje mi sie ze glównym odnośnikiem jest poziom TSH a FT3 i Ft4 jest pomocnicze np w stwierdzeniu innych chorób tarczycy (hashimoto).

Ja powoli zaczynam myslec nad przygotowaniami do urodzin mojego syna. Sporo bedzie ludzi bo brat mojego M (a chrzestny Olusia) sam ma 6 dzieciakow wiec bedzie ich osmioro. Musze wiec zrobic oddzielna impreze dla chrzestnej i dziadkow bo w mieszkaniu nie mam za duzo miejsca 🙂 nie wiem tylko jak przewidziec ile zrobic jedzenia najpewniej jak kupie wszystko z zapasem.

tuska a jak tam wasz sylwestrowy wyjazd?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do sylwestrowego wyjazdu to temat ucichl,bo ja nie mam zamiaru zostawiac synka na 2-3dni z kims i sobie w gory jechac..tym bardziej,ze w ciazy jestem. Mysle,ze bedziemy sami w domu siedziec..tak jak na poczatku moj A.mowil.. poza tym to pozarlam sie z nim dzisiaj jak jasna cholera! No i na razie to bym pojechala z checia do moich rodzicow i tam siedziala,bo mam go dosc poki co!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Ola_szelma, ja rodzilam w domu swojego drugiego syna. Pierwszego tez chcialam, ale nie wyszlo, czego zaluje. Jak bede miala mozliwosc to i trzecie dziecko bede rodzic w domu. Ale powinnas sie wpierw dobrze zastanowic. Porod w domujest wygodniejszy, mniej stresowy itp itd. Ale wszystko zalezy od tego czy Ty i Twoje dziecko jestescie zdrowi, czy rodzilas juz wczesniej i jak wygladal tamten porod, jak dsaleko masz do szpitala w razie co, polozne musza byc doswiadczone w porodach domowych i jesli cos bedzie nie tak, zauwaza to w pore i beda umialy na trzezwo ocenic sytuacje i natychmiast zabrac Cie do szpitala (oby nie). Wazny jest tez Twoj prog bolu. W domu nie ma srodkow znieczulajacych a kapiel w wannie nie zawsze lagodzi bol. u mnie w pierwszej ciazy pomoglo bardzo na bol ale rozwieranie sie szyjki bardzo wonlno przebiegalo. W drugiej ciazy bylo wrecz odwrotnie i nawet myslalam juz, ze chyba powiem, by zawiezli mnie do szpitala bo z bolu wiecej nie dam rady. Ale na szczescie za drugim razem rozwieranei sie szyjki przebieglo blyskawicznie wiec dalam rade jeszcze troche pocierpiec 🙂 poza tym przygotowujac sie do pierwszego porodu czytalam ksiazki o patologii ciazy dla ginekologow i poloznikow i to mi akurat pomoglo <(nie wystarszylo) bo sie przekonalam, ze ryzyko powiklan jest bardzo male. no i najwazniejsze. Jesli jestes silna psychicznie, zdecydowana i nie boisz sie porodu to masz ogromna szanse, ze porod przebiegnie bezproblemowo. Im czlowiek bardziej sie boi tym wieksze ryzyko, ze cos bedzie nie tak. Stres i psychika robia swoje. Jak rodzilam pierwszego syna to widzialam, co dzialo sie z tymi, ktore zbyt panikowaly. W takim wypadku lepiej pisac sie na planowana cesarke (osobiscie jestem przeciwniczka, ale nei za wszelka cene- wzgledy psychologiczne matki sa bardzo wazne podczas porodu).
Ja jak napisalam rodzilam swojego drugiego synka w domu, z mezem i dwiema cudownymi poloznymi i ciesze sie, ze nie w spzitalu. Pierwszego syna rodzilam prawie 12 lat temu w Pucku, ktory byl wowczas uznawany za jeden z dwoch najlepszych szpitali polozniczych w Polsce. Mimo to nei wszystko bylo po mojej mysli, bo nie pozowlili mi na porod w wodzie ,bo sie lenili wymyc wanne, ktora mieli do porodow wodnych, pza tym rodzilam na lezaca, co wg mnie jest najgorsza pozycja do porodu. Nacinali mnie i dziwnie zszyli, ze przez wiele miesiecy odczuwalam dolegliwosci. Drogiego syna rodzilam na kuckach przy sofie i nawet otarc zadnych nie mialam i juz wlasciwie po 3 dniach nie mialam tam zadnych dolegliwosci. Przy pierwszym dziecku smarowalam sie tam kremami, oliwkami, by sie rozciagnac a i tak nie dali mi szansy tylko cieli. A przy drugim nic nie kombinowalam i wszystko bylo ok. Natomiast jest jeszcze jedna wazna rzecz przy porodach domowych. Moj starszy syn mial wtedy 10 lat i nie chcialam , by byl przy porodzie, bo to nie widok dla dzieci. Nie che sie stresowac, ze mi sie kreci i moze zobaczy nie to co chce, bedzie widzial moje cierpienie czy cos i sie zrazi co moze miec negatywny skutek w przyszlosci. Teraz dochodzi mi jeszcze dwulatek. Nie che, by sie krecil przy porodzie bo bedzie tylko przeszkadzal. Jak bede rodzic w nocy to zdecyduje sie chyba na spzital i maz zostanei z dzieciakami w domu. Jesli w dzien to wysle chlopakow do szkoly / przedszkola wiec bede miaal spokoj. Wiec jest to tez problem do zastanowienia. Ja nie cche ani zniechecac ani przekonywac. Decyzja nalezy do Ciebie. Masz jeszcze czas sie zastanowic, zbadac porzadnie (ja badalam sie dodatkowo by byc bardziej pewna , ze wszystko bylo ok ze mna i z dzidzia) i dopiero wtedy zadecydowac. Ja w kazdym badz razie jestem zadowolona i nie zaluje. Synek urodzil sie zdrowy (choc prawie 3 tygi wczesniej niz mial 🙂) , jest zawsze (albo prawie zawsze) usmiechniety, zywe srebro z niego wlasciwie, he he. Ja tez szybciej wrocilam do formy i zupelnie inaczej sie czulam jesli chodzi o te dwa porody, z plusem przy tym domowym 🙂.

pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Do tego dochodzi obecnosc starszych dzieci przy porodzie. Wieksze dzieci to wg mnei stres, bo moze zajrzec nei tam gdzie trzeba, bedzie widzial cierpienie matki, krew itp i moze miec potem uraz. A male z kolei beda sie krecic, przeszkadzac, moze plakac i stresowac rodzaca. Jesli ma sie co zrobic z dziecmi by nei bylo ich w domu przy porodzie to ok, ale jesli nie to kicha. Ja w dzien mam co zrobic(szkola, przedszkole), w nocy nie, wiec jak bede rodzic w nocy to bede musiala do szpitala a maz zostanei z dzieciakami w domu.
Inna kwestia to prog bolu i strach przed porodem. Widzialam na porodowce dziewczyne, ktora strasznie panikowala a potem miala bardzo ciezki porod. W taki wypadku lepiej wczesniej umowic sie na planowana cesarke (choc jestem przeciw), ale psychika robi swoje i zmuszanie takiej kobiety do porodu silami natury moze bardziej zaszkodzic niz pomoc.
Masz wiec duzo do przemyslenia Ola_szelma, ale masz jeszcze troche czasu. Ja nie chce ani zniechecac ani naklaniac do porodu w domu. To musi byc Twoja decyzja. Ja powiem dodatkowo, ze robilam cala mase badan by byc bardziej pewna, ze i ja i dziecko jestesmy zdrowi. Ale ostatecznie nei zaluje porodu w domu, a wrecz przeciwnie. Pamietam, jak zupelnie inaczej sie czulam jesli chodzi o oba porody. Przy pierwszym mialam dlugo dyskomfort z powodu naciecia. Przy drugim nie mialam z kolei nawet otarc. Co pokazuje, ze pozycja porodowa robi swoje. Rodzac w Pucku, prze prawie 12 laty w jednym z dwoch najpelszych wtedy szpitali polozniczych w Polsce bylam nacinana, nie chcialo im sie szorowac wanny do porodu w wodzie i do tego musialam rodzic na lezaco, co jest najgorsza forma porodu wg mnie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
a, jeszcze jedno. W zwiazku z tym, iz nie pojawiam sie tu za czesto (mam tez inne forum pazdziernik 2011) i tam taka sama sytuacja, wiec nie moge za bardzo sluzyc rada. Postanowilam jednak wkleic opisy moich 2 roznych porodow z tamtego drugiego forum. Sa dlugie i mam nadzieje, ze tozrekompensuje moja rzadka tu obecnosc. Jednoczesnie licze na to, ze te opisy na cos sie przydadza, moze pomoga itp.
pozdrawiam 😁
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
Tu opis mojego porodu z 2001.
Byl 27 grudnia. Tego dnia zadzwonilam do meza z zapytaniem czy przyjedzie w koncu czy w dalszym ciagu nie moze. Termin mialam na 17 grudnia, ale moj maz kupil bilet na 20 grudnia. I nawet tego 20 grudnia nie przyjechal. To byl najwiekszy szok I zawod w moim zyciu I chyba najwieksza trauma. Potem kazdego kolejnego dnia pytalam czy I kiedy przyjedzie. I tak tego 27 zdecydowalam , ze nie moge dluzej czekac, gdyz bylam zupelnie sama w mieszkaniu na 4 pietrze bez windy w srodku zimy I juz 10 dni po terminie. Rano zadzwonilam do szpitala w Pucku z zapytaniem czy moge przyjechac. Opowiedzialam o swoim polozeniu wiec polozna, z ktora rozmawialam pozwolila mi przyjechac. Zadzwonilam wiec do brata czy moze mi pomoc tarmosic moje klamoty do szpitala, bo sama nie chcialam dzwigac tych ciezarow. A zabralam dosc duzo, bo chcialam by mojemu bobskowi niczego nie zabraklo podczas pobytu w szpitalu. No I dla siebie tez musialam cos wziac. Wrocilam do mieszkania (dzwonilam z budki z centrum, bo telefonu w mieszkaniu nie mialam a minuta rozmowy komorka kosztowala wtedy jeszcze 3 zlote, a dla mnie w tamtej sytuacji to bylo duzo), spakowalam sie I oczekiwalam przybycia brata. Potem wsiedlismy do autobusu I udalismy sie na dworzec, gdzie zlapalismy pociag do Pucka, a z Gdyn i jedzie sie tam z jakies 40 minut. W Pucku tak zglodnialam (bylo juz pozne popoludnie), ze postanowilam jeszcze sie posilic przed szpitalem, bo kto wie kiedy i co mi tam zaserwuja. Zamowilismy z bratem wielkie hamburgery (fast food, a jakze dla wyglodnialej mamy i brzdaca z brzucha), Potem zostal nam juz szpital a tam czekala juz inna polozna, ktora kazala mi wracac do Gdyni. "Malo macie tam szpitali w Gdyni ?"- spytala. "Po co tu do nas do Pucka? Jeszcze pani nie rodzi wiec po co tu pani przyjechala?" Ja jednak nalegalam. Nie po to tu przyjezdzalam taki kawal by teraz wracac. Zreszta jakbym sama zaczela rodzic w srodku nocy to nie wiem co by bylo. Opowiedzialam jej to. "Zaraz przyjdzie lekarz I pania obejrzy I wtedy zadecyduje co dalej."- odpowiedziala. No I przyszedl lekarz. Podlaczyl mnie do KTG I sobie poszedl. Gdy wrocil stwierdzil tylko " ma pani bole" a ja na to "jakie bole?" Prawde powiedziawszy nic mnie zupelnie nie bolalo a wrecz przeciwnie, czulam takie mile sciskanie wokol pasa, jakby mnie ktos mocno obejmowal, przytulal. Okazalo sie, ze mialam rozwarcie na 3 cm. Zatrzymali mnie wiec w szpitalu. Potem wzieli mnie na fotel ginekologiczny. To bylo najgorsze badanie w moim zyciu. Czulam sie okropnie, bolalo mocno a sam lekarz nie zrobil na mnie najlepszego wrazenia. Nie bede tu opisywac szczegolow, ale wolalam to wszystko pozniej zapomniec. Potem stwierdzili, ze moze zaczne rodzic jeszcze tej nocy moze nastepnego dnia rano a moze nastepnego dnia wieczorem. Najwazniejsze jednak, ze pozwolili mi zostac. Pozegnalam sie z bratem I poszlam do sali, gdzie na porod oczekiwala tez inna przyszla mama. Ja bylam podekscytowana, ona przerazona. Probowalam ja przekonac, by sie tak nie bala, nie panikowala, ale na darmo. Zreszta ona byla juz tam od bodaj 2 dni I chyba im dluzej ja tam trzymali tym wieksze bylo jej przerazenie.
Po jakims czasie zaczelam odczuwac dyskomfort a moze nawet bole ale nei byly one na tyle wielkie by panikowac czy prosic o znieczulenie. Oczekiwalam tylko, ze beda one coraz czestsze I bardziej dlugotrwale. Prawda byla ,ze chyba jestem jakims dziwologiem I do samego konca moje bole byly co jakies 4 minuty I trwaly po okolo minucie. Roznica byla tylko taka, ze byly coraz bardziej bolesne, ale wszystko dalo sie przezyc, dopoki nie zastosowano u mnie szpitalnych "wspomagaczy". Ale po kolei. Szpital w Pucku wybralam z powodu porodow wodnych. Skoro nie moglam miec porodu domowego to chociaz wodny, myslalam. Ale, ze bylam sama, nici wiec z porodu rodzinnego I czekalo mnie traktowanie po macoszemu. Powiedziano mi, ze jest juz pozno I jest za malo personelu na taki porod, bo nie ja jedyna rodzilam tej nocy. Poza tym podobno nie bylo komu wyczyscic wanny. A ja, niby taka silna I stanowcza na codzien, chyba jak kazda kobieta w takim momencie ulegla wplywowi personelu I nie miala ani sily ani odwagi by upominac sie o swoje. Dlatego tak wazne jest by przed porodem poinformowac osobe towarzyszaca o swoich oczekiwaniach, ewentualeni napisac list do poloznych o swoich pragnieniach, bo w trakcie porodu chyba zadna kobieta nie jest w stanie dopominac sie o swoje. Przynajmniej tak bylo w moim przypadku. Wiec czekal mnie normalny porod na lozku.
Jeszcze zanim sie tam polozylam pozwolono mi przez przeszlo pol godziny posiedziec w lazience I popluskac sie w wannie (nie tej porodowej). Bole, ktore zdazyly juz sie nasilic jakby nagle ustaly I czulam sie wrecz blogo. CHcialam tam zostac na zawsze, ale do porzadku przywol mnie stanowczy glos I glosne pukanie poloznej. Musialam wiec wyjsc z lazienki. Niestety, bo bole wrocily. Poszlam wiec na ta sale porodowa, przebralam sie. Przy moim przebieraniu sie uczestniczyly 2 polozne, ktore komentowaly moj wyglad : "ojej, pani figura wyglada, jakby nie byla pani w ciazy, tylko brzuch pani urosl." No, tak jakos wyszlo.
Tymczasem w sasiedniej Sali lezala inna rodzaca z gestoza. Ta jej gestoza I donosne krzyki sprawily, ze obie polozne wieksza czesc czasu spedzaly wlasnei u tamtek dziewczyny. Ja zostalam praktycznie sama. Sama mialam obserwowac zegar I liczyc czestotliwosc I dlugosc moich skurczow. Sama mialam sobie "poskakac" na pilce dla ciezarnych, co w pewnym stopniu bylo jakims relaksem, ale zbyt duzo nie zmiejszylo bolow. Wtedy tez odeszly mi wody, ale ile… Az siez dziwilam, ze mialam w sobie tyle wody. A bole tez byly dziwne, bo najbardziej dokuczliwe byly te po wewnetrznej stronie ud. No, ale dalo sie przezyc dzieki temu, ze nie byly zbyt czeste I intensywne. Co jakis czas polozne przychodzily I pytaly czy wszystko dobrze. Pamietam, ze zwracaly sie do mnie per Pani. Do tamtej drugiej krzyczacej, per Ty. W ogole byly dla niej bardzo niemile, ale przyznam, ze mnie tez denerwowal jej krzyk. Za blisko siebie byly te sale bo to nie jej wina, ze krzyczala. W takich wypadkach lepiej krzyczec, bo to pomaga (za moment sama sie o tym przekonam). Ale jak juz powiedzialam, ze blisko te sale I te krzyki nie dzialaly na mnie pozytywnie bo trwaly prawie bez przerwy chyba przez kilka godzin.
Gdy juz moje rozwarcie bylo duze, polozne postanowily wreszcie sie mna zajac I kazaly mi wdrapac sie na lozko. A na lozku szok. Jadac do Pucka szykowalam sie na to, iz bede mogla rodzic w wygodnej dla mnie pozycji I kilka razy udalo mi sie w takiej wyladowac, ale potem za kazdym razem kazaly mi sie klasc, a to bylo dla mnie okropne. Nie na cos takiego sie nastawialam. Poza tym juz na poczatku uprzedzilam je , ze cwiczylam rozciagania I smarowalam sie rozmaitymi olejkami by uniknac nacinania. Ona stwierdzila, ze zobaczymy w trakcie, choc potem wiedzialam, ze I tak miala zamiar nacinac, bo tak wtedy jeszcze robili rutynowo u pierwiastek.
W ogole jadac do Pucka nastawialam sie na Bog wie co, bo w przewodnikach po najlepszych oddzialach polozniczyc w Polsce Puck zajmowal wtedy pierwsze miejsce ex equo z jakims innym szpitalem. Zadupie zadupiem I tez chcialoby sie urodzic dziecko w Gdyni, skoro taka tradycja rodzinna od 2 pokolen, ale jak obejrzalam 2 istniejace wowczas oddzialy poloznicze w Gdyni I sale do porodow wodnych w Pucku to nei zastanawialam sie ani chwili. Potem jednak okazalo sie, ze polowa z tych opisow w przewodniku byla naciagana. No, ale nie bylo tez tak zle. No, ale przejdzmy do rzeczy.
Byl srodek nocy a wlasciwie juz nad ranem. Rodzilam jak mowilam na lezaca z malymi przerwami, kiedy to pozwolono mi usiasc, ukucnac itp. W ogole te lozka sa dosc wysokie I dosc waskie, ze zbyt duzo ruszac sie na nich nei da w obawie, by nei spasc. Wiec lezalam najczesciej jak mi kazano I coraz bardziej zblizalam sie do chwili, w ktorej dane mi bedzie wreszcie ujrzec moje dziecie.
Bylo jaz prawie na ranem a ja mialam rozwarcie na 9 cm. Do pelni brakowalo mi tylko 1 cm. Jeszcze bym sie naturalnie pomeczyla, bo nie bylam mocno zmeczona I jak pisalam wolalam uniknac zastrzykow itp ale polozne wygladaly na takie, ktore szykowaly sie juz do pojscia do domu I najwyrazniej chcialy zakonczyc moj porod "o czasie" wiec … dostalam pierwszy z niechcianych zastrzykow. W ogole panie polozne byly mile, nie bede na nie narzekac. Z ta, ktora odbierala porod (druga byla pomocnicza) fajnie sobie gadalysmy podczas mojego porodu o zawodzie poloznej i innych bzdetach. Ale od strony moich oczekiwan co do porodu nie byl to szczyt moich marzen. Pamietam, ze dostalam zastrzyk I znowu zostalam zostawiona sama sobie. Po chwili doslownie wziely mnie takie bole, ze myslalam, ze zobacze wszystkie gwiazdy. Okzazlo sie, iz byl to zastrzyk z oksytocyny, ktory mial przyspieszyc rozwarcie sie szyjki by mozna bylo wreszcie przec. Przyznam, ze dopiero wtedy poczulam co to byl bol porodowy. Po chwili tez naszla mnie nieodparta chcec parcia wiec zaczelam sie wdzierac. Z jednej strony, by usmiezyc bol, z drugiej, by ktos wreszcie do mnie przyszedl. Ale tu nic . Wiec darlam sie w nieboglosy, zeby przyszla I sprawdzila, czy juz jest te 10 cm. A ona mi, ze jeszcze nie, ze to tak szybko az sie nei da I ze jeszcze nie przyjdzie. Ja jej na to, ze niech przyjdzie I sprawdzi, bo czuje, ze jet te 10 cm I jak nie przyjdzie to I tak zaczne przec, bo juz nie moge wytrzymac. A trzeba powiedziec, ze poki nie ma 10 cm, parcie jest zabronione. Wiec ona wtedy przyszla I okazalo sie…ze mialam racje. Bylo juz 10 cm wiec przyszla I druga polozna I wtedy juz bylo tylko z gorki. No I okazalo sie, ze bede nacinana. Gdy zobaczylam tylko nozyczki to wpadlam w stress I moja akcja porodowa sama sie wstrzymala. A maluch byl juz w polowie drogi. Fajnie, bo moglo dojsc do niedotlenienia. TE FATALNE NOZYCZKI. No wiec dostalam kolejny zastrzyk na przywrocenie akcji porodowej. Po chwili (a wlasciwie nei wiem po jakim czasie, ale na tym etapie porodu wszystko wydawalo mi sie juz chwileczka) zostalam nacieta, czego w ogole nie poczulam, bo skora jest juz tak naciagnieta, ze sie tego nei czuje. Czyli mieli racje w ksiazkach, pomyslalam. Za chwilke polozna powiedziala tylko : "widze blond wlosy" I za chwile trzymalam juz przy sobie swojego synka.
Bylam najszczesliwsza osoba na swiecie. Nic nie mialo juz znaczenia. Ani to, ze porod nie byl taki jak sobie wymarzylam, tzn. w domowym zaciszu, ani, ze nie bylo przy mnie mojego meza. Teraz liczyl sie tylo ON, moj kochany syneczek.
Lezal tak przy piersi jakis czas az nagle poczulam cieknaca ciepla ciecz na mym brzuchu. Spanikowalam bo pomyslalam, ze malemu cos sie stalo I leci mu krew. To byla moja pierwsza mysl. Krzyknelam po polozne a one w smiech bo okazalo sie, ze moj Mateuszek ... zrobil sobie siusiu.
Bylam juz wiec spokojna o niego i lezelismy sobie tak razem samotnie, bo polozne poszly do drugiej rodzacej. Nagle znowu poczulam cieply plyn. Tym razem wydostawal sie ze mnie. Krzyknelam wiec przerazona po polozne ale one nie pojawily sie tak szybko. Krzyczalam wiec kilka razy. Okazalo sie, ze mialam krwotok. Polozna wiec zaczela naciskac mi na brzuch, co sprawialo mi duzy bol. Kto wie czy nie wiekszy niz sam porod. Wreszcie krwotok ustal.
Po 2 godzinach przyjechali po mnie I Mateuszka z wozkiem inwalidzkim. Bylam w szoku I stwierdzilam, ze nie jestem niepelnosprawna I na sale poporodowa dojde sama.
Moja sala byla 3-osobowa. Dzieciaczki byly przy nas a polozne, zreszta bardzo mile I pomocne, zawsze sluzyly pomoca I wsparciem. Obchody tez nie byly krepujace I na ogol polegaly na tym, ze sprawdzano temperature I pytano sie nas czy sie dobrze czujemy. Nikt nie zagladal miedzy nogi. Raz bylo nawet tak, ze poszlam pod prysznic a wlasnie byl obchod I lekarz mnei nie zastal. SPojrzal wtedy w moja karte. Zobaczyl, ze temeperatury nie mialam (zawsze mierzono ja nam przed obchodem), lekarz wiec spojrzal w moje puste lozko I stwierdzil, ze chyba sie dobrze czuje, skoro wyszlam o wlasnych silach.
Ta czesc pobytu w szpitalu wspominam bardzo cieplo. No, moze poza jednym szczegolem dotyczacym mojego synka. Biedaczek plakal, bo myslalam, ze nie mialam pokarmu. Dostawialam go wiec caly czas do piersi, bo to mialo zwiekszyc laktacje. W ten sposob doprowadzilam swoje piersi do oplakanego stanu, ze jeszcze miesaic mnie bolaly z powodu nadmiernego zuzycia. A okazalo sie, ze maly mial kolke. A spowodowane to blo dieta szpitalna, bo jak sie okazalo, jedznie bylo z cebula. Potem pozostala dwojka dzieci z Sali dostala kolki I wtedy to juz w ogole byl Koncert. Ale po trzech dniach wypisano nas do domu. A byl to Sylwester. Samotny, ale to nowonarodzone zycie rekompensowalo mi wszystko. Z nim nie czulam sie samotna. Mialam swoj skarb przy sobie I liczylo sie tylko to.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mamusia
A tu moj drugi porod, w domu.
Do planowanego porodu mialam jeszcze jakies 2 tygodnie. W brzuchu 99cm, na wadze 62 kg, w glowie mysli by nie urodzic za wczesnie, bo czekal mnie test narodowy z matmy, do tego perspektywa 2 upragnionych koncertow z udzialem starszego dziecka. Ale z drugiej strony czulam, ze to moze sie stac w kazdej chwili. Mama mi wszak mowila, ze drugie I mlodszego brata I siostre rodzila przed terminem. Do tego brzuch mi sie obnizyl a glowka Damianka musiala juz byc bardzo nisko bo mocno ciazyla i cos tam musiala uciskac bo chodzilam jak pingwin. Ale na porod nie bylam jeszcze gotowa. Chcialam jeszcze zrobic sobie zdjecie z brzuszkiem na pamiatke i zamiescic je na brzuszku. No, ale maz mi przyniosl nie taka baterie do aparatu i czekalam na wlasciwa. Do tego czekalam na przesylke z wozkiem. Nawet lozeczko nei bylo skrecone. CHcialam sobie kupic albo sklecic krzeselko porodowe , takie na jakie napatrzylam sie w szwedzkich szpitalach, z dziura w siedzeniu.
12 pazdziernika zabralismy sie z mezem do skrecania lozeczka, ale on w trakcie stwierdzil, ze juz musi isc do pracy wiec sama musialam dokonczyc. Potem posciel, baldachim I male przemeblowanko w pokoju starszego syna. O, maluszek juz ma gdzie spac, pomyslalam. Teoretycznie moze sie juz wiec urodzic.
13 pazdziernika wielkie pranie. Najgorsze w tym wszystkim, ze to byly 2 kosze I trzeba je bylo zniesc do pralni a potem po praniu I suszeniu przyniesc znowu do mieszkania. To noszenie mnie najbardziej zmeczylo. A po poludniu maz zawiozl mnie I syna na aikido. Tam poczulam sie tak zmeczona, ze musialam walczyc by nie zasnac. Po treningu maz odwiozl nas do domu a sam pojechal do swojego klubu sportowego. W domu polozylam sie do lozka. Bylo po 18.00. Po jakims czasie poczulam jak cos sie zemnie saczy. Polspiaca doczlapalam sie do toalety I wtedy polalo sie wiecej. Jakis czas zastanawialam sie czego to byl wynik. Skad ta woda. Z porannej kapieli a moze jakies wyjatkowo obfita wydzielina. Ale wod bylo coraz wiecej wiec zaczelam juz miec coraz mniej watpliwosci. Mimo,iz podczas mojego poprzedniego porodu wszystkie wody na raz ze mnie chlusnely gdzies przy 6,7 cm rozwarcia, wiedzialam juz, ze rodze. Kazdy porod jest bowiem inny. Ale to bylo dla mnie za wczesnie. Bylam w szoku I zalalam sie lzami. Krzyknelam do synka by zadzwonil pot ate bo mi wody odchodza. Po jakichs 10 minutach maz byl w domu. Bylo ok 19.30. Zadzwonilam do mojej poloznej. Opisalam jej co I jak, odpowiedzialam na jej pytania (kolor wod itp) a ona stwierdzila, ze mam sie dzis polozyc wczesniej spac (ona sama I ta druga polozna tez tak zrobia) bo w ciagu najblizszej doby urodze I musimy zebrac sily.
Skurcze zaczely sie gdzies o 22.00, ale nie byly bolesne I byly co jakies 10 minut. Na kursach powiedzieli, ze musza byc co 3 minuty, by bylo po co jechac do szpitala. Jesli jes mniej to sie siedzi w domu, bo to jeszcze za wczesnie. Rozwarcie jest za male I moze minac jeszcze wiele godzin nim prawdziwy porod sie zacznie. No to siedzialam w domu, dokladnie w lozku I probowalam spac. Czasem mi sei to udawalo, ale emocje byly zbyt duze, poza tym chcialam liczyc te skurcze I zapisywac ich czestotliwosc. A najgorsze bylo to, ze balam sie, ze jelita mam nieoproznione I poza tym caly czas chcialo mi sie isc I je oproznic. I chyba po 6-8 razach udalo mi sie. Uff…
Maz spal obok. Nie chcialam go budzic by przynajmniej on mial sily by byl pomocny. Na co mi bowiem zmeczony nerwowy pomocnik?
Okolo 5 rano bole zaczely byc bolesne I coraz czestsze. Myslalam sobie wtedy by doczekac do tej 7-8 by wyslac malego do szkoly, by nie musial bys swiadkiem porodu. Doczekalam, ale zaraz po 8 rano zadzwonilam do poloznej bo bole byly juz dosyc bolesne a ich czestotliwosc co 3-4 minuty. Ona powiedziala, ze beda sie juz powoli zbierac z kolezanka I za jakas godzine czy poltorej beda u mnie. A gdyby bole byly wyjatkowo bolesne mam ponownie zadzwonic to sie pospiesza.
Okolo 9.00 bole rzeczywiscie byly juz okropne. Maz zadzwonil do nich by sie pospieszyly I spytal czy moge wziac Alvedon, tutejszy lek przeciwbolowy. Pozwolily. Maz dal mi 2 tabletki czyli razem 1 gram. Ale musze przyznac, ze nic nie pomoglo. Nic a nic. Polozna kazala wziac kapiel. Balam sie infekcji skoro wody juz odeszly. Ale polozna powiedziala, ze to nic nie szkodzi a woda zlagodzi bole. Maz nalal mi wiec wody a ja ledwo sie wgramolilam do wanny. W tej wodzie bole staly sie jakos rzadsze ale, niestety trwaly dluzej I I tak byly cholernie bolesne. Ale dzieki tym dluzszym przerwom troche sobie odpoczywalam. Niejednokrotnie prawie zasnelam. Balam sie, ze sie utopie .
Polozne przyjechaly ok 9.20. Przyszly do mnie, troche pomagaly oddychac, potem poszly do kuchni. Zostawili mnie wszyscy bym odpoczela. Tyle, ze ja tam dalej cierpiamam z kazdym nowym skurczem. Liczylam sobie sekundy i wychodzily mi te skurcze po 120! Najpierw aby dotrwac do tych 60, bo ponoc w polowie skurcze sa najsilniejsze, potem juz lagodnieja. To myslenie pomoglo mi przetrwac ten okropny bol. Potem stwierdzilam, ze juz wiecej nie zniose tej niepewnosci. Niech mnie zbadaja jakie mam rozwarcie, bo jak mniej niz 8 cm to ja juz tego bolu nie zniose i jade do szpitala po znieczulenie. Tak sobie myslalam, ale glosno nic nie pisnelam, bo nie chcialam stracic twarzy. Wyczlapalam sie ledwo z tej wanny i walnelam na lozko. Udalo sie, rozwarcie 8 cm a byla jakas 10.20.
Spytalam ile jeszcze moze to potrwac zanim urodze. Uslyszalam, ze moze 3 godziny. Z jednej strony przerazilo mnie to ale z drugiej bylam spokojna, bo moj syn wracal ze szkoly dopiero za 5 godzin. Spokojna wiec bylam ,ze nie bedzie musial ogladac mojego cierpienia I rozlewu krwi. Przez caly czas maz probowal mnie masowac, obejmowac. Lezalam sobie na lozku a polozne masowaly mi stopy, sciskaly kostki, bo to ponoc przyspieszalo rozwieranie syzjki czy usmierzalo bol, juz nie pamietam po co to wlasciwie, ale bylo przyjemne. Bol byl coraz gorszy a okolo 11.00 zaczely mi sie juz bole parte. Pamietam, ze lezalam na boku I to byla fajna pozycja do odpoczynku miedzy skurczami ale w czasie skurczy szczegolnie tych partych to bylo okropne. Zeszlam wiec z lozka co bylo bardzo baaaaaaaaaaardzo trudne I przyjelam pozycje bardziej odpowiednia do porodu I oparlam sie o lozko. W czasie bolow sciskalam reke mojego meza. Biedny. Pewnie bardzo go bolalo, ale nei dal po sobie poznac. Musze przyznac, ze w moim przypadku te bole parte byly okropne. Musialam zaczac krzyczec, szczegolnie, ze one mi nie daly tak wyprzec mojego szkraba. Jak skurcz ustal, musialam I ja ustac. Nic to, ze maly w polowie drogi I czulam jakby mnie mialo zaraz rozerwac. Najgorsze to jednak to, ze za kazdym razem sie troche cofal I myslalam, ze jak tak bede hamowac to parcie to do jutra nie urodze. Ale one wiedzialy co robily. Chcialy uchronic krocze przed peknieciem. O 11.20 moj Damianek byl juz na swiecie.
Wgramolilam sie znowu na lozko, a one daly mi chlopczyka. Cale to cierpienie mialam za soba a moj upragniony syneczek lezal mi na piersi. Sliczny, choc sie zdziwilam, bo mial ciemne wloski. A ja spodziewalam sie blondynka.
Maz sie zdziwil, ze prawie nie bylo krwi, ale, jak to przyslowie mowi, nie mow hop…. Znowu, tradycyjnie juz, polala sie ze mnie krew. Mimo wielkich cerat itp narzuta na lozko, a nawet posciel sie poplamily I jak wstalam by sie isc wykapac, to krwi bylo tyle, jakby to bylo miejsce zbrodni. Ale kochane polozne pomogly to wszystko posprzatac I nawet spraly krew z narzuty.
Potem mnie jeszcze zbadaly, czy aby nie beda musialy mnie gdzies zszyc, ale okazalo sie, ze mam tylko malenkie otarcia. Potem kazaly mi isc do toalety, by macica mogla sie prawidlowo obkurczac. Ja sie balam, ze bedzie bolec jak podczas poprzedniego porodu. No, ale jak juz poszlam do tej toalety to sie przyjemnie zdziwilam, ze nic nawet nie szczypalo. No tak, tym razem nikt mnie nie nacinal…Jaka ogromna roznica.
Teraz trzymam w objeciach mojego ukochanego Damianka. Nigdy nie pomyslalabym, ze pokocham go juz tak od pierwszej chwili. Tak bezgranicznie. Balam sie ze juz zadnego dziecka nie pokocham, skoro kocham tak bardzo mojego Mateuszka. Balam sie tego, czy w ogole bede umiala go kochac tak samo jak mojego starszego synka. Czy bede umiala byc sprawiedliwa? Ale trzymajac go na rekach mojego Damianka odczuwam to samo co czulam wtedy, gdy urodzil mi sie Mateuszek. Teraz mam juz 2 szczescia. Wspomnienie o bolu odeszlo juz w niepamiec. Zreszta zrobilabym to znowu, byle tylko moc tulic to sliczne dziecko.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się

Komentowanie zawartości tej strony możliwe jest po zalogowaniu



Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...